Oparł się o lodowaty kamień i utkwił wzrok w wyrzeźbionych runach. Ucisk w piersi ledwie pozwolił mu wziąć oddech.
Zamknął oczy, zagryzł wargi i zapragnął roześmiać się gorzko, ale wstrząsnął nim szloch.
Czy naprawdę tak miało to wyglądać?
Dumbledore manipulował nim przez cały ten czas. Ratował od śmierci tak wiele razy, żeby wepchnąć go w jej objęcia w odpowiednim momencie. Zdołał kierować wszystkim nawet po tym, jak sam zginął.
Harry zdawał sobie sprawę, że jest częścią czegoś większego i że sam tego nie rozumie. Wszyscy powtarzali mu, jak ważna jest wiara, więc zmusił się, żeby uwierzyć; zrobił to właśnie dla Dumbledore'a, żeby jego poświęcenie nie na marne, tymczasem teraz Dumbledore kazał mu odpuścić i się poddać. Umrzeć.
I Lord Voldemort musi dokonać tego osobiście.
Ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Osunął się na zimne schody i pomyślał o tym, że może czuć - nadal oddycha, serce bije i pompuje krew. Uniósł dłoń na wysokość oczu. Nie mógł zapanować nad jej drżeniem. Powoli zgiął i rozprostował palce, obserwował każdy detal. Nigdy nie doceniał tak prostej rzeczy, jaką była możliwość ruchu. Traktował ją jak oczywistość, ale tak naprawdę to było niesamowite. Tyle tkanek i narządów współpracowało ze sobą, tworzyło silną, wytrzymałą maszynę. Organizm był zaprogramowany, żeby znieść wszystko, żeby nie wypuścić życia za żadną cenę. Czy w ogóle posłucha go, kiedy wyjdzie, żeby umrzeć?
Harry był wystawiany na próby. Cierpiał psychicznie i fizycznie, a przetrwał to tylko dlatego, że powtarzał sobie bzdury o ratowaniu świata i byciu potrzebnym. Za każdym razem odbijał się od dna, szukał sił i wracał do działania, bo gdzieś przed nim jedna z dróg kończyła się szczęśliwie. Kiedy przychodziły wątpliwości, myślał właśnie o tym - że istnieje szansa.
Ból i strach wybuchnęły iskrami w piersi; nie chciał zginąć.
Z trudem nabrał powietrza.
Powinien się domyślić dawno temu, kiedy tylko Dumbledore opowiedział mu o horkruksach. Albus zręcznie nim obracał. Pozwalał zobaczyć jedynie to, co było w tej chwili korzystne. Od jak dawna wiedział? Od jak dawna patrzył na niego i był świadom, że wyśle go na śmierć?
Nie wierzył nawet w nadzieję dyrektora, że może przeżyć. Usłyszał to, co było konieczne, żeby mieć siłę i się poddać. Dumbledore do końca chciał mieć kontrolę - zapewne łatwiej byłoby wyjść przed różdżkę Voldemorta z myślą, że istnieje procent szans na ratunek. To tylko zabezpieczenie. Nie wyobrażał sobie, żeby mógł kolejny raz uniknąć klątwy uśmiercającej.
Cóż, przekona się, prawda?
Był horkruksem. Nie miał pewności, czy Nagini została zabita, ale potem Riddle będzie zwykłym śmiertelnikiem. Snape wie, co ma zrobić, jeśli Harry umrze.
Więc naprawdę nie zostało nic innego.
Od kiedy tylko Voldemort wrócił, Potter uciekał przed nim i czuł groźbę niebezpieczeństwa. Razem z Tomem pojawiła się śmierć, natychmiast i okrutnie. Zginął Cedrik. Zapewne zginęło wielu ludzi, o których nie miał pojęcia. Ginęli mugole w atakach, profesor Rees, Dumbledore, wszyscy jego przeciwnicy, być może na dole umierał Zakon, a niedługo umrze Harry.
Wstrząsnął nim dreszcz i obezwładniający lęk objął lodowatym podmuchem.
Umrze. Nie było wyjścia. Jego życie za wszystkich. Niewielka cena, wręcz śmieszna.
Zawsze uciekał przed śmiercią, próbował ją oszukać - czy nie czuł przy tym, że stawka jest zbyt wysoka, aby liczyć na dobre zakończenie?
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...