Salomea wpatrywała się w niebo, odchylona na drewnianej, przymocowanej sznurem do drzewa huśtawce. W kontemplacji obłoków przeszkadzały jej uginające się pod jej ciężarem gałęzie. Dziewczyna była już drugi tydzień na Ibelinie i wciąż wszystko ją przygnębiało. Westchnęła przeciągle i puściła dłońmi sznur. Wylądowała głową i plecami w piachu, na huśtawce zostały tylko jej nogi, zasłonięte strojną suknią w turkusowym odcieniu w wyszywane złote wzory. Westchnęła ciężko.
- A w Raduni krwawo woda...- zanuciła cichutko i przypomniała sobie twarzyczkę Wasyla. Przymknęła oczy, powstrzymując łzy. Kiedy w końcu weźmie się w garść? Tyle miesięcy minęło a ona wciąż tylko roztkliwia się nad sobą. Ciekawe, co będzie, gdy zostanie regentką. Też będzie tak wszystko przeżywać?Baldwin.
Wspomnienie jego niewyraźnego głosu i błękitnych oczu w kształcie migdałów wybiło ją z rytmu. Zamilkła i znów zapatrzyła się w niebo. "Cholera, Baldwin, czemu to mnie wybraliście?", pomyślała z wyrzutem. Jej serce rwało się do Szczecina, na kochane, poczciwe Pomorze. Zastanowiła się nawet, czy nie uciec stąd w cholerę. Ale Wasyl...malutki Wasyl.
Wstała niezgrabnie na nogi i poprawiła spływające do pasa włosy. Pokręciła głową i ruszyła w stronę murów pałacu.
Ibelinowie byli prostym, ale bardzo szlachetnym rodem. Salomea nie mogła się nadziwić, jak Barisan pewnego dnia wstał o świcie, gdy ona akurat siedziała w oknie, męcząc się bezsennością, i udał się konno do wioski, by osobiście nadzorować i pomagać w kopaniu rowów melioracyjnych, mających zasilić dość ubogie pola. Była tym tak zachwycona, że sama założyła swoje stare, chłopięce ubrania i udała się w to samo miejsce. Zaskoczony Barisan zawstydził się faktu, że jest cały w błocie, gdy królowa stanęła przed nim z chytrym uśmiechem.
- Myślałeś, Barisanie, że zdołasz ukryć przede mną tak niezwykłą przygodę? - Zaśmiała się, opierając ręce na biodrach. Czarnowłosy młodzieniec również się uśmiechnął, a na jego przyprószonych zarostem policzkach wykwitły dołeczki.
- Królowej przecież nie przystoi...- mruknął, starając się zedrzeć z czoła warstwę błota, ale rozmazał ją jeszcze bardziej.
- Tylko ty tu wiesz, kim jestem, a ufam, że w przyjaźni nikomu z tych poczciwych ludzi nie powiesz. - Szepnęła przebiegle, zbliżając się do niego. Chłopak trochę za długo się w nią wpatrywał, zresztą z wzajemnością. Jakaś żydowska kobieta zagwizdała na ten widok. Salomea roześmiała się głośno, zginając się wpół. Już od dawna nie czuła się tak dobrze.
Więc kopali. Salomea z radością wślizgnęła się w błotnisty dół, od razu brudząc się od stóp do głów. Wygarniali błotnistą ziemię łopatami, do wiader, które potem trzeba było nosić kilkaset metrów do wioski, gdzie używano jej do budowania domostw. Dość szybko wszystkie okoliczne dzieci przylgnęły do wesołej blondynki w spodniach, a ona chętnie nosiła je na barana, podskakiwała z nimi pod ręce i uczyła się od nich ich zabaw. Barisan, obserwując to kątem, myślał, że niewiele musi być na świecie takich niewiast. Takich, które ubłocone biegają z chrześcijańskimi, żydowskimi i muzułmańskimi dziećmi wśród wieśniaków i niczym się nie przejmują.
Myśli Salomei były dość podobne. Gdy wracali, mokrzy, brudni i szczęśliwi, odprowadzani śpiewem i wołaniem wieśniaków, jadąc na jednym koniu, Barisan z przodu, a ona z tyłu, trzymając go w pasie, myślała, że właśnie tak mogłoby wyglądać jej życie. Beztroskie, głośne, pracowite...i tak zupełnie, zwyczajnie ludzkie. Po co komu korony, berła, armie i państwa, skoro można mieć męża, pomagającego innymi ludziom jak braciom. Skoro można nosić ubłocone spodnie i śpiewać żydowskie pieśni z garncarkami. Gdyby tylko mogła porwać Wasyla, zrzucić karb państwa na tę cholerną Sybillę i tępego Gwidona, po śmierci Baldwina zostać panią na Ibelinie...Dość.
Salomea przekroczyła bramy pałacu, zastanawiając się, czy ubrudziła suknię, leżąc na ziemi. Strażnicy mieli ją generalnie gdzieś. Wyminęła ich szybko, wchodząc do pałacu. Przy wejściu od razu została zaatakowana przez Baliana.
- Miłościwa pani! - Zawołał i uśmiechnął się, podbiegając do niej. Ona również krzywo się uśmiechnęła, ale szybko spoważniała. Podejrzewała, co mu chodzi po głowie.
- Wieczorem Barisan i Baldwin jadą na polowanie i zapytują, czy nie pojedziesz z nimi, pani. - Oznajmił a dziewczyna pokiwała powoli głową.
- Jasne, z chęcią. - Wzruszyła ramionami. Dobrze, że chociaż młodszy brat Barisana, wspomniany Baldwin, również błękitnooki i czarnowłosy, choć mniej przystojny, będzie jechał. Niebezpiecznie dobrze rozmawiało się jej z najstarszym synem Baliana. Byli do siebie zbyt podobni - szczerzy, ufni, młodzi i piękni.
Gdy królowa go wyminęła i ruszyła do komnat na piętrze, baron Ibelinu przygryzł dolną wargę, starając się stłumić radość. W milczeniu wyruszył na poszukiwania żony.
- Chyba ją mamy. - Zawołał przebiegle, zastając ją w ogrodzie. Maria Komnena oderwała wzrok od książki, którą dotychczas czytała. Kasztanowe włosy zafalowały na wietrze.
- Zakochała się w Barisanie? - Zdziwiła się, unosząc jedną brew. Osobiście lubiła synów swojego męża z poprzedniego małżeństwa, ale uważała ich za prostych, zdecydowanie zbyt nudnych i przeciętnych. Była w końcu bizantyjką, dumną córką cesarską i nie zadowalała się byle kim. Balian przynajmniej był inteligentny i dobrze go poznała, gdy jeszcze poprzedni król a jej pierwszy mąż żył.
- Tak sądzę. Oboje chodzą za sobą jak cielaki. W życiu bym nie pomyślał, że ta bezczelna pomorska dziewucha będzie pracować z wieśniakami w polu, ale cóż, człowiek uczy się całe życie. A Barisan?! Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby się tak stroił! A jak się dowiedział, że królowa uwielbia hibiskusy, wysłał sługi aż do Trypolisu, żeby jej przywieźli w pozłacanych doniczkach. Gdy król umrze, ona za niego wyjdzie. Mówię ci, będzie regentem, dla Wasyla lepszym ojcem niż panujący jego biologiczny, a my na tronie będziemy mieć syna. - Zakończył dumnie i aż uniósł szpakowatą brodę. Maria pokręciła głową ze śmiechem.
- Gdyby to było tak proste...a możesz mi wierzyć, przyjrzałam się jej. Ona prosta nie jest. Jeszcze ci numer wywinie. - Puściła mu wredne oczko. Balian obruszył się i usiadł na wprost niej.
- Nie wiem za bardzo, co chcesz mi powiedzieć.
- Ona może nawet i uwielbiać Barisana, ale coś mi mówi, że kocha swojego męża. I tak łatwo ślubu nie weźmie po jego śmierci. - Maria spoważniała i zadumała się. Czy kiedykolwiek kogoś kochała? Almaryka? Raczej nie. Baliana? Lubi go, tak. Ale czy kocha...?
- Czy da się kochać trędowatego? - Mruknął baron, opierając się na nadgarstku. Maria Komnena nic nie odpowiedziała.Do wieczora Salomea siedziała w bibliotece pałacowej, zaczytana w historii królestwa. Gdy doszła do rozdziału poświęconego swojemu zmarłemu teściowi, odłożyła na moment książkę i zamyśliła się, wzrok utkwiwszy w hibiskusach, które dla niej zamówił Barisan.
Jaki byłby Baldwin, gdyby był zdrowy? Wyobraziła sobie pociągłą twarz o wydatnych kościach policzkowych, wąskich, różowych ustach i tych charakterystycznych oczach. Widziała w głowie połyskujące, złote fale i grube brwi. Jaki byłby ten piękny chłopak, gdyby nie musiał nosić maski? Pomyślała, że pewnie taki, jak wszyscy piękni, szlachetnie urodzeni chłopcy. Zapatrzony w siebie, dumny. Myślący, że świat ma u stóp na każda kobieta mdleje na jego widok z zachwytu. Mało takich w życiu spotkała? Jaki był Racibor? No dobra, Racibor kobietami zbytnio zainteresowany nie był, jedyne co go obchodziło, to wyniesienie księstwa do rangi królestwa, najlepiej też, żeby to on został królem. Ślub wziął z pobudek politycznych i Salomea wątpiła, żeby Anastazja była przez niego jakkolwiek kochana. Tylko co z tymi wszystkimi niemieckimi książętami, którzy gwizdali za każdą służącą, wieśniaczką, czy nawet praczką? Co z duńskim królewiczem, który zostawił podobno piętnaścioro dzieci na Pomorzu, gdy trwała wojna? Piętnaścioro! Ciekawe ile nieślubnych mini Baldwinów biegałoby po Jerozolimie, gdyby król był zupełnie zdrowym i silnym dzwudziestodwulatkiem? Dziewczyna potarła lekko krzywy nos i schowała twarz w dłoniach. Zatęskniła trochę za królewskim pałacem. Równocześnie bardzo chciała jechać na polowanie z Barisanem. Chyba dochodzi do siebie. Za niedługo trzeba będzie wracać.Było dość chłodno, mimo, że na Ibelinie panowały ogólnie wyższe temperatury niż w Jerozolimię. Salomea miała na sobie tunikę podarowaną jej przez męża na urodziny i wysokie skórzane buty do kolan. Na plecach wiozła piękny łuk i kołczan z kilkunastoma strzałami. Mniej więcej ten sam ekwipunek mieli ze sobą uśmiechnięty Barisan i senny Baldwin.
- Potem, pani...lwica wyskoczyła na mnie i brata zupełnie znienacka! Chciała pomścić swojego ukochanego i obronić dzieci...- opowiadał starszy z chłopaków. Baldwin zmrużył oczy i pokręcił głową.
- Nie przystoi mówić, że lwica, głupie zwierzę, miała ukochanego i dzieci. - Mruknął z zażenowaniem. Salomea patrzyła na obu z wesołym uśmiechem.
- Ah, bracie. Takie same zwierzę jak i my. Mrugają oczami, oddychają, ziewają, jedzą i piją. A i przeto ten sam Bóg nas stworzył! - Zawołał nerwowo Barisan, zastanawiając się, czy palnął głupstwo. Królowa potrzepała głową, pozwalając, by spięte włosy rozsypały się nieco w nieładzie.
- Trudno się nie zgodzić. Ale opowiadaj, co było dalej? Poradziliście sobie z nią? - Spytała zaciekawiona. Nigdy wcześniej nie widziała lwa.
- Ja chciałem ją schwytać i posłać na dwór króla. - Stwierdził wiecznie niezadowolony Baldwin. Salomea dowiedziała się, że to on miał najpierw zostać mężem Sybilli i gdyby tak się stało, ona nigdy nie zawitałaby do Ziemi Świętej. Jechał już nawet po pożyczkę do Bizancjum, ale wtedy królewna stwierdziła, że Gwidon jest przystojniejszy no i wyszło jak wyszło. "Ona przynajmniej miała coś do gadania, a mnie na siłę wysłali", pomyślała wściekle.
- Czemu więc się tak nie stało? - Spytała znów, jako że nigdy nic nie słyszała o lwie w pałacu.
- Mój brat postanowił ją zadźgać.
Salomea spojrzała z niezadowoleniem na Barisana. Ten poczerwieniał i obserwował własne dłonie.
- Nie chciałem, żeby do końca życia trwała bezwolnie w klatce. Walczyłem z nią i padła. Mam wrażenie, że bardziej zasługiwała na śmierć w walce, niż śmierć z nudów, otoczona znienawidzonymi ludźmi.
Salomea odwróciła głowę i zapatrzyła się w zaróżowione niebo. Pierwsze gwiazdy pojawiały się już na horyzoncie. Tak bardzo utożsamiła się z tą lwicą. Ona też nie chce umrzeć z nudów w złotej klatce pałacu. Zginie w walce o to cholerne królestwo. Dziewczyna poczuła, jak wracają w nią siły. Złe samopoczucie ją opuściło. Wzięła głęboki oddech i zrozumiała, że jest gotowa wracać do stolicy by zrobić własne porządki. Koniec życia pod dyktando innych. Czas wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Zatrzymała konia. Młodzi Ibelinowie spojrzeli na nią z ukosa, również stając.
- Wracam do Jerozolimy. - Oznajmiła twardo, patrząc na każdego na zmianę. Barisan zmarszczył brwi i jakby się zasmucił.
- Teraz, miłościwa pani? - Spytał skołowany Baldwin.
- Tak.
CZYTASZ
Królestwo
Historical FictionXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...