Otworzył oczy w swoim pokoju.
Zamknął je jeszcze na moment, po czym zamrugał. Przez chwilę tylko oddychał z ulgą - światło wpadało do pomieszczenia, noc się skończyła i wrócił do domu.
Przekręcił głowę, po czym podparł na łokciu, żeby sięgnąć po swoją różdżkę. Ciało zaprotestowało, zesztywniałe mięśnie odezwały się bólem. Skrzywił się, ale zmusił do ruchu.
Kiedy tylko jej dotknął, w pokoju aportował się skrzat.
– Dzień dobry, paniczu Malfoy – zapiszczał. – Panicza ojciec rozkazał, by podać śniadanie, gdy panicz się obudzi. On, panicza matka i Severus Snape są na parterze, czekają na panicza.
– Nie chcę jeść, nie musisz tego robić – westchnął.
Czekają. Świetnie, naprawdę świetnie. Nie miał najmniejszej ochoty oglądać Snape'a, co dopiero rozmawiać z nim.
– Pan Malfoy zostawił paniczowi eliksiry, które miały być podane razem ze śniadaniem - poinformował skrzat.
– W porządku, przynieś to – mruknął. Skrzat zniknął, Draco usiadł i z trudem się podniósł.
To nie był sam Cruciatus. Klątwa nie zostawiała bólu. Może to od upadku, może krótkie, ale nadwyrężające spięcie odbijało się w ten sposób.
Ruch był nieprzyjemny, ale zmusił się, żeby przejść do łazienki.
Krótki, gorący prysznic miał go rozluźnić, ale myśli nie chciały odejść od Snape'a i Lucjusza, więc w efekcie niewiele to dało. Niewystarczający i niespokojny sen nie pomógł mu w poukładaniu wszystkiego, co się wydarzyło.
Kiedy w końcu wyszedł, na blacie biurka czekało jedzenie, kubek herbaty i eliksir - po barwie natychmiast rozpoznał pieprzowy. Zignorował pozostałe rzeczy i zażył jedynie zawartość fiolki. Oparł się o blat, odetchnął.
Udawanie, że nadal śpi nie miało sensu, zresztą skrzat pewnie ich powiadomił. Jeśli będzie dalej zwlekał, pokaże swój strach - cóż, wczoraj wszyscy widzieli, jak niemal kruszy się do końca, ale nie było nawet czego porównywać.
Nie unikał ojca. Paradoksalnie, to Severus próbował go ratować, ale to Severus w końcu postawił go przed różdżką Voldemorta. Nie żeby miał jakiś wybór, o ile sam nie chciał tak skończyć. Zrobił dokładnie to, co Draco robił innym. Wiedział, że będzie dochodzić do konfliktowych sytuacji, wiedział, w co się pakuje. Nie miał prawa do wyrzutów.
Dokładnie tak. Temat nie istniał, sprawy nie mogły potoczyć się inaczej.
Przetarł twarz i w końcu opuścił pokój. Zegar na korytarzu wskazywał dwunastą, przegapi więc kolejne lekcje.
Salon był pusty. Wszyscy troje byli w kuchni i wszyscy troje spojrzeli na niego, gdy tylko się pojawił.
Wzrok Severusa jak zwykle nie wyrażał nic. Lucjusz obserwował go bez swojego typowego chłodu, a Narcyza wydawała się powstrzymywać dramatyczne westchnięcie ulgi, co rozbawiło go na tyle, by wargi drgnęły mu w bladym uśmiechu.
Zajął miejsce przy stole, by mieć pewność, że się nie przewróci. Eliksir już działał, ból nieco ustąpił, ciało zrobiło się lżejsze.
– Czekaliście na mnie – podsunął.
Cisza, Snape w końcu odchrząknął.
– Chciałem jedynie mieć pewność – odezwał się cicho, poważnie. – Że wiesz, że wczorajsze okoliczności nie pozostawiły mi...
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...