XLIII "Regencja"

279 15 9
                                    

    W dusznej, ociekającej swądem choroby komnacie królewskiej zebrali się Rajmund z Trypolisu, oparty o łuk przejścia do komnaty biurkowej, patriarcha Herakliusz, z przymkniętymi oczami odmawiający różaniec, Gwidon de Lusignan z Sybillą, jak najbardziej oddaleni od królewskiego łoża, oraz Salomea Pomorska, starająca się utrzymać dobrą minę do złej gry, ale miotały nią rozpacz i strach. Brakowało jej zresztą Wilhelma, jego opanowanie i kalkulacja z pewnością doprowadziłyby ją do ładu.
    - Jak widzicie, nie jestem w stanie sprawować już władzy. - Oznajmił słabo i chrapliwie król, oparty o poduszki w taki sposób, że znajdował się w pozycji niemal pionowej. Jego twarz zasłonięto chustą od oczu w dół, doczepioną do eleganckiego turbanu na głowie. Jego wzrok był mętny i momentami nieobecny, ale wiedział, co mówi i co się wokół niego dzieje.
    Rajmund podrapał się nerwowo po brodzie, zastanawiając się, co też młodemu władcy strzeli do głowy. Gdyby był na jego miejscu, z całą pewnością olałby Gwidona i z miejsca przyznał regencję Salomei.
    - Jedynym dziedzicem korony, którego uznaję, jest mój syn, Wasyl I. - Oznajmił Baldwin, a tym razem z jego głosu biła siła. - Z racji jego zbyt młodego wieku, władzę zwierzchnią nad królestwem, wraz z Jerozolimą powierzam więc jego matce, Salomei Pomorskiej, od dziś Jerozolimskiej.
    W komnacie zapadła głucha cisza. Królowa spodziewała się, że król ogłosi ją regentką, ale nie wierzyła, że posunął się także do nadania jej tytułu, należnego tylko członkom w krwi dynastii Plantagenetów, władających Ziemią Świętą od czasu pierwszej krucjaty. Nazwanie ją Salomeą Jerozolimską czyniło z niej w praktyce...króla. Patrzyła na Baldwina w oniemieniu, zastanawiając się, czy postradał zmysły, czy aż tak bardzo nie ufa swej siostrze i matce.
    - Panie...- odezwał się Gwidon, ale dłoń Rajmunda ciężko wylądowała na stoliku do szachów.
    - Taka jest wola króla. - Rzekł ostro a Sybilla utkwiła w nim mordercze spojrzenie. Herakliusz za to nie przerywał odmawiania różańca.
     - Żądam także natychmiastowej koronacji Wasyla.
     - Koronacja nowego króla, gdy ty jeszcze żyjesz? - Spytała łamiącym się głosem Salomea. Baldwin spojrzał na nią łagodnie.
    - Tak będzie najlepiej. - Stwierdził uspokajająco. Dziewczyna przygryzła wargę i odwróciła wzrok, nie mogąc znieść myśli, że on już naprawdę umiera. Jak mogłaby bez niego żyć? Kto jej doradzi, kto ją obejmie, kto będzie patrzył na nią jak na cud boski? Za bardzo się już do tego wszystkiego przyzwyczaiła.
    - Ponadto...- dodał nagle król i oczy wszystkich zwróciły się ku niemu. Wyglądał, jakby się wahał, lecz postanowił mimo to kontynuować. - Mianuję Gwidona de Lusignan zwierzchnikiem rycerstwa na wypadek konfliktu z zewnątrz.
    Wówczas już wszyscy przestali ogarniać. Salomea uniosła wysoko brwi, a Rajmund otworzył usta w zdumieniu. Nawet Sybilla zapowietrzyła się, spoglądając na brata niemal w szoku. Nagła zmowa milczenia została przerwana przez Herakliusza, który nagle oderwał się od modlitwy i złożył głęboki pokłon.
     - Taka twoja wola, miłościwy panie. Przygotuję pałac na koronację twego syna.

