Poczuła szarpnięcie a gdy gwałtownie otworzyła oczy, zauważyła, że tuż nad nią wisi skąpana w błękitnym świetle księżyca, pomarszczona twarz Wilhelma. Otworzyła usta, nabierając powietrza w płuca, ale mężczyzna położył na nich dłoń, zmuszając ją do milczenia. Zaczęła wić się jak piskorz, nie rozumiejąc sytuacji, ale szybko poczuła kłucie w boku i złapała się za brzuch. Była w ostatnim miesiącu ciąży, szykowała się do porodu. Takie nocne niespodzianki mogły być dla niej bardzo niebezpieczne.
- Musisz opuścić komnaty królewskie, pani. Z królem jest źle. - Wyjaśnił w końcu starzec, a dziewczyna puściła brzuch i zerwała się do siadu. Ból w krzyżu i zawroty głowy udaremniły jej na moment panikowanie. Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach, ale powstrzymała szloch.
- Co mu jest? - Wydyszała żałośnie, a arcybiskup pomógł jej wstać po czym opatulił ją jakąś narzutką.
- Przeżyje, ale najwyraźniej wchodzi w kolejne stadium choroby. Nie chciał, żebyś tu teraz była.
Salomea kiwnęła głową. Chciała być przy Baldwinie ale wiedziała też, że musi chronić dziecko. Wyszła z komnat tuż za Wilhelmem. Przemierzając zimne, wrześniowe korytarze skąpane w ciemnościach, oświetlane skąpo przez znicze, starała się nie reagować na bolesne wycie jej męża. Czuła, jak całe jej wnętrzności palą ją z braku możliwości pomożenia mu. W końcu nie wytrzymała i stanęła przy jednej z kolumn. Oparła się o nią plecami, po czym powoli zjechała na dół, siadając z podkulonymi nogami.Przez ostatnie siedem miesięcy starała się rozgryźć Sybillę, ale nie poszło jej najlepiej. Kobieta jej unikała, prowadząc swoją małą wojnę z ukrycia. Łatwiej poszło z Agnieszką. Dowiedziała się od Baldwina, że to właśnie ona nalegała na ślub Sybilli i Gwidona, że wspiera Lusignanów w prawach o sukcesję. Ponadto pałac miał uszy i oczy, a one bardzo lubiły dzielić się tym, co widziały i słyszały, ze swoją królową. Dzięki temu wiedziała, że hrabina miała romans z jednym z kapłanów, Herakliuszem. Dziwnym trafem właśnie ten człowiek był głównym pretendentem do tytułu patriarchy jerozolimskiego. Salomea wciąż zastanawiała się, jak go ugryźć.
Mianowała Fulko dowódcą gwardii pałacowej. Nie rozumiała, czemu ominięto go w awansach, skoro miał tak wiele talentów. Czuła się przy nim jak w domu, bardzo przypominał wojów jej ojca. Często myślała o rodzinie.
Któregoś dnia uprzytomniła sobie, że prawie nie jest w stanie przypomnieć sobie twarzy rodziców i braci. Przeraziło ją to, więc dla ochłonięcia przeczytała wszystkie listy, jakie dostała od rodziny a potem poszła do Barnima, żeby spokoju śpiewać cicho polskie i kaszubskie piosenki, zaplatając jego grzywę. Wtuliła się wtedy w jego szyję i wzięła głęboki oddech.
- Tęsknię za tym, kim byłam. - Szepnęła, a nienarodzone dziecko kopnęło. Skrzywiła się lekko, ale potem uśmiechnęła. Ten niezidentyfikowany malec miał w sobie krew nie tylko królów jerozolimskich, ale także Piastów i Gryfitów.
Żeby raz na zawsze pokazać wszystkim swoją siłę, musiała doprowadzić do tego, by księcia lub księżniczkę nazwano słowiańskim imieniem.Wilhelm pomógł jej wstać i zaprowadził do biblioteki. Dziewczyna usiadła przy jednym ze stołów, zawalonym książkami i skuliła się, instynktownie osłaniając brzuch rękoma.
- Czegoś ci trzeba, pani? - Spytał starszy mężczyzna. Salomea pokręciła głową.
- Możesz odejść. - Powiedziała, a gdy ten odwrócił się, by wyjść z sali, ponownie przemówiła, ściszając głos. - Dziękuję.
Poczuła na sobie jego spojrzenie, ale nie odwróciła się. Arcybiskup wyszedł, zamykając za sobą drzwi, więc dziewczyna pozostała w chłodnym półmroku.
Długo tak siedziała. Niebo zrobiło się szare, gdy w końcu przyszły po nią jej dwórki. Bez słowa ruszyła do swoich komnat.
- Jak się czujesz? - Spytała, siadając na brzegu łóżka i delikatnie muskając palcami zabandażowaną dłoń Baldwina. Mężczyzna westchnął przeciągle.
- Ważniejsze, jak ty się czujesz. - Powiedział bardzo cicho i bardzo niewyraźnie, jakby miał zatkany nos. Salomea przypomniała sobie widok kilku trędowatych ze Szczecina i z przerażeniem stwierdziła, że być może już go po prostu nie ma. Otrząsnęła się, przymykając oczy i uśmiechając lekko.
- Nieokreślone jeszcze woli siedzieć w środku. - Oznajmiła i zamrugała kilkukrotnie.
- Nie lubię, kiedy go tak nazywasz. - Stwierdził wciąż bardzo niewyraźnie król.
- Właśnie. Odnośnie imienia...jakie ci się widzi?
- Baldwin.
- Że co. - Salomea zrobiła wielce zażenowaną minę i założyła ręce. - Wystarczy czterech Baldwinów na tronie Jerozolimy. Czas na coś nowego.
Zauważyła jak mężczyzna unosi błękitne ale przygaszone oczy ku górze, jakby rozmyślając.
- Almaryk.
- Ty naprawdę nie jesteś kreatywny. Nie będę teraz o tym rozmawiać. Nigdy nie wiadomo, czy nie urodzi się Baldwinka, czy tam Almaryczka...W tym stanie mogła tylko powoli snuć się po pałacu. Irytowała ją jej własna chwilowa, jak to nazywała, "ułomność". Poza tym naprawdę nie czuła szczególnej więzi z nienarodzonym dzieckiem. Przerażało ją to. Tyle przecież słyszała o magii macierzyństwa, widziała na własne oczy jak wielką miłością obdarza matka swoje dziecko - na przykładzie Walpurgi. Salomea chciała być jak Walpurga, ale równocześnie miała świadomość jej błędów. Chciała być dobra, a wręcz lepsza.
I właśnie w trakcie takich rozmyślań, gdy akurat szła na kolację, stało się coś złego. Najpierw poczuła straszliwy skurcz u dołu brzucha. Tak silny, że nieomal upadła. Przerażone dwórki i służący pobiegli po medyków.
- Czy to...- wydyszała, gdy zauważyła, że cała jej suknia jest mokra. - To nie...to nie jest krew. - Zawyła żałośnie i z paniką spojrzała na stojące wokół niej osoby. - To woda, mój Boże...on umrze...on umrze, utopi się...
Zbiorowisko naokoło królowej robiło się coraz większe i niemal wszyscy panikowali wraz z nią. Dopiero w chwili przybycia medyków, zrobiło się lżej.
- Ratujcie go! - Wrzasnęła, gdy podnieśli ją i ułożyli na lektyce. - Ratujcie, on się topi!
Była w tak ogromnym szoku, że nie potrafiła myśleć trzeźwo. Przenieśli ją do jej własnej komnaty i położyli płasko na plecach. Znajdujący się tam Baldwina chwycił się za głowę po czym zemdlał. Część medyków wraz ze służącymi zabrała go do drugiej części kompleksu.
- GDZIE GO ZABIERACIE, ON MA TU BYĆ! ON MI TO ZROBIŁ! - Wrzeszczała Salomea, rzucając wokół poduszkami. - TO BOLI, ZABIJCIE MNIE!
Takiego bólu nie czuła nigdy wcześniej. Kobiety przykładały jej mokre ręczniki do czoła, medyków zastąpiła jakaś staruszka. Kobieta zakasała rękawy i uniosła mokrą oraz lekko skrwawioną suknię.
- Nie krzycz, królowo, głowę już widać. Przyj!
Ale Salomea krzyczała. Parła i krzyczała, było jej słabo, ale nie mdlała. Obrazy się jej rozmazywały i wiedziała tylko jedno.Więcej dzieci nie urodzi.

CZYTASZ
Królestwo
Ficción históricaXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...