Harry'ego z niespokojnego snu obudziły głosy kolegów, kiedy wychodzili na śniadanie.
Otworzył oczy na zasłony wokół łóżka i natychmiast zamknął je z powrotem. Nie zejdzie do Sali. Lekcje będą wystarczającym wyzwaniem.
Nic się nie zmieniło. Czas się nie cofnął. Draco nie chciał z nim być.
Skupił się na tym, żeby oddychać równo.
Wczoraj z Hermioną wyszli ze szpitala przed dwudziestą drugą. Nie wypytywała go po drodze, widocznie niepewna, jak powinna się zachować. Nie winił jej za to, bo sam nie wiedział, jak skończyłoby się rozmawianie o tym. W wieży życzyli sobie dobrej nocy, przy czym wyglądała, jakby chciała go uścisnąć, ale bała się to zrobić, i uciekł na górę, marząc, by sen uwolnił go od uczuć.
Ale nie mógł zasnąć. Minęła północ, aż w końcu myślenie o tym, jak idealne było zasypianie z Malfoyem, z jego piersią za plecami i ramieniem wokół pasa stało się zbyt bolesne. Zagryzając wargę i nienawidząc tego, jak nie potrafi nad sobą panować, usiadł na parapecie, plecami do okna. Nie chciał patrzeć w niebo. Oparł czoło o lodowaty kamień, cisza w dormitorium była przejmująca.
Powiedział sobie, że jutro wróci Ron i będzie lepiej. Codziennie będzie lepiej. Nie umiera się od zerwania. Powiedział sobie też, że to żałosne, ale w żaden sposób nie zmniejszyło to bólu i tęsknoty.
Ostatecznie spał bardzo niewiele, ale przynajmniej trochę. Bez snów.
Kiedy trwało śniadanie, wziął chłodny prysznic, próbując się orzeźwić i postawić na nogi. Nieważne co, wytrzyma. Przejdzie przez to. Jego uczucia teraz nie będą miały żadnego znaczenia za kilka... za niedługo.
Wyszedł z Gryffindoru zaraz przed rozpoczęciem lekcji.
Pierwsze dwie godziny zajęć miał z Hermioną, która wciąż nie podjęła wiszącego nad nimi tematu ani słowem. Choć bezsprzecznie była świadoma, że ten temat istnieje, bo wykonywała zadania w taki sposób, by mógł od niej przepisywać i zachowywała się przy nim ostrożnie.
W przerwach unikał głównych korytarzy. Nie znał dokładnie planu lekcji Malfoya, ale udało mu się nie minąć z nim ani razu.
Wiele rzeczy się zmieniło, kiedy zabrakło świadomości, że Draco jest gdzieś tam i mimo pozorów go wspiera.
Czuł się jakby zaszło jakieś nieporozumienie. Dlaczego zajęcia odbywały się w normalnym porządku, kiedy dosłownie nic nie było w porządku? Jak nauczyciele mogli wymagać od niego, żeby w ogóle pracował, jaki to miało sens?
Wieczorem nie wyjdzie do Pokoju Życzeń. Nie usłyszy o dniu Malfoya. Przywoływanie wszystkich rzeczy, które były ich codziennością jakby od nowa wbijało noże i zostawiało go bez oddechu.
Nie doceniał tego, że ma go przy sobie – nie doceniał delikatnych uśmiechów, światła odbitego w oczach i nawet tych najbardziej ulotnych pocałunków.
Snuł się po szkole ze wzrokiem w kamiennych ścianach; myślami przy tym, że kochał Draco i niczego nie chciał tak, jak jego obecności.
To uczucie było straszne. Bolało go gardło, piekły oczy, jakby ciało próbowało dostosować się do umysłu – ale mogło być też zupełnie na odwrót, to umysł mógł pokonywać organizm.
Może umrze z bólu.
Wypieranie tego, jak się czuł było bezcelowe. Wystarczyło, żeby zobaczył parę trzymającą się za ręce, mężczyznę na obrazie, który składał pocałunek na włosach kobiety i pamiętał każdą wyjątkową chwilę z Malfoyem, to, że nikt nie potrafił wywołać w nim takich emocji.
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...