LI "Król i jego syn"

267 14 9
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


    Wiatr nad Arkoną dął w pozrywane żagle pomorskiej floty, kołyszącej się na falach pod klifem a skrzek wygłodniałych mew zwiastował pogorzelisko. Mimo to, Bogusławowi I wydawało się, że jest całkiem cicho, nie słyszał wiatru, nie słyszał ptactwa. Potrafił tylko opuchniętymi oczami patrzeć na stos pogrzebowy tuż przed nim. W cale nie chciał dokonywać pogrzebu w ten sposób, ten pogański, arkoński sposób, jednak próba przewiezienia ciała w momencie, gdy wojna była już przegrana, mogła skończyć się źle dla nich obu. Pochowanie ciała na tym przeklętym półwyspie też nie wchodziło w grę, poganie zamieszkujące te tereny mogliby je zbezcześcić.

    Tak więc stał przed stosem i usilnie wpatrywał się w młodą, przyprószona jasnym zarostem twarz swojego najstarszego syna, Racibora Pomorskiego. Zaschnięte, pojedyncze krople ciemnej krwi czaiły się na jego policzkach, ale poza tym wyglądał jak zawsze. Jakby miał wstać i spytać ojca, co jeszcze może zrobić.
    Nie mógł zrobić już nic. Strzała przeszyła jego żołądek a miecz wroga wbił się w jego lewe płuco. I Bogusław nie mógł nic zrobić, choć wolałby, żeby to jego ugodzili. On mógł tylko patrzeć na to z odległości kilkunastu metrów, starając się odeprzeć atak. Gdy bitwa morska wisiała na włosku, postanowili zaatakować z ziemi. Tam też przegrali. Pomorze upadło.

    Bogusław podszedł powoli do stosu, smagany zimnym, wilgotnym wiatrem. Niebo było szare i nieprzyjemne, jak na marzec przystało. W tej szarości dnia, blada skóra Racibora wyglądała na wręcz przezroczystą. Widział wszystkie błękitne żyłki na jego nadgarstkach. Ubrali go w najlepsze ubrania, jakie przy sobie mieli. Obłożyli go najlepszymi futrami. Włożyli w dłonie miecz. Bogusław nieomal upadł, dotykając dłonią jego zimnych, sztywnych palców.
    - Na Boga, synu...- wychrypiał i zapłakał, chowając twarz w ramionach zmarłego dziecka. Pozostali przy życiu wojowie pomorscy zaczęli rytmicznie walić mieczami w tarcze. Wycie wiatru i te przedziwne werble sprawiły, że klify Arkony stały się świadkami tragicznej sceny pożegnania ojca z synem. Jeden z dowódców floty położył dłoń na ramieniu Bogusława, który ocknął się i przetarł oczy zabrudzonymi, poranionymi dłońmi.
    - Miłościwy panie, musimy ruszać. Duńczycy lada chwila tu będą.
    Książę pokiwał powoli głową i ostatni raz uścisnął dłoń Racibora. Następnie przejął pochodnię od jednego z rycerzy i powolnym krokiem podpalił stos. Spokojna twarz syna na moment oświetliła się ciepłym blaskiem i Bogusław mógł przysiąc, że przez płomienie dostrzegł, jak mrugnął. Jednak potem ogniem zajęły się jego włosy i mężczyzna nie był w stanie dłużej patrzeć.

    Jego najstarszy syn został spalony na stosie na klifie pogańskiej osady. Gęsty, czarny dym ciągnął się za nimi na długo po odbiciu od brzegu a migoczący w oddali blask ognia śledził ich przez wiele mil morskich.


   Wasyl rysował razem z jedną z dwórek, a Salomea przechadzała się po skąpanym w słońcu tarasie jej komnaty. Dostała dwa listy z Pomorza i nie mogła się doczekać, aż je przeczyta.
    - Mama patrz! - Zawołał królewicz, podbiegając do niej z rysunkiem konia.
    - Oh, jaki piękny! - Pochwaliła go z uśmiechem i potargała jego jasne włosy. Potem rozerwała kopertę i usiadła na kanapie, by poczytać w spokoju.
    Jej brat zginął na wojnie.
    Poczuła, jak krew odeszła jej z twarzy i serce zabiło mocniej. Przełknęła ślinę i zmięła epistoł, po czym utkwiła zszokowane spojrzenie w swoim synu.
    - Patrz na to! - Zawołał chłopczyk i wpakował się jej na kolana, żeby pokazać rysunek...kolejnego konia. Dziewczyna otoczyła go ramieniem i przygryzła wargę.
    - Też piękny. Ma ładne...chrapy. - Stwierdziła, lustrując kolorowy bazgroł. - Wiesz... - zaczęła, ale nie wiedziała, jak kontynuować.
    - Co? - Spytał Wasyl, wpatrując się w nią błękitnymi oczętami. Dziewczyna położyła brodę na jego głowie i westchnęła.
    - Miałeś wujka...
    - Wujka Jajmunda? - Spytał chłopiec, nie umiejąc wymówić "r".
    - Nie, to inny wujek. Wujek z daleka.
    - A jak miał na imię? - Chłopiec bardzo się zainteresował.
    - Racibor. - Mruknęła Salomea i przełknęła ślinę. Potem uśmiechnęła się krzywo. - Miał blond włosy jak ja i ciemne oczy, jak ja. Był bardzo podobny do taty...znaczy dziadka. Nigdy się nie garbił i zawsze mocno bił mnie mieczem, gdy się bawiliśmy.
    - Ale tak nie ładnie! - Oburzył się Wasyl. Salomea prychnęła śmiechem.
    - Owszem, nie ładnie, więc nie bij nikogo mieczem.
    Wasyl założył ręce i wydął policzki, jakby chcąc udowodnić, że nie z nim takie przekręty.
    - I co się z nim stało? - Dopytał w końcu.
    - Umarł na wojnie, wiesz? To wielki człowiek. Dobry brat...mimo wszystko. Pomodlimy się dziś za niego.
    Wasyl pokiwał żywiołowo głową i uciekł z kolan by pobawić się w coś innego. Dziewczyna tymczasem pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach. Usilnie próbowała przypomnieć sobie barwę głosu Racibora, jednak do głowy przychodziły jej tylko pojedyncze wspomnienia, jak chociażby smuga światła w ciemnym korytarzu zamku i jego jasna czupryna, biegnąca po schodach tuż przed nią. Zapach starych map i jego dłonie, gdy razem z Wartkiem szukali czegoś w bibliotece. Przewieszona przez ramię krzesła ręka i wredny uśmiech.
     "Oh, bracie. Spoczywaj w pokoju", pomyślała smutno i zwlekła się z kanapy, by przeczytać drugi list, choć w cale nie miała ochoty.
    Walpurga przyśle jej drużynę, którą zaanektowała pół roku wcześniej. Stu wiernych, silnych wojów. Mężczyzn, którym Salomea mogła najbardziej zaufać.
    Dziewczyna zmarszczyła brwi i odłożyła epistoł na stolik. Król miał straż przyboczną, ale ona...nie. A przecież Baldwin i tak nie jeździł na wojny. Pomyślała, że może z pomorskich rycerzy zrobi swoją własną straż. Jakby nie patrzeć, po śmierci króla zostanie regentką, czyli najważniejszą osobą w państwie. Będzie rozsądnie utrzymywać takich wojów.
    Dopiero po chwili uświadomiła sobie, jak praktyczne i pragmatyczne są jej rozważania na temat śmierci Baldwina. Zacisnęła powieki i wzięła głęboki oddech. "To twój mąż. Najlepszy przyjaciel. Miłość twojego życia", skarciła się w duchu i podeszła do balustrady, by spojrzeć na niższe tarasy i ogrody pałacu. Przebierając palcami myślała, jak życie jest ciężkie i niesprawiedliwe. Oraz o tym, jaką ją samą w życiu spotkała krzywda.
    Chcą mieć potwora?
    Obróciła się do Wasyla, który grał w łapki z dwórką i śmiał się perliście podczas oszukiwania. Potem, mrużąc oczy, uniosła twarz do słońca.
    Będą go mieli.

KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz