Milczenie przeciągnęło się. Harry bezmyślnie patrzył na medalion, podświadomie próbując umieścić w konkretnym wydarzeniu jego obraz, aż w końcu podniósł wzrok.
Dumbledore obserwował go przenikliwie.
– Co dokładnie masz na myśli? – zapytał w końcu.
– To nie od Voldemorta, ale nie pamiętam dokładnie. To tylko przeczucie.
Zmarszczył czoło. Wrażenie było irytujące - myśli wyślizgiwały się i znikały, kiedy próbował je złapać.
– Nie przypomnę sobie – potrząsnął głową. – Na pewno nie teraz.
– Pozwolisz mi użyć legilimencji?
Stężał, ale dopilnował, żeby tego nie okazać.
– Profesor odnajdzie wspomnienie?
– Jeśli skupisz się na medalionie, tak. Przynajmniej ci je podsunę.
Wahał się krótką chwilę, ale tak naprawdę nie mógł odmówić. To było zbyt ważne. Miło ze strony Dumbledore'a, że w ogóle zachowywał się, jakby miał jakiś wybór.
Skinął głową, dyrektor sięgnął po swoją różdżkę.
– Rozluźnij się, skoncentruj na tym, co już masz.
Zamrugał, westchnął, przywołał obraz.
– W porządku.
– Legillimens.
Zwalczył ochotę wypchnięcia Dumbledore'a ze swojej głowy, gdy tylko go tam poczuł. Pozwolił mu zobaczyć niewyraźne obrazy, które krążyły w pamięci, pozwolił, by jeszcze raz przesunęły mu się przed oczami postacie, głosy, kolory i zapach palonego drewna.
Zaczynał odczuwać dyskomfort, kiedy dyrektor wyciągnął na zewnątrz wspomnienie - Harry skupił się na nim. Był tam Syriusz i Ron - stali na tle korytarza obwieszonego obrazami. Weasley wyglądał na parę lat młodszego niż teraz i podawał mężczyźnie zawinięty w łańcuszek medalion.
Gryfon zorientował się, co to było - tak gwałtownie, że nie zdążył o tym pomyśleć, a niechcąco, przy czym niedelikatnie, wyrzucił Dumbledore'a ze wspomnienia. Złapał oddech, otworzył oczy, z powrotem w gabinecie dyrektora.
Albus opuścił różdżkę, przez sekundę wyglądał na oszołomionego. Utkwił w nim baczne spojrzenie, kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
– Więc?
– W wakacje przed piątą klasą – odparł z wahaniem; nie chciało mu się w to wierzyć, ale rozbawiony wyraz twarzy Dumbledore'a sprawił, że serce z podekscytowaniem zabiło mu w piersi. – Grimmauld Place 12. Sprzątaliśmy tamte pomieszczenia.
– Pamiętasz, co stało się z medalionem?
Potrząsnął głową.
– Nie, ale powinien dalej tam być. Nie wyrzucaliśmy tych rzeczy. Upakowaliśmy je na poddaszu.
Oczy dyrektora błyszczały.
– Cały czas miałem go pod nosem. Niewiarygodne.
Harry patrzył na niego wyczekująco. Albus milczał przez moment, jego wzrok błądził w zastanowieniu.
– Bardzo dobrze – powiedział w końcu, łapiąc z powrotem kontakt wzrokowy. – Myślę, że nie ma na co czekać. Udajemy się do Kwatery Głównej.
Potter spróbował zwalczyć rosnącą w nim ekscytację. Dopiero co o wszystkim się dowiedział, ale nie tylko zdołał coś zrobić - