- Dlaczego nie jadę razem z wami? - Spytał Barisan, zaciskając dłonie w pięści. Siedział przy potężnym stole w jadalni ich pałacu na Ibelinie. Maria Komnena w ciszy obserwowała swojego męża i jego synów. Balian pokręcił głową.
- Pojedziesz do pałacu. Nikogo nie będzie przy królowej, gdy wyruszymy do Keraku. Musisz być przy niej, kiedy król umrze. Gdy wojska wrócą, na tronie będzie siedział już inny władca. - Wyjaśnił mężczyzna. Jedli ostatnią wspólną kolację przed wyprawą. - Odeskortujesz tam też Marię i Izabelę.
Ale Barisan i tak nie wyglądał na zachwyconego. Odgarnął niedbale czarne kosmyki z oczu i przetarł czoło.
- Ledwie zdobyłem pas. Jestem rycerzem...a nie ochroniarzem. - Zirytował się ponownie. Baldwin z Ibelinu westchnął.
- Możemy się zamienić. Nie lubię wojen. Ja mogę siedzieć z królową. - Stwierdził z chamskim uśmieszkiem. Barisan uderzył dłonią w stół.
- Wyprawę powinna poprowadzić ona! - Zawołał a Maria niemal się zakrztusiła. Balian położył dłoń na jej ramieniu.
- Wtedy w Jerozolimie nikt by nie został. - Stwierdziła gniewnie. - Oh Barisanie, masz zbyt dobre i szczere serce, by zrozumieć, że Agnieszka własnoręcznie udusiłaby króla, gdyby zostawić ją samą w jego komnacie.
Barisan patrzył na nią przez chwilę z załzawionymi oczami. Faktycznie, nie był w stanie zrozumieć, że ktoś mógłby nie kochać własnego dziecka, a wręcz życzyć mu śmierci. On i jego brat zawsze byli otaczani najlepszą opieką. Zawsze ktoś ich kochał.
- Przygotuj się. Rano wyjeżdżasz do Nablusu po Izabelę i od razu kierujesz się do Jerozolimy. Królowa i królewicz są priorytetowi, rozumiesz? Już raz ktoś próbował ją zabić, nie zapominaj o tym. Nawet nie wiesz, jakie piekło się rozpęta, jeśli zabraknie tej dwójki. Coutyenayowie nie pozostawią nas przy życiu. - Ogłosił Balian.
Maria i Baldwin pokiwali głowami. Barisan przygryzł wargę i opuścił głowę. Przypomniał sobie ogniki w ciemnych i dużych oczach Salomei. To, jak wspólnie tańczyli w sali obok, podczas przyjęcia. To, jak ubłoceni kopali rowy w wiosce. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Tak, królowa jest najważniejsza i musi ją chronić.
- Oczywiście, ojcze. Wybacz mi. - Rzekł cicho i wszyscy powrócili do posiłku. Baldwin wgryzł się w udziec i spojrzał przenikliwie na brata. Znał to rozbieganie i zamyślone spojrzenie.Agnieszkę jednak wpuszczono samą do komnaty króla. Przybyła na kilka godzin przed Marią Komneną i królewną Izabelą, a Salomea była zajęta żegnaniem swojej ukochanej zawodowej armii z Fulkiem na czele. Herakliusz jak zwykle modlił się w kącie komnaty i tylko przelotnie spojrzał na hrabinę. Następnie ukłonił się i wyszedł, zerkając po raz ostatni na umierającego władcę.
- Matko. - wychrypiał niewyraźnie Baldwin, ponownie podciągnięty na poduszkach tak, by w miarę pionowo siedzieć. Kobieta przez chwilę wpatrywała się w błękitny materiał, zasłaniający jego twarz, po czym stanęła w smudze popołudniowego słońca. Jej oczy wydawały się nieruchome i prawie w ogóle nie mrugała. Król to zauważył, nie mogąc oderwać wzroku od jej oświetlonego profilu. Profilu kobiety, która go urodziła i może nawet przez chwilę kochała. A przynajmniej chciał w to wierzyć.
- Powiedziałam im, żeby zanieśli cię do Bazyliki Grobu Świętego. Po mieście chodzi wieść, że niedawno został tam uzdrowiony...trędowaty. - Powiedziała silnym, choć zachrypniętym głosem. Baldwin wpatrywał się w nią, przez chwilę nie wiedząc, co powiedzieć.
- O czym ty mówisz? - Spytał w końcu. Kobieta odwróciła się i spojrzała na niego tak intensywnie, że mężczyzna odwrócił wzrok.
- Gdy byłeś mały i twój ojciec powiedział mi, co się z tobą dzieje, kilka razy próbowałam zakraść się do ciebie w nocy i cię tam zabrać. Bóg uzdrawia tam chorych. Ale nigdy mi się nie udało. Nigdy mi nie pozwolili. - Stwierdziła i przeszła kawałek w stronę łóżka tak, że cień skrył jej twarz.
- O czym ty mówisz? - Powtórzył Baldwin. Gdy weszła do komnaty, spodziewał się naprawdę wszystkiego - gróźb, drwin, gniewnego milczenia. Nie rozumiał, dlaczego mówiła takie rzeczy.
- Baldwinie. Uważasz mnie za wroga, prawda? - Agnieszka uniosła podbródek i zmrużyła oczy. - Od zawsze jestem ci wrogiem.
Król milczał przez moment, starając się rozgryźć swoją matkę, ale nic sensownego nie przyszło mu do głowy.
- Chciałaś zabić Salomeę. Cały czas chcesz. Nienawidzisz Wasyla. - Powiedział niepewnie i zacisnął prawą dłoń na pościeli, czując mocny zawrót głowy wraz z osłabieniem.
- Nie rozmawiamy o tej kobiecie, ani o tym dziecku. Mówimy o mnie i o tobie. I twoim ojcu.
- Popierasz Renalda...nastawiłaś Sybillę przeciwko mnie...działasz przeciwko królestwu. - Baldwin naprawdę nie wiedział już, co powiedzieć i do czego zmierza hrabina. Ta tylko prychnęła i odwróciła się, zarzucając suknią.
- Dlaczego tego nie widzisz? Czy on cię aż tak oślepił? - Pytała, na przemian zaciskając dłonie w pięści i puszczając. - Nie dość, że mi was odebrał, to stworzył między nami nieustanną i krwawą wojnę.
- Ale...kto? - Baldwin przełknął ślinę, nie odrywając od niej wzroku.
- Stary król. Uważasz, że jestem całym złem, które cię spotkało? Nie jestem święta, to prawda. Nikt nie jest święty, no może poza tobą. Umierasz...a ja chciałam ci tylko powiedzieć, że jesteś moim dzieckiem. Dzieckiem, które miało złą matkę i złego ojca.
Król znów umilkł, być może na zawsze. Rzadko kiedy myślał o swoich rodzicach. Fakt, zwykle traktował swą matkę jak wroga, bo i tak się zachowywała. Ojciec umarł tak dawno...ale przecież był dobry. Prawda...?
- Gdy wyszłam za Almaryka, byłam młoda i głupio zakochana. Nie obchodziło mnie, że jest moim kuzynem. Urodziłam dzieci, piękne dzieci. A potem on został królem. Jerozolima nie chciała mnie jednak na tronie, więc ostentacyjniej wyrzucono mnie, jak śmiecia. Jak zabawkę, którą nowy król się znudził. Ale nie poddałam się. Dlatego twój ojciec obrał nową strategię. Nie mógł pozwolić, byś ty, uwielbiany następca, za bardzo spoufalił się z własną matką. Odwiedziny raz w miesiącu, potem sam już nie chciałeś przyjeżdżać. Pamiętasz?
Baldwin pamiętał. Było to niedługo po pamiętnej zabawie z kolegami, gdy mocno wbito mu paznokcie w rękę, a on kompletnie nic nie poczuł. Sam powiedział ojcu, że nie chce mu się jechać na matki. Miał inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia w pałacu. Kobieta odsunęła krzesło od stolika do szachów i usiadła powoli, wpatrzona w przestrzeń.
- Straciłam cię wtedy. I wszystkiemu był winien twój ojciec. Ja jestem bezwzględna? Jak więc nazwiesz człowieka, który zabrał cię na północną wieżę i chciał z niej zrzucić, gdy arcybiskup powiedział mu o twojej chorobie? Byłam wtedy w pałacu. Rajmund w ostatnim momencie go powstrzymał. Żyłeś przez tyle lat ze swoim własnym, niedoszłym mordercą. A gdy on umarł, łaskawie wpuściłeś mnie do swojego życia, po czym bez ostrzeżenia przymusiłeś do ponownego małżeństwa, z dala od Jerozolimy. I być może nie była to twoja decyzja, miałeś czternaście lat. Dałeś jednak na to swoje przyzwolenie. Uważałeś się za wielkiego władcę, nikogo do siebie nie dopuszczałeś. Myślisz, że to inni się od ciebie odsunęli? Nie, synu...to ty się od nich odsunąłeś.
W komnacie nastała napięta cisza. Baldwin czuł, jak z jego oczu płyną ciężkie łzy i jak jego ramiona lekko drżą. Zagryzł wargę, żeby powstrzymać płacz, ale nie umiał się uspokoić. Wpatrywał się tępo w swoją matkę i czekał na rozwój sytuacji - potępienie, lub przebaczenie.
- Tak jak ty nigdy mi nie zaufałeś, tak ja nigdy nie zaufam twojej żonie. Na Bazylego nie podniosę ręki, płynie w nim i moja krew. Ale póki żyję, Pomorzance nie uda się mnie wypędzić stąd ponownie. Nigdy nie opuszczę już Jerozolimy. Możesz być tego pewien.
Kobieta wstała z krzesła i podeszła do łóżka chorego. Zawahała się, lecz podniosła rękę i delikatnie pogładziła go dłonią po głowie. Baldwin patrzył na nią przez łzy po czym odchrząknął.
- Przepraszam, mamo. - Wyszeptał słabo i poczuł, jak świat wokół niego wiruje. Jego matka zaczęła rozpływać się w ciemności, aż całkiem znikła a wraz z nią wszystko inne.- Barisanie! - Zawołała radośnie Salomea, biegając w wojennym ferworze w skórzanych spodniach i królewskiej tunice. W ten sposób łatwiej jej było zająć się armią, która niedawno opuściła stolicę oraz wszystko inne, co wymagało jej udziału. Mężczyzna zeskoczył z konia i się jej ukłonił.
- Miłościwa pani... - mruknął, ale ta szybko chwyciła go pod pachy i wyprostowała.
- Cieszę się, że chociaż ty będziesz w pałacu. Umrę z nerwów, przysięgam. - Oznajmiła, a mężczyzna spalił buraka przez fakt, że wciąż go dotykała. Ostatecznie poklepała go po ramieniu i ruszyła witać Marię i Izabelę. Barisan patrzył na nie, a wtedy usłyszał cichy, dziecięcy głos.
- Wasza wysokość...- burknął, ale tym razem uśmiechał się szeroko. Na wprost niego stał na chwiejnych nóżkach mały Wasyl i śmiał się, trzymając w ramionach drewnianego konika.
- Byk. - Powiedział i rzucił zabawką.
- Właściwie...to to jest koń. - Stwierdził Barisan i podniósł przedmiot, który wylądował u jego stóp. Następnie kucnął i nim pomachał. - Umiesz powiedzieć koń?
Wasyl zaczął bawić się swoimi dłońmi i popatrzył na ziemię, widocznie się wstydząc.
- Pomagasz mamie? Mama musi być teraz taaaka zajęta. - Dodał po chwili mężczyzna i wstał z kucek. Chłopiec podniósł ręce i zarzucił je sobie na głowę, pokazując, jak bardzo zajęta jest teraz jego mama.
- Mama! Taaak! - Zawołał i zaczął podskakiwać. Barisan zaśmiał się szczerze. Potem stało się coś niespodziewanego - Wasyl podbiegł do niego i chwycił jego dłoń, po czym zaczął ciągnąć w stronę Salomei, wciąż rozmawiającej z Marią Komneną i królewną Izabelą.
- Dlatego uważam, że nie powinnyśmy po prostu zbyt dużo z nimi przebywać. Bóg jeden wie, co planują. - Stwierdziła królowa - regentka, a dwie pozostałe kobiety przytaknęły.
- A któż to cię tak prowadzi, Barisanie? - Zawołała ze śmiechem Maria, patrząc na przybyłą dwójkę. Salomea odwróciła się do nich i przez chwilę milczała, patrząc, jak Wasyl zaczyna ładować się Barisanowi na ręce, po czym razem udają, że chłopiec to ptak i kręcili się razem w kółko. Przechyliła głowę i uświadomiła sobie, że jej syn nigdy nie robił tak ze swoim ojcem. Że nigdy tak naprawdę się razem nie bawili. Widok Barisana i zachwyconego Wasyla na długo wybił ją z rytmu.
- Udajmy się na wieczerzę, umieram z głodu. - Oznajmiła i wszyscy ruszyli do sali jadalnianej, w której nakryto także dla hrabiny Agnieszki oraz Sybilli.Cały wieczór minął na jedzeniu, rozmowach i słuchaniu przyjezdnego trubadura, którego załatwił Barisan. Mężczyzna nigdy wcześniej nie zajmował się tyloma kobietami i doszedł do wniosku, że pewnie lubią posłuchać jakichś miłosnych elegii, wprost z Europy.
- Czyj to był pomysł? - Spytała Salomea na widok typa w rajtuzach i z mandoliną w ręce. Miał wyjątkowo uduchowiony wyraz twarzy oraz długi, spiczasty nos. Izabela skrzywiła się na jego widok.
- Mój...ale chyba nie jesteście zachwycone. - Stwierdził rycerz, patrząc na królewnę i macochę.
- Nie no co ty...uwielbiam trubadurów. - Stwierdziła czarnowłosa królewna i spojrzała znacząco na Salomeę. Barisan przestał ogarniać. Przez cały wieczór był napastowany przez Wasyla, który wyjątkowo go sobie upodobał.
- Drogie panie...chodzi wieść po świecie, że Jerozolimskie niewiasty są najnadobniejsze ze wszystkich... - ogłosił trubadur, kłaniając się w pas.
- Tu się zgodzę. - Mruknęła Izabela i upiła łyk z kielicha.
- Zapomniało mu się o Pomorzu. - Dodała Salomea.
- I Bizancjum. - Wtrąciła Maria, po czym wszystkie się roześmiały.
- Zaprawdę opowiem wam, cudne panie...historię miłości. Miłości, która przetrwa wszystko! Miłości księżnej Trypolisu i Blaia Sinolicego!
Prawa brew Salomei wystrzeliła do góry. Spojrzała na pozostałe osoby, ale widać tylko ją zdziwili główni bohaterowie.
- Chyba nie wiem, o czym mowa. - Nachyliła się do Barisana. Ten przerwał na moment udawanie przed Wasylem, że kradnie mu nos.
- To znana tutaj pieśń. Księżna Trypolisu, niby babka naszego Rajmunda zakochała się w europejskim rycerzu, ale została porwana przez Arabów i więziona...
- To brzmi niepokojąco znajomo...- zaśmiała się królowa, a Brisan pokiwał głową i zbliżył swoją twarz do jej twarzy.
- Tylko, że ty, pani, pokochałaś króla, nie rycerza. - Powiedział, ale Salomea nie wyczuła nuty żartu. Uśmiech spełzł z jej twarzy i popatrzyła mu w oczy.
- Jeśli powstanie o mnie kiedyś jakaś pieśń, nie będzie romantyczna ani wesoła.
Brisan przygryzł wargę, po czym bez namysłu pogładził ją po twarzy. Następnie zrobił się czerwony i zamarł z palcami przy jej policzku. Szybko zabrał dłoń i chwycił kielich z winem, stojący przed nim na stole. Wasyl zaczął się wiercić, a reszta osób w sali była zbyt zajęta słuchaniem rybałta. Salomea za to ani się nie zawstydziła, ani nie wystraszyła. Zrobiło się jej smutno i przypomniała sobie o umierającym Baldwinie. Był sam w komnacie, prosił, by nikt go nie odwiedzał.
Mimo to, dziewczyna wstała, minęła Barisana ze swoim synem, po czym udała się do swojego męża.
![](https://img.wattpad.com/cover/202242350-288-k929878.jpg)
CZYTASZ
Królestwo
Historical FictionXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...