Tygodnie mijały i Salomea zauważała jak rośnie jej brzuch. Przerażało ją to ale i zachwycało. Nie potrafiła pojąć jakim cudem jej organizm był w stanie stworzyć od podstaw nowego człowieka, ale czuła, że ją to wyczerpuje. Na szczęścia miała wokół siebie sztab ludzi którzy jej usługiwali.
- Twoje kuzynki z Brytanii przesyłają gratulacje. - mruknął Baldwin, stukając obandażowanymi palcami o brodę maski. Salomea siedziała obok niego i przeglądała listy od rodziny oraz korespondencję z Rajmundem, jej aktualnym jedynym sprzymierzeńcem.
- Skoro już teraz wszyscy świętują, to co będzie, jak się urodzi. - Prychnęła, odgarniając z oczu jasne włosy. Król wzruszył ramionami.
- Spodziewaj się fajerwerków, tańców i kilku dni wyjętych z życia. Tak było kiedy Sybilla urodziła swojego syna. - Odrzekł, odchylając się na krześle.
- Jeszcze trochę...minęły dopiero dwa miesiące. - Mruknęła smutno i pogładziła swojego pawia po głowie. Zwierzę wydało charakterystyczny odgłos i podstawiło się do pieszczot.
- Muszę iść na posiedzenie baronów. - Stwierdził król i powoli wstał na nogi. - Znowu jakieś ekscesy z Egiptem.
- Idę z tobą. - Zawtórowała mu Salomea, również się podnosząc. Baldwin przez moment obserwował ją zza maski, w końcu kiwnął nieznacznie głową.
- Dobrze. Zaczniesz się uczyć. Teraz wiem już że będziesz władać państwem, musisz więc robić to przynajmniej tak dobrze jak ja. - Puścił jej oczko. Dziewczyna przewróciła oczami i oparła dłonie na biodrach.
- Zobaczysz, będę jeszcze lepszą królową niż ty. - Sarknęła, unosząc brodę. Mężczyzna pokręcił głową i pogładził ją po policzku.
- Oby tak właśnie było. - Rzekł cicho.Kwietniowe niebo zapowiadało burze. Dziedziniec zapełniony był baronami oraz mistrzami zakonów rycerskich. Król zasiadł na swoim tronie pod zadaszeniem i oddychając świszcząco dał ręką znak, by zaczynali. Salomea przystanęła z tyłu, tam gdzie zwykle stawał Wilhelm. Arcybiskup spóźnił się minutę i gdy zobaczył młodą królową na swoim miejscu, poczuł jak gotuje się w nim krew. Zacisnął pięści, ale nie odezwał się, pozostając przy wejściu. Dziewczyna spojrzała na niego przelotnie, ale nie ukazała żadnych emocji. Zlustrowała zgraję mężczyzn przed sobą. Rozpoznała rzecz jasna Rajmunda, który znów przybył tu z Tyberiady, Gwidona który od stycznia urzędował w Jerozolimie, Baliana który z Ibelinu miał na tyle blisko, że również często przebywał w pałacu. Reszta ludzi stanowiła dla niej zagadkę, byli to najpewniej inni znaczący hrabiowie oraz, ci ubrani w rycerskie tuniki, musieli być mistrzami zakonów. Odnotowała, żeby koniecznie zapoznać się z nimi wszystkimi i ocenić, z kim mogłaby zawiązać sojusz, a kogo musiałaby wyeliminować. W celu ogarnięcia rycerzy postanowiła wybrać się potem do koszar, by porozmawiać z Fulko.
- W związku z niedawnym przejęciem władzy w Egipcie przez Saladyna...
Posiedzenie się rozpoczęło. Salomea przechadzała się za tronem Baldwina, od czasu do czasu przejmując od niego pisma i dokumenty do przejrzenia. Okazało się, że sprawa w Egipcie nie była paląca. Marszałek Jerozolimy szybko zakończył temat i wyszedł z inicjatywą nowych podatków, dzięki którym królewski skarbiec pokryłby koszty ostatnim wypraw. Salomea całkiem dobrze czuła się w liczbach, potrafiła więc na szybko oszacować czy podatki o których mówił marszałek naprawdę miałyby sens. Miały, więc od razu uznała mężczyznę za godnego swego stanowiska. Następnie patriarcha Tyberiasz przejął głos na temat praw i zakazów wyznawców innych religii. Odnotowała jego pogarszający się stan, wiedząc, że niedługo zostanie powołany nowy człowiek na to stanowisko. Salomea nie odezwała się ani słowem przez całe posiedzenie. Jak zawsze, gdy znajdowała się w nowej sytuacji, wolała milcząco się przyglądać.
- Może powinniśmy zorganizować wyprawę przeciwko Egiptowi? - Spytał pod koniec Gwidon z Lusignan. - U nas we Francji, zagrożenie zgniata się, nim urośnie w siłę.
Salomea przystanęła w półkroku i spojrzała na męża Sybilli. Nie miała okazji się mu wcześniej przyjrzeć. Był nieco przy kości, dobrze odżywiony lubianą przez niego jak słyszała, tłustą kuchnią. Miał ciemne, właściwie czarne włosy do ramion oraz krzaczaste brwi. Uchodził za przystojnego i właściwie tak określiłaby go Salomea. Był starszy od Baldwina o około siedem, osiem lat, ale szybko zauważyła, że zdecydowanie brakuje mu oleju w głowie. Nie był agresywny jak Renald ale nie był też szlachetny. Tak naprawdę nie wiedziała, jak go określić.
Prychnęła śmiechem i pokręciła głową. W cale nie dlatego, że podświadomie chciała przypodobać się Sybilli...której i tak tam nie było. Jednak wszyscy wokół niej byli poważni a wręcz wyglądali na poirytowanych. Zmarszczyła brwi i podeszła do Baldwina, który opierał czoło maski na dłoni, wyglądając na wybitnie zażenowanego.
- On tak na poważnie? - Szepnęła. Król kiwnął głową. W tym momencie Salomea straciła wiarę w Gwidona. Nie potrafiła nawet się odezwać, żeby wyjaśnić mu, na czym polegałby idiotyzm takiego przedsięwzięcia.
- Myślę, że czas zakończyć dzisiejsze posiedzenie. - Powiedział w końcu Baldwin i zaczął powoli, z wysiłkiem się podnosić. Jego żona podała mu rękę aby mu pomóc. Baronowie i rycerze kłaniali się i wychodzili kolejno. W końcu zostali sami z Wilhelmem.
- Możni panowie wydają posiłek na dziedzińcu. - Oznajmił jeden ze służących, gdy Salomea i Baldwin zmierzali w stronę wrót. - Zapytują, czy królowa dołączy.
- Dołączy. - Odrzekła z uśmiechem, nie czekając na aprobatę króla. Ten nie odezwał się, gdy spojrzała w jego nieco mętne, błękitne oczy. Usłyszała przeciągłe westchnienie Wilhelma zza pleców.Zmierzchało już, gdy zasiadła na szczycie stołu a wraz z nią śmietanka jerozolimskiej szlachty. Obok Gwidona siedziała oczywiście jak zawsze smutna Sybilla, a wraz z Rajmundem uśmiechnięta i dumna Eschwia. Salomea ją uwielbiała.
- Mam nadzieję, że zdrowie i apetyt ci dopisują, pani. - Zagaiła hrabina Trypolisu. Królowa upiła łyk wody z kielicha i kiwnęła głową.
- Jem za dwoje, żeby dla obojga starczało.
- Nie miałam jeszcze okazji, by pogratulować ci zwycięskiej obrony miasta. Też swego czasu dowodziłam obroną, gdy ten... - tu z niezadowoloną miną wskazała Rajmunda - ...typ postanawiał mnie opuszczać...
Towarzystwo się roześmiało. Salomea poczuła się wyjątkowo dobrze wśród nich wszystkich, pamiętając jeszcze czasy, gdy wszyscy byli jej wrogami. Jej dziecko wszystkim poprawiało humor.
