XXXV

2.2K 223 203
                                    

– Tak jak myślałem, Severusie. Tylko próba przejścia, nic więcej.

– Kiedy dokładnie?

– Nie mogę być pewien. Nie zdołamy określić, kogo w tym momencie nie było w Sali, ale bez wątpienia to nie przypadek. Musimy być ostrożni. Czy Draco nie ma żadnych podejrzeń?

– Nie mówił mi, ale to nic nie znaczy. W tej chwili wskazać można na Notta.

– Nott nie jest głupi. Bardzo prawdopodobne, że nie działa sam. Trzeba tylko go w tym wyprzedzić. Czas się kończy.

– Mogę przygotować inne eliksiry, jeśli...

– Nie ma takiej potrzeby. Powinieneś skupić się na innych obowiązkach.

***

Harry cieszył się, że szkoła już teraz zabiera mu czas. Lekcje okazały się skutecznie pochłaniać jego skupienie - bez niego w ogóle nie wiedział, co się dzieje - ale kiedy już siedział w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, jakoś trudno było mu skutecznie się uczyć. Łapał się na patrzeniu w kominek albo bezmyślnym drapaniu Krzywołapa po karku. Podręcznik od OPCM przypominał mu o Reesie i jak za każdym razem powodował, że czuł się bez sił.

Fleur okazała się zaskakująca. Musiała zdawać sobie sprawę, jaką opinię mają uczniowie, więc na pierwszej lekcji od razu ustanowiła stanowcze zasady. Wciąż łamanym, ale całkowicie zrozumiałym angielskim przedstawiła im czego wymaga, a czego ich nauczy. Albo naprawdę odkryła powołanie w byciu nauczycielem, albo Dumbledore odpowiednio wyszkolił ją w panowaniu nad młodzieżą. Tak czy inaczej, to działało. Uczniowie słuchali jej z szacunkiem, nawet jeśli niektórzy wciąż nie potrafili przestać wgapiać się w nią rozmarzonym wzrokiem.

Hermiona nie powiedziała o niej złego słowa, więc pewnie naprawdę nie mieli powodów do narzekania.

McGonagall postraszyła ich OWUTEMami, zresztą tak jak wszyscy inni. Przypuszczał, że będzie to słyszeć średnio parę razy dziennie. Źle się złożyło - zaklęcia mieli łączone ze Ślizgonami, a obecność Draco na sali w ogóle mu nie pomagała. Zawsze musiał uważać - wyjść pierwszy lub na samym końcu. Malfoy miał go gdzieś i miał nadzieję, że jego postawa w końcu coś zmieni, bo poza ucztą powitalną nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Draco ani nie uważał, żeby go nie spotkać, ani się do niego nie zbliżał. Przypuszczał, że w razie czego potraktowałby go chłodno, z minimalnym szacunkiem, tak jak każdą obcą osobę.

Poza lekcjami, kiedy dormitorium było absolutnie ciche, ciężko było to znieść. Ciężko było znieść wszystko, ale dzień wypełniony szkołą i obowiązkami odrywał go od niepotrzebnego myślenia. Zmuszał się do bycia zajętym, a o to nie było trudno ze względu na zamieszanie, jakie zawsze panowało na początku roku.

Nie umknęło mu, że Malfoy i Heather trzymają się od siebie z daleka. Serce przyspieszało mu w piersi za każdym razem, gdy myślał o Draco, do głowy przychodziły mu tak idiotyczne pomysły jak odezwanie się do niego. Podczas bezczynnych godzin, kiedy nie mógł zasnąć zawsze wracało do niego wszystko, odległe wspomnienia i zastanawiał się, co się w ogóle działo u Malfoya w ciągu ostatnich miesięcy. Czy jego ojciec jest odpowiedzialny za ataki i jak się z tym czuje. Czy wszystko w porządku.

Chciał jednak zmiany, jak niczego innego. Chciał uwolnić się od frustracji i bólu, więc usiłował to odpychać; przez większość czasu jednak bezskutecznie.

Na początku odmówił Ginny w sprawie Quidditcha i odmawiał tak długo, aż przestała prosić - teraz wahał się, czy dobrze zrobił. Nie był pewien, czy dałby radę grać przeciwko Draco, o ile Draco w ogóle jest w drużynie. Może powinien zmienić zdanie, szczególnie, jeśli na szukającego nie zgłosi się nikt odpowiedni. Quidditch nadal był dla niego ważny. Z jednej strony jeszcze jedna rzecz, która zajmie mu głowę, z drugiej ostatecznie może przeszkodzić w nauce.

AmbiwalencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz