XXX "Następca"

516 17 7
                                        



    Poczuła szarpnięcie a gdy gwałtownie otworzyła oczy, zauważyła, że tuż nad nią wisi skąpana w błękitnym świetle księżyca, pomarszczona twarz Wilhelma. Otworzyła usta, nabierając powietrza w płuca, ale mężczyzna położył na nich dłoń, zmuszając ją do milczenia. Zaczęła wić się jak piskorz, nie rozumiejąc sytuacji, ale szybko poczuła kłucie w boku i złapała się za brzuch. Była w ostatnim miesiącu ciąży, szykowała się do porodu. Takie nocne niespodzianki mogły być dla niej bardzo niebezpieczne.
    - Musisz opuścić komnaty królewskie, pani. Z królem jest źle. - Wyjaśnił w końcu starzec, a dziewczyna puściła brzuch i zerwała się do siadu. Ból w krzyżu i zawroty głowy udaremniły jej na moment panikowanie. Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach, ale powstrzymała szloch.
    - Co mu jest? - Wydyszała żałośnie, a arcybiskup pomógł jej wstać po czym opatulił ją jakąś narzutką.
    - Przeżyje, ale najwyraźniej wchodzi w kolejne stadium choroby. Nie chciał, żebyś tu teraz była.
    Salomea kiwnęła głową. Chciała być przy Baldwinie ale wiedziała też, że musi chronić dziecko. Wyszła z komnat tuż za Wilhelmem. Przemierzając zimne, wrześniowe korytarze skąpane w ciemnościach, oświetlane skąpo przez znicze, starała się nie reagować na bolesne wycie jej męża. Czuła, jak całe jej wnętrzności palą ją z braku możliwości pomożenia mu. W końcu nie wytrzymała i stanęła przy jednej z kolumn. Oparła się o nią plecami, po czym powoli zjechała na dół, siadając z podkulonymi nogami.

    Przez ostatnie siedem miesięcy starała się rozgryźć Sybillę, ale nie poszło jej najlepiej. Kobieta jej unikała, prowadząc swoją małą wojnę z ukrycia. Łatwiej poszło z Agnieszką. Dowiedziała się od Baldwina, że to właśnie ona nalegała na ślub Sybilli i Gwidona, że wspiera Lusignanów w prawach o sukcesję. Ponadto pałac miał uszy i oczy, a one bardzo lubiły dzielić się tym, co widziały i słyszały, ze swoją królową. Dzięki temu wiedziała, że hrabina miała romans z jednym z kapłanów, Herakliuszem. Dziwnym trafem właśnie ten człowiek był głównym pretendentem do tytułu patriarchy jerozolimskiego. Salomea wciąż zastanawiała się, jak go ugryźć.
    Mianowała Fulko dowódcą gwardii pałacowej. Nie rozumiała, czemu ominięto go w awansach, skoro miał tak wiele talentów. Czuła się przy nim jak w domu, bardzo przypominał wojów jej ojca. Często myślała o rodzinie.
    Któregoś dnia uprzytomniła sobie, że prawie nie jest w stanie przypomnieć sobie twarzy rodziców i braci. Przeraziło ją to, więc dla ochłonięcia przeczytała wszystkie listy, jakie dostała od rodziny a potem poszła do Barnima, żeby  spokoju śpiewać cicho polskie i kaszubskie piosenki, zaplatając jego grzywę. Wtuliła się wtedy w jego szyję i wzięła głęboki oddech.
    - Tęsknię za tym, kim byłam. - Szepnęła, a nienarodzone dziecko kopnęło. Skrzywiła się lekko, ale potem uśmiechnęła. Ten niezidentyfikowany malec miał w sobie krew nie tylko królów jerozolimskich, ale także Piastów i Gryfitów.
    Żeby raz na zawsze pokazać wszystkim swoją siłę, musiała doprowadzić do tego, by księcia lub księżniczkę nazwano słowiańskim imieniem.

    Wilhelm pomógł jej wstać i zaprowadził do biblioteki. Dziewczyna usiadła przy jednym ze stołów, zawalonym książkami i skuliła się, instynktownie osłaniając brzuch rękoma.
    - Czegoś ci trzeba, pani? - Spytał starszy mężczyzna. Salomea pokręciła głową.
    - Możesz odejść. - Powiedziała, a gdy ten odwrócił się, by wyjść z sali, ponownie przemówiła, ściszając głos. - Dziękuję.
    Poczuła na sobie jego spojrzenie, ale nie odwróciła się. Arcybiskup wyszedł, zamykając za sobą drzwi, więc dziewczyna pozostała w chłodnym półmroku.
    Długo tak siedziała. Niebo zrobiło się szare, gdy w końcu przyszły po nią jej dwórki. Bez słowa ruszyła do swoich komnat.
    - Jak się czujesz? - Spytała, siadając na brzegu łóżka i delikatnie muskając palcami zabandażowaną dłoń Baldwina. Mężczyzna westchnął przeciągle.
    - Ważniejsze, jak ty się czujesz. - Powiedział bardzo cicho i bardzo niewyraźnie, jakby miał zatkany nos. Salomea przypomniała sobie widok kilku trędowatych ze Szczecina i z przerażeniem stwierdziła, że być może już go po prostu nie ma. Otrząsnęła się, przymykając oczy i uśmiechając lekko.
    - Nieokreślone jeszcze woli siedzieć w środku. - Oznajmiła i zamrugała kilkukrotnie.
    - Nie lubię, kiedy go tak nazywasz. - Stwierdził wciąż bardzo niewyraźnie król.
    - Właśnie. Odnośnie imienia...jakie ci się widzi?
    - Baldwin.
    - Że co. - Salomea zrobiła wielce zażenowaną minę i założyła ręce. - Wystarczy czterech Baldwinów na tronie Jerozolimy. Czas na coś nowego.
    Zauważyła jak mężczyzna unosi błękitne ale przygaszone oczy ku górze, jakby rozmyślając.
    - Almaryk.
    - Ty naprawdę nie jesteś kreatywny. Nie będę teraz o tym rozmawiać. Nigdy nie wiadomo, czy nie urodzi się Baldwinka, czy tam Almaryczka...

    W tym stanie mogła tylko powoli snuć się po pałacu. Irytowała ją jej własna chwilowa, jak to nazywała, "ułomność". Poza tym naprawdę nie czuła szczególnej więzi z nienarodzonym dzieckiem. Przerażało ją to. Tyle przecież słyszała o magii macierzyństwa, widziała na własne oczy jak wielką miłością obdarza matka swoje dziecko - na przykładzie Walpurgi. Salomea chciała być jak Walpurga, ale równocześnie miała świadomość jej błędów. Chciała być dobra, a wręcz lepsza.
    I właśnie w trakcie takich rozmyślań, gdy akurat szła na kolację, stało się coś złego. Najpierw poczuła straszliwy skurcz u dołu brzucha. Tak silny, że nieomal upadła. Przerażone dwórki i służący pobiegli po medyków.
    - Czy to...- wydyszała, gdy zauważyła, że cała jej suknia jest mokra. - To nie...to nie jest krew. - Zawyła żałośnie i z paniką spojrzała na stojące wokół niej osoby. - To woda, mój Boże...on umrze...on umrze, utopi się...
    Zbiorowisko naokoło królowej robiło się coraz większe i niemal wszyscy panikowali wraz z nią. Dopiero w chwili przybycia medyków, zrobiło się lżej.
    - Ratujcie go! - Wrzasnęła, gdy podnieśli ją i ułożyli na lektyce. - Ratujcie, on się topi!
    Była w tak ogromnym szoku, że nie potrafiła myśleć trzeźwo. Przenieśli ją do jej własnej komnaty i położyli płasko na plecach. Znajdujący się tam Baldwina chwycił się za głowę po czym zemdlał. Część medyków wraz ze służącymi zabrała go do drugiej części kompleksu.
    - GDZIE GO ZABIERACIE, ON MA TU BYĆ! ON MI TO ZROBIŁ! - Wrzeszczała Salomea, rzucając wokół poduszkami. - TO BOLI, ZABIJCIE MNIE!
    Takiego bólu nie czuła nigdy wcześniej. Kobiety przykładały jej mokre ręczniki do czoła, medyków zastąpiła jakaś staruszka. Kobieta zakasała rękawy i uniosła mokrą oraz lekko skrwawioną suknię.
    - Nie krzycz, królowo, głowę już widać. Przyj!
    Ale Salomea krzyczała. Parła i krzyczała, było jej słabo, ale nie mdlała. Obrazy się jej rozmazywały i wiedziała tylko jedno.

    Więcej dzieci nie urodzi.

KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz