Przez jeden moment był pewien, że po prostu mięśnie nie chcą go słuchać, wskutek osłabienia i braku energii. Nadal mógł mrugać, wyraźnie widział przeciwległą ścianę korytarza.
Wychwycił szelest ubrania. Spróbował potrząsnąć głową, ale znów okazało się to niemożliwe i poczuł, jak zimny lęk wkrada się w jego umysł.
– Malfoy.
Głos był niski, gardłowy i pełen chłodnej furii. Nie rozpoznał właściciela, dopóki nie stanął on bezpośrednio przed nim.
Nott. Przeszedł go lodowaty dreszcz, serce przyspieszyło dziko.
Poczuł, że z powrotem ma kontrolę nad ciałem, ale jednocześnie Ślizgon przytknął różdżkę do jego brzucha. Draco skrzywił się, gardło miał zablokowane strachem.
Był bezbronny.
Co z tego, że mógł to przewidzieć? Nott był w stanie zrobić z nim co chciał, jeśli tylko się pospieszy. Nienawiść w jego oczach była dość silna, żeby rzucić wystarczająco udane Niewybaczalne. Miał go jak na tacy.
Ale Teodor tylko uśmiechnął się powoli; zrelaksowany, pewny siebie, jego źrenice były ogromne i lśniące.
– Niczego nie próbuj. Nie wypatroszę cię teraz tylko dlatego, że jeszcze liczysz się dla Czarnego Pana.
Odepchnął panikę, nie pozwolił jej wyjść na powierzchnię. Myśli nie chciały z nim współpracować. Działo się coś złego, ale był otumaniony, nie potrafił się skupić. Różdżka boleśnie wciskała się pod żebra. Nott naprawdę chciał zrobić mu krzywdę.
– Malfoy, Malfoy – wymamrotał. – Draco. Mamy parę spraw do wyjaśnienia.
Przypomniał sobie, że miał rolę do odegrania i w tej roli nie istniał powód, dla którego miałby bać się Notta. Spróbował przywołać złość, irytację, lekceważenie - cokolwiek, co by mu pomogło. Zdołał unieść brew, udawać, że nie marnuje oddechu na słowa.
– Dzisiaj w końcu spadasz z piedestału – wycedził. – Nawet kurwa nie wiesz, ile na to czekałem. Aż się nie chce wierzyć, że akurat ciebie zgubiło niedbalstwo.
Draco poczuł, jak żołądek zawiązuje mu się w supeł, próbował zdecydować, czy chłopak blefuje. Spadać z piedestału? W co tym razem został wplątany? Bał się jak cholera, absolutny spokój Teodora nie pozwalał mu się pozbierać.
Nott odsunął się o pół kroku, uniósł rękę z różdżką.
– Powinieneś wiedzieć, jak ważne jest przygotowanie, jeśli zabierasz się za coś poważnego – oznajmił, obserwując go przenikliwie. – A zlekceważyłeś je. Trzeba było bardziej przećwiczyć to obliviate, zanim próbowałeś je rzucić.
Malfoy znów znieruchomiał.
Ślizgon uśmiechnął się szeroko.
– Tak, było kiepskie. Nie wytrzymało długo.
Pamiętał. Nott pamiętał, wiedział, więc...
– Jakie to było obrzydliwe, kiedy już zrozumiałem – wysyczał. – To przedstawienie, kiedy wziąłeś na siebie Cruciatusa, żeby to czasami nikt niewinny nie został zraniony. I jak musiałeś być zadowolony, że tylko ty dostałeś chwilę uwagi Czarnego Pana. Wręcz żenujące, że na tyle chciałeś jego uznania. Powinienem był przejrzeć cię o wiele wcześniej.
Teodor urwał na krótki moment, obserwował go.
– Moja matka cierpiała wtedy tylko przez ciebie, rozumiesz to, prawda? Przez twoje chore zapędy, żeby być pierwszym. Ile jeszcze rzeczy w tym stylu zrobiłeś? Pewnie masz coś wspólnego ze zniknięciem Crabbe'a i Goyle'a.
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...