Któregoś dnia Harry nie zdołał się powstrzymać i parsknął śmiechem znad kubka swojej kawy. Syriusz rzucił mu tylko krótkie spojrzenie, a potem wrócił do swojej głupawej dyskusji z Lupinem.
Niedługo później sam włączył się do jednego z nielicznych momentów, w których rzucali idiotyczne żarty, a resztę wieczoru spędził z Ronem i Hermioną, tylko rozmawiając z nimi o niczym.
Na koniec pomyślał, że Remus miał rację. Jak zwykle zresztą. To okropne uczucie mijało.
Początkowo izolował się od wszystkich i wszystkiego, powracał w głąb własnego umysłu. Tęsknota za Dumbledore'm i rozpaczliwa chęć odzyskania go sprawiały, że szukał każdego śladu jego obecności - a nie pozostał żaden poza wspomnieniami. Potem uświadamiał sobie po raz kolejny, że to nic nie daje, bo dyrektor nie wróci. Wiedział, że tylko rozdrapuje rany, ale był przekonany, że go potrzebuje. Zatopienie się w przeszłości pozwalało na kilka słodkich chwil, kiedy jeszcze sprawy miały się dobrze.
I myślał też o Draco, dostawał szału. Poczucie dziwnej, dotkliwej niesprawiedliwości sprawiało, że miał ochotę krzyczeć. Spędzili tak wiele czasu w bezsensownym bólu, a teraz znowu zostali rozdzieleni. Bał się o niego. Co jeśli ktoś zauważył go w bibliotece i powiązał to z jego ucieczką?
Ogromną ulgę przyniosły mu wiadomości, że w konsekwencji tego nikt nie został poważnie ukarany. Molly Weasley otrzymała te informacje od Ginny; Śmierciożercy zgromadzili wszystkich w Wielkiej Sali, przy czym ostatecznie przekonali się, że zniknął. Zapanowało krótkie wzburzenie, ale przekształcili to w kolejne swoje zwycięstwo. Harry Potter umknął, nawet nie stawiając im czoła - oto ten wyczekiwany bohater.
Czuł się fatalnie i czuł się, jakby zawiódł każdego po kolei, ból był świeży i okrutny.
Dowiadywał się też, jak wygląda nowa rzeczywistość. Pojawiały się restrykcje, zakazy i nakazy, mugolakom odbierano prawa. Z Azkabanu zostali zwolnieni zbrodniarze, natychmiast osadzono tam najbardziej znaczących przeciwników Voldemorta i protestujących. Tak naprawdę zmieniało się wszystko. To nie było już dłużej stosunkowo wolne społeczeństwo - Riddle wprowadzał w życie coś znacznie gorszego, chciał odcięcia czarodziejów czystej krwi od mugoli. Wielu z nich uciekało z kraju albo próbowało się ukrywać - ci, którym się nie udało byli zabijani.
Nie chciał słyszeć, ile osób zdążyło zginąć.
Ale w końcu rzeczywiście zaczęło się poprawiać. Ulgę i rodzaj spokoju przyniosła mu sprawna praca Zakonu, która nie ustawała ani na moment. Nie miało znaczenia, że od teraz musieli szpiegować i się nie pokazywać - byli na to przygotowani, współpracowali bez zarzutów. Byli jedną, potężną maszyną, nic nie wytrącało ich z równowagi.
Znów; Lupin miał rację. Mógł na nich polegać w każdej chwili.
Miał dość zamartwiania się Draco, Dumbledore'm i beznadziejną sytuacją. Poszukiwania medalionu pozostawały bezowocne, ale wmówił sobie, że to bez znaczenia. Wciąż balansował na granicy w swoim nastawieniu i wierze, jednak miał nadzieję, że działanie pozwoli mu utwierdzić się w parciu naprzód.
Nie mógł zrobić nic innego. Nie mógł zostawić tych ludzi, nie mógł poddać się w walce o Draco, nie mógł pozwolić, żeby dyrektor oddał życie za nic. Nawet nieważne, czy był przekonany do tego co robił, musiał spróbować. Dopóki nie musiał podejmować żadnych decyzji, nie mieszał się niepotrzebnie w sprawy, o których i tak raczej nikt nie był skory mu opowiadać - zostawił to Lupinowi, Kingsleyowi i Syriuszowi. Zgłosił tylko gotowość do podjęcia ćwiczeń i ewentualnej pracy.
Nie rozpadali się bez Dumbledore'a i to naprawdę pomagało.
Ron i Hermiona pozostawali raczej w Kwaterze, więc miał ich blisko bezustannie. Skoro zbiegli razem z nim, też byli poszukiwani, zatem Nora nie była stuprocentowo bezpieczna. Musieli zresztą wprowadzić ograniczenia co do przemieszczania się i komunikacji. Dezaktywowali wszystkie kominki, z którymi połączone było Grimmauld Place 12, starali się nie wychodzić niepotrzebnie. Aportacja zawsze pozostawiała niewielkie ryzyko. Musieli uważać na każdym kroku.
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...