- Nie znam tej historii...liczę na szczegóły - zaśmiała się. Po chwili ktoś dołączył do stołu. Był to młody mężczyzna, może w wieku Baldwina. Miał czarne włosy i błękitne oczy, twarz o wydatnej szczęce przyprószył zarost. Salomea uznała, że przyjemnie się na niego patrzy. Ukłonił się w jej stronę głęboko.
- Barisan! - Zawołał Balian i wstał, by poklepać chłopaka po łopatce. Gwidon, Rajmund i kilku innych baronów mu zawtórowało.
- Pani, pozwól, że przedstawię ci mojego najstarszego syna, Barisana z Ibelinu. - Oznajmił z dumą baron. Barisan podszedł do niej i uklęknął, pochylając głowę.
- Miło mi poznać dziedzica tak zacnego rodu. Nigdy nie byłam na Ibelinie, powiedz mi, czego powinnam żałować? - Spytała, gdy ucałował jej dłoń i wstał na nogi. Mężczyzna zmarszczył ciemne brwi. Był bardzo podobny do swego ojca.
- Ludzi, pani.
Dziewczyna zdziwiła się lekko. Odchyliła się na krześle i uśmiechnęła przekornie.
- Zwykle ludzie mówią o krajobrazach, lub architekturze. Zaskakuje mnie twój tok myślenia.
- Ibelin nie jest ani w ułamku tak piękny jak Tyberiada, a nasze miasta i zamki nie umywają się do Jafy czy Askalonu. Ale mamy wspaniałych ludzi.
- Na Ibelinie żyje najbardziej zróżnicowane kulturowo społeczeństwo, królowo. Mamy rodziny wszystkich wyznań i języków. - Dodała Maria Komnena. Salomea znów się uśmiechnęła. Ibelinowie byli teraz w jej czołówce ulubionych rodów w królestwie. Barisan zasiadł obok swojego ojca i macochy.
- O tak, Ibelin jest szczególny. Byłem tam niedawno. - Odezwał się Gwidon. Salomea, przeżuwając kęs mięsiwa, pokiwała głową, zachęcając go do kontynuacji. - Jeden z Żydów poczęstował mnie takim dziwnym wypiekiem...smakował trochę miodem, ale był bardzo mączny...
Salomea zauważyła, że kilkoro baronów powstrzymało parsknięcie śmiechem. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale Gwidon oraz jego stosunek do świata, coraz bardziej ją przerażał.
- ....mimo wszystko, jak to mówią Lusignanowie, wszystko dobrze się układa, gdy w twoich żyłach płynie czarodziejska krew! - Zakończył swój wesoły wywód mąż Sybilli po upływie kilkunastu minut. Przez większość czasu Salomea z przerażeniem w oczach obserwowała swój talerz. Dotychczas uważała Gwidona za zwykłego, aroganckiego ale przecież mądrego człowieka. Gdy wyjechał z tekstem o pochodzeniu jego rodziny, która miała się wywodzić od czarodziejki Meluzyny, straciła wiarę na dobre. Kto pozwolił, żeby spadkobierczyni korony wyszła za takiego kretyna? Będzie musiała zrobić przesłuchanie Baldwinowi.
- Masz rację, Gwidonie, magia wszak sprawiła, że znów śpimy spokojnie. - Oznajmił Rajmund, unosząc kielich. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. - Nie można inaczej niż magią nazwać uczucia miłości, które łączy dwoje ludzi. - Przerwał i przeniósł wzrok na królową. - A miłość tworzy potomków. Za następce tronu!
- Za następce! - Zawołali chórem wszyscy, poza Sybillą. Nawet Gwidon powtórzył wesoło. Tymczasem Salomea zamrugała kilkukrotnie, widząc zimny błysk w oczach szwagierki. Zmarszczyła brwi i upiła łyk z kielicha. Agnieszka z Courtenay wypowiedziała jej już wojnę. Teraz Sybilla poszła w jej ślady. Eliminacja tych dwóch kobiet była niezbędna, by zapewnić bezpieczeństwo dziecku.Tylko jak pokonać dwie tak potężne siły?

CZYTASZ
Królestwo
Ficción históricaXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...