XX "Do Damaszku"

392 21 5
                                    


    Salomea pamiętała tylko, że długo obserwowała poruszające się nogi kasztanowatego konia, ale pod dziwnym kątem, tak jakby zwisała z siodła. Gdy jej otępiałe zmysły w końcu zaczęły coś ogarniać, zrozumiała, że faktycznie zwisała z siodła, a jej głowa pulsowała bólem. Udało się jej unieść rękę i zdrapać zaschniętą krew z policzka. Zauważyła wtedy, że jej lewe ramię jest dokładnie zabandażowane. Nie miała pojęcia, czemu ktoś przytroczył ją do siodła, opatrzył i wiózł tyle czasu przez pustynię. Jęknęła cicho i uniosła lekko głowę. Przed nimi jechała spora ilość Saracenów, większość ciągnęła za sobą kobiety i dzieci, których ręce przywiązane były do siodeł. Pomyślała, że tak być nie może.
    Zsunęła się z siodła, ale przed upadkiem na piasek ktoś ją powstrzymał, łapiąc ją wpół. Wykręciła się, żeby temu komuś przywalić, ale szybko pożałowała, czując falę bólu i mdłości. Trzymający ją Saracen zaczął krzyczeć w swoim języku, podniósł ją i ponownie rzucił na siodło. Znów zemdlała a krew zalała jej oczy.

    Ocknęła się dopiero, gdy leżała na końskiej derce a słońce paliło jej usta. Uniosła powieki i powoli przechyliła głowę,  nie chcąc znów odlecieć. Znajdowali się przy oazie. Saraceni poili konie, a Jerozolimskie kobiety i dzieci siedziały pod marnym krzakiem, starając się ukryć przed promieniami. Stęknęła, podpierając się na łokciach. Jeden z mężczyzn zawołał coś do niej, ale ona tylko opadła głową z powrotem na piasek. "Pięknie. Po prostu pięknie", pomyślała i trochę spanikowała. W tym stanie nie mogła im uciec, zwłaszcza, że nie miała pojęcia, gdzie są. Żałość zalała jej serce. Nie wiedziała nawet, czy miasto zdołało się obronić. Przymknęła powieki, krzywiąc się. "Trzeba było nie zbiegać z tych cholernych schodów jako pierwsza. Nigdy nie będę rycerzem, jestem niska i chuda, tak jak mówił Baldwin", powtarzała w duchu. Ktoś obok niej ukucnął.
    - W Jerozolimie bywają przedziwni ludzie, ale kobiety z kolczudze jeszcze nie widziałem. - Stwierdził z uśmiechem czarnooki chłopiec. - Ciebie wezmę do haremu. - Dodał, po czym odwrócił się i kiwnął na jednego z ludzi. Tamten chwycił skórzaną sakwę i wyjął z niej bandaże.
    - Muhammad. - Warknęła Salomea, spoglądając na niego surowo. Wspomniany uniósł wysoko ciemne i gęste brwi. Miał przyjemną, szczupłą twarz o ciemnej karnacji i regularnych rysach twarzy, bez cienia zarostu.
    - Znamy się? - Prychnął śmiechem, a Saracen z bandażami uklęknął przy niej, żeby zdjąć stary opatrunek i założyć nowy.
    - Pięknie mówisz po francusku, synu Saladyna. - Dodała, krzywiąc się lekko z bólu.
    - Jak śmiesz tak do mnie mówić, skoro wiesz, kim jestem? - Chłopak wstał na nogi i patrzył na nią z góry.
    - Wiem, kim jesteś, bo się domyśliłam. Ty pewnie nie masz pojęcia kim jestem ja. - Stwierdziła ponuro, posyłając saraceńskiemu medykowi podejrzliwe spojrzenie.
    - Branką w kolczudze, która trafi do haremu mego ojca. - Prychnął Muhammad, znów się uśmiechając. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki.
    - Królową Jerozolimy, cepie. - Syknęła Salomea, a mężczyzna który ją opatrywał również się podniósł. Powiedział coś do swojego księcia, który tylko obserwował dziewczynę z nieodgadnioną miną. Medyk odszedł, a Muhammad usiadł obok niej i przyjrzał się jej uważnie.
    - Królową Jerozolimy...ciekawe...gdzie twoja korona? - Spytał, przeciągając samogłoski, przez co w jego słowa wkradł się obcy akcent.
    - Nie noszę korony na co dzień. Nie wiem, jakie u was są obyczaje, ale ja koronę założyłam tylko raz. Na koronacji.
    Stojący nieopodal mężczyzna w czerni powiedział coś cicho, a książę kiwnął głową. Odpowiedział mu i znów skupił uwagę na dziewczynie.
    - Mam świadomość, że król niedawno się ożenił i że kobieta jest młoda, ale skąd pewność, że nie kłamiesz? - Uniósł wysoko brwi a na jego twarzy pojawił się kolejny, lekko krzywy uśmiech.
    - Gdziekolwiek mnie wieziesz, czymkolwiek jest harem, o którym mówisz, król tam przybędzie i cię zabije. Możesz mi nie wierzyć, ale uważaj. - Warknęła Salomea, mrużąc oczy, czując piekące słońce na policzkach. Muhammad pokiwał głową.
    - Dobrze...królowo. Będę na niego czekał w Damaszku.
    Puścił jej oczko, wstał i odszedł. Dziewczyna przymknęła powieki i przełknęła ślinę. Miała mocno przesrane.

KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz