Gdy następnego ranka Salomea otworzyła oczy, komnatę wypełniał jaskrawy blask słońca. Było gorąco, ale lekki wiatr rozwiewał tkaniny przy tarasie oraz baldachim. Leżała na łożu, ze skopaną pościelą, wszystkie kończyny rozrzucając w innych kierunkach. Poczuła, że od tego dziwnego ułożenia boli ją kręgosłup. Ziewnęła i przeciągnęła się lekko. Potem stwierdziła, że nie tak wyobrażała sobie noc poślubną.
"Zamknij oczy i myśl o Polsce", powiedziała Walpurga podczas ich jedynej rozmowy na ten temat. Dziewczyna doszła przez to do wniosku, że w takim razie musi być boleśnie i upokarzająco. Na szczęście jej mąż okazał wielkoduszny i oszczędził ją.
Na razie.
Salomea wiedziała, że jest tu tylko po to, żeby urodzić następce. Wszyscy szybko zrozumieją, że do niczego nie doszło, że nie jest w ciąży a wtedy narobi sobie wrogów. Musi milczeć. Musi udawać, że wszystko jest tak, jak zaplanowała sobie Jerozolima.
Gdy usłyszała dziwny dźwięk, przypominający krzyk i wycie w jednym, doszła do wniosku, że nie ma co marnować dnia na przemyślenia. Zwlekła się z łoża, przeczesując włosy palcami i pocierając swędzący nos, weszła do drugiej części królewskich komnat, gdzie stało biurko a wszędzie walały się papiery z rysunkami i planami, prawdopodobnie wojennymi. Na tarasie siedział Baldwin, a razem z nim przebywało kilka osób. Salomea ostrożnie, zza regału, zaczęła się im przyglądać. Jednym z nich był starszy mężczyzna, którego poznała wczorajszego dnia jako arcybiskupa Wilhelma. Pozostałych trzech kompletnie nie kojarzyła, ale doszła do wniosku, że to może medycy, bo jeden wyciągnął jakąś fiolkę ze skórzanej sakwy na biodrach. Dziwny krzyk powtórzył się, ale dziewczyna nie potrafiła go zlokalizować. Doszła do wniosku, że musiało wydawać je jakieś zwierzę. Zauważyła również, że jest głodna. Nie była pewna, jak wygląda tu harmonogram posiłków, postanowiła więc poczekać aż towarzystwo się rozejdzie i będzie mogła spytać Baldwina. W tym celu przesmyknęła przez pomieszczenie i znalazła się w kolejnej części komnat. Przez chwilę nie potrafiła się ruszyć, wszystko chciała dokładnie obejrzeć. Freski na ścianach aż lśniły w porannym słońcu, wpadającym przez łukowate wyjścia na tarasy. Wszędzie kłębiły się tropikalne rośliny, niektóre z nich miały tak wielkie liście, że Salomea musiała ich dotknąć, żeby uwierzyć, że istniały. Pośrodku komnaty stał basen na planie kwadratu, otoczony schodami w mozaice. Dziewczyna zanurzyła palec z wodzie i doszła do wniosku, że jest czysta i ciepła. W domu rzadko się kąpali, zazwyczaj latem i w morzu. Czasami dziewczyna po wyjątkowo surowej podróży kazała urządzać sobie mycie w balii, ale, jak to w średniowieczu, nie było to częste. Tutaj mogłaby to robić codziennie. Rozejrzała się, ale dostrzegła strażników stojących w pewnym oddaleniu. Mruknęła coś o prywatności i oddaliła się w stronę kolejnej części komnat.
Tam panował już półmrok. Pośrodku wysokiej sali o wklęsłym sklepieniu stała imponująca, realistyczna rzeźba jeźdźca na koniu. Musiała pamiętać czasy Rzymskie, bo taki styl właśnie przypominała. Dziewczyna przejechała dłonią po zimnym, czarnym kopycie i przyjrzała się detalom, takim jak idealnie odwzorowane mięśnie. Przypomniała sobie ze smutkiem, że artystka z niej żadna i opuściła głowę. Dalej był już tylko ciemny korytarz, przy wejściu do którego stały dwa płonące znicze. Salomea postanowiła wrócić i sprawdzić, czy Wilhelm i medycy już sobie poszli. Była naprawdę głodna. Bose stopy przemykały po zimnej posadzce i wkrótce znowu znalazła się w komnacie z biurkiem. Taras świecił pustkami. Udała się tam, dostrzegając na jednym ze stołów półmisek z czymś, co wyglądało jak jedzenie. Wzięła mały, kruchy kawałek i ugryzła.
- Jadłaś kiedyś baklawę? - Usłyszała za sobą i aż podskoczyła. Zaczęła kaszleć. Odwróciła się, by spojrzeć na świeżo obandażowanego Baldwina, trzymającego w rękach jakieś książki.
- Nic ci nie jest? - Spytał, gdy zaczęła oddychać normalnie. Pokręciła głową, wycierając łzy.
- Nie, przeżyłam. A baklawy nie jadłam wcześniej. To jest to? - Spytała, unosząc resztę ciastka. Baldwin kiwnął głową. - Dobre. Słodkie takie. - Dodała i wbiła wzrok w ziemię. Baldwin poszedł w jej ślady. Następnie wraz ze swoimi książkami usiadł przy stole, z którego dziewczyna wzięła jedzenie. Przyjrzał się jej i odłożył książki na bok.
- Jeśli jest coś, czego chcesz, powiedz. Mogę dać ci wszystko. - Oznajmił, czym zbił dziewczynę z tropu. Ta, onieśmielona, usiadła na przeciwko niego i zupełnie nagle znów rozległ się ten dziwny krzyk.
- Co to jest? - Spytała, rozglądając się i marszcząc brwi.
- To pawie. - Odrzekł spokojnie Baldwin.
- A no tak! - Dziewczyna rozpromieniła się i klasnęła w dłonie - Widziałam je wczoraj!
Mogłaby by przysiąc, że chłopak pod maską się uśmiechnął.
- Skoro mogę poprosić do wszystko...- zaczęło, spoglądając na niego zaczepnie. - To chcę pawia.
Baldwin przez moment nie do końca zrozumiał, o co prosiła. W jego mniemaniu pawie były tylko ozdobą, ładnie wyglądającymi zwierzaczkami, dokarmianymi przez młode dwórki. Dopiero potem uświadomił sobie, że pewnie dziewczyna nigdy wcześniej ich nie widziała.
- Dobrze, dostaniesz pawia. - Zaśmiał się, na co Salomea uśmiechnęła się szeroko.
- Poza tym...chyba minąłeś się wczoraj z celem. - Zaczęła, zabierając z półmisków więcej baklawy. Chłopak uniósł brodę, dzięki czemu dziewczyna lepiej przyjrzała się jego oczom. Jedno było normalne, o ładnej, błękitno - szarej tęczówce, w oprawie jasnych rzęs. Drugie wyglądało na chore, jakby król miał zapalenie spojówki.
- Nie chcę, żebyś ponosiła odpowiedzialność za decyzje ludzi, których nawet nie znasz. Jestem trędowaty. Większość ludzi nawet nie chce na mnie patrzeć, w tym rodzona siostra. Myślę, że nie powinniśmy wracać do tego tematu. - Wyjaśnił. Salomea zrobiła niezadowoloną minę.
- Ty sobie możesz nie wracać. Nie od ciebie oczekują urodzenia dziecka.
- Oczekują.
- Czego, że urośnie ci brzuch i za dziewięć miesięcy urodzi się mały Baldwin? - Spytała sarkastycznie i odchyliła się na krześle. Król pod maską zmarszczył brwi. Nie spodziewał się po niej tak rozległych merytorycznie przemówień. W dodatku określenie "mały Baldwin" wyjątkowo przypadło mu do gustu.
- Nie do końca...ale mały Baldwin jest wymagany.
- Tak, i to mi ma urosnąć brzuch! Tyle, że nie urośnie, skoro mamy "nie wracać do tego tematu". I jakby dla mnie w porządku, wręcz wyśmienicie, ja mogę sobie spokojnie hodować tu pawie, jeździć konno po pustyni i jeść baklawę, ale w końcu ktoś powie "hol hola amigo, basta" i na tym się skończy. Nie żebym znała hiszpański, po prostu jakiś facet na statku z Włoch tak krzyczał i mi się spodobało...
Przez moment jedynymi dźwiękami na królewskich tarasach były pawie, wiatr szeleszczący w tkaninach i śpiewy służek z dołu. Baldwina szczerze zatkało. Rzadko kiedy rozmawiał z kobietami, właściwie to poza swoją matką, siostrą i macochą oraz żonami baronów nie rozmawiał z żadną i nie myślał, że potrafią być sarkastyczne, zabawne, bezczelne i urocze naraz.
- Czyli...co, chcesz żebyśmy teraz poszli do środka i...
- Nie! - Zawołała, unosząc się lekko z przerażeniem malującym się na bladej twarzy. - Nie, niech zostanie jak jest! - Dodała nerwowo. - Przynajmniej na razie. Nie chcę...jeszcze.
- Dobrze. W porządku. Wszystko będzie tak jak chcesz. - Uspokoił ją Baldwin. Dziewczyna spojrzała na niego badawczo.
- Jesteś zaskakujący. - Stwierdziła.
- Ty też.
I znów nastała cisza. Salomea dokończyła swoją porcję baklawy i rozejrzała się wokół.
- Oprowadzisz mnie po pałacu? - Spytała, gdy Baldwin przeglądał swoje książki. Popatrzył na nią przelotnie.
- Myślę, że sama oprowadzisz się najlepiej.
Dziewczyna pokręciła głową z rezygnacją.
- Lepiej przygotuj się na to, że zaraz wpadnie tu stado nastoletnich dziewczyn. Wiesz, przyniosą mi ubrania. I będą mnie tu przebierać. Na twoim miejscu ukryłabym się pod stołem. - Stwierdziła z wrednym uśmieszkiem. Król znów na nią spojrzał, jednak nie odezwał się.
Salomea nawet nie wiedziała, że śmiertelnie wystraszyła go tą informacją.
CZYTASZ
Królestwo
Historische RomaneXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...