     - Oszalałeś. - Sarknął Rajmund, gdy wrota komnaty zamknęły się ciężko za patriarchą oraz królewską siostrą i jej mężem. - Najpierw oznajmiasz, że Salomea to Plantagenet, co najmniej jakby była twoją córką lub siostrą, a nie żoną, a potem ogłaszasz Gwidona zwierzchnikiem wojsk? Wybacz mi królu, ale...choroba utoczyła już twojej inteligencji.
    Natomiast Baldwin wydawał się być niewzruszony całą tą wiązanką. Siedział sobie spokojnie i patrzył jak popołudniowe słońce wpada do pomieszczenia z odsłoniętych już tarasów.
    - Wiem Rajmundzie, że to ryzykowne, ale miałem okazję poważnie się nad wszystkim zastanowić. Otóż Renald nie zamierza uspokoić swoich dzikich popędów, a to w końcu skończy się wojną i jestem niemal pewny, że to będzie miało miejsce jeszcze w tym roku. Salomea nie prowadziła wojen, a Gwidon jest doświadczony w boju. Poprowadzi wojsko, a Salomea zostanie w Jerozolimie, pilnując, by moja matka przypadkiem czegoś nie zmalowała. Zresztą, gdy już umrę, będziecie mogli spokojnie odwołać go z tego stanowiska.
    Salomea i Rajmund spoglądali na niego z zaskoczeniem, łączącym się z irytacją i buntem.
    - Dostał wojsko pod nos! Od ciebie, od ciebie osobiście! Ty kretynie! Nie słyszałeś, że on próbował zebrać prywatna armię, by zająć Ibelin po drodze do Jerozolimy?! Ty umrzesz, a krótko po tobie i ja, i Wasyl! Żaden idiotyczny tytuł mnie nie uchroni! - Dziewczyna nie wytrzymała i zaczęła miotać się po komnacie, wyrzucając z siebie słowa jak pociski a jej ręce latały wokół niej w żywiołowej gestykulacji. Baldwin szlachetnie zignorował "ty kretynie" i tylko pokiwał głową.
    - Nie umrzecie. Masz zbyt wielu baronów po swojej stronie, a nawet jeśli Gwidon, w co wątpię, szybciej moja matka i siostra, przeprowadzi zamach stanu, Saladyn nie pozostanie bierny. To nienormalne, wiem, ale sułtan zdecydowanie poprze ciebie, a z nim już nikt tutaj nie będzie mógł się równać w sporze o sukcesję. Zresztą Bóg jest po twojej stronie, Salomeo.
    Ale Salomei w cale to nie uspokoiło. Zamiast tego podeszła do niego agresywnie i pochyliła się.
    - Nie myśl, że oszczędzę Agnieszkę i Sybillę, gdy wystąpią przeciwko mnie. - Syknęła, a w jej oczach zapłonął ogień. Baldwin długo wpatrywał się w nią w milczeniu, trawiąc jej słowa. To, że była zapalczywa i odważna, wiedział od dawna. Miała dobre serce, ale po latach spędzonych na tym dworze, stało się ono zimne i ostre jak diament. Mimo to, mógłby przez wieki słuchać jej głosu. Rozpalała go od środka, nawet teraz, gdy nie czuł prawie całego ciała.
    - Jeśli podniosą rękę na ciebie i Wasyla...- zaczął, bardziej mrucząc, niż mówiąc - odetnij ją.
    Dziewczyna zamrugała i wyprostowała się.
    - Twoja krew poleje się po posadzce pałacu. - Zauważyła, niemal z zaskoczeniem - To twoja najbliższa rodzina.
    Ale Baldwin tylko powoli pokręcił głową, sprawiając, że turban zsunął mu się lekko na oczy.
    - Nie mam tu rodziny poza tobą i Wasylem. - Rzekł bardzo cicho i niewyraźnie, więc Rajmund poszedł po medyków a Salomea wpatrywała się smutno w rozpadające się ciało swego męża.
    - Kocham cię. - Powiedziała, zanim wyszła za hrabią Trypolisu. Baldwin uniósł drążącą rękę i przyłożył ją do swojej piersi, po czym wyciągnął ją ku dziewczynie. Ta uśmiechnęła się przez łzy i odeszła.

    - Wszyscy są już na dziedzińcu. - Oznajmił jej dzień później Rajmund, gdy wyszła ze swojej komnaty ubrana w najpiękniejszą ze swoich sukien, granatową w złote ornamenty o rozszerzonych rękawach i ściśniętej talii. Wyglądała okazale i taki był zamysł. To był jej dzień. Musiała pokazać wszystkim wokół swoją siłę, oraz to, że przed niczym się nie cofnie. Nerwowo przemierzała korytarze pałacu u boku hrabi aż dotarli do celu.
    - Wejdę pierwszy, ty wejdź kilka minut po mnie. Głowa do góry, cycki do przo...przepraszam...- zająknął się, przymykając oczy, ale Salomea wybuchnęła śmiechem. To wszystko bardzo ją stresowało, ale przecież od tego zależało jej życie. Ta chwila to kamień milowy.
    - Salomeo...miłościwa pani... - zaczął z powagą Rajmund, stając na wprost niej. Był lekko blady i spoglądał na nią intensywnie. Dziewczyna przygryzła wargę. - To ja zaproponowałem małżeństwo króla i również ja byłem niezadowolony jego wyborem. Teraz, gdy na ciebie patrzę, widzę silną, rozsądną kobietę, która jest w stanie kontynuować politykę królestwa. Nie zapominaj o tym, gdy już tam wejdziesz i spojrzysz na nich z królewskiego tronu.
    Następnie poklepał ją po ramieniu, odwrócił się na pięcie i wszedł na dziedziniec. Do uszu Salomei dochodziły głosy i krzyki zgromadzonych tam mężczyzn. Hrabiów, baronów, rycerzy, wielkich mistrzów...ludzi władzy. Ale przecież ona teraz też miała władzę. I to większą, potężniejszą od nich. Na jej barkach spoczywało całe państwo, przez większość swego istnienia targane konfliktami, wojnami i tragediami. Wiedziała, że może temu zapobiec, teraz, gdy jedno jej słowo decydowało o wszystkim.
    Kim była, zanim tu przybyła? Pyskatą, chudą nastolatką, która machała mieczem i myślała, że jest fajna? Niedojrzałą dziewczynką, która nie chciała wyjść za mąż, więc naraziła własne życie i uciekła, nie wiadomo gdzie? A gdy już się tu znalazła, kim się stała?
    Nigdy nie lubiłam, gdy mi rozkazywano, a byłam tylko nic nie znaczącą księżniczką z północy. Teraz jestem regentką, mój syn zostanie królem a moje rządy zapiszą się na kartach historii. Po raz pierwszy chyba nie muszę nic udowadniać nikomu, poza samą sobą.
    Uniosła wzrok, odetchnęła głęboko i weszła na dziedziniec.
    - Interrex Salomae de Hierusalem! - Zawołał marszałek dworu po łacińsku - Regentka Salomea Jerozolimska!
    Wszyscy zgromadzeni wstali i pokłonili się pokornie. Dziewczyna przeszła z wysoko uniesioną głową do tronu, po czym odwróciła się przodem do wszystkich i omiotła ich lodowatym spojrzeniem. Trwali tak przez kilkadziesiąt sekund, aż w końcu opadła z gracją na tron i oparła ręce na podłokietnikach. Poczuła, jak gniew wypełnia ją od środka, nie mogąc znaleźć jednej twarzy wśród zebranych.
    - Gdzie jest Renald de Chatillon? - Spytała  ostro i długo nikt jej nie odpowiadał. Rajmund, który od zawsze miał zaklepane miejsce najbliżej władcy tylko rozglądał się po dziedzińcu, najwidoczniej sam będąc zainteresowanym jego absencją.
    - Doczekam się odpowiedzi, zacni panowie? - Dodała, uśmiechając się nieszczerze. Zauważyła jak Arnaud de Toroge, wielki mistrz templariuszy zaciska dłonie w pięści, błądząc wzrokiem po posadzce. Stary Onufry de Thoron także nie wyglądał na zachwyconego obrotem spraw, za to jego wnuk, narzeczony królewny Izabeli wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się bał. Salomea postanowiła to wykorzystać.
    - Onufry de Thoron? - Wskazała na niego dłonią. Starszy z mężczyzn wstał ciężko na nogi. - Nie, nie ty, baronie Galilei, twój imiennik, wnuk.
    Chłopak zerwał się nerwowo. Sama jego obecność na posiedzeniu zdziwiła królową, ale nie protestowała. Właściwie chciałaby, żeby Balian z Ibelinu zaczął przyprowadzać na nie swoich synów. Była pewna, że Barisan miałby sporo świetnych pomysłów.
    - Miłościwa pani...Renald... - Onufry zaczął się jąkać. Salomea zwróciła uwagę na poirytowane spojrzenie Arnauda oraz Courtenayów, siedzących niedaleko. - Nie pojawi się, bo...
    Wówczas na dziedziniec wpadł zziajany posłaniec. Rzucił się na podłogę, kłaniając się przed regentką, po czym oddał niesiony przez siebie list Rajmundowi. Ten od razu wstał i oddał go dziewczynie. Przyjrzał się posłańcowi ale nie miał pojęcia, kto go przysłał. Wyglądał na mieszkańca Zajordanii...a więc ziem Renalda. Królowa przez chwilę czytała uważnie, czując jak robi się jej gorąco i zimno na zmianę. Baldwin miał rację. Czemu on ma zawsze rację? I dlaczego akurat pierwszego dnia jej rządów dzieje się coś takiego?
    - Patriarcho Herakliuszu. - Odezwała się, a wspomniany zerwał na nogi z pokłonem. - Musisz przełożyć koronację mego syna. Gwidonie de Lusignan... - ten również podniósł się z niepewną miną. - Przygotuj armię. Ruszamy w odwiedziny do Keraku.

Teraz będzie ciekawie, bo ostatnio wiało nudą :( ale wojna i Barisan idą w parze :D

KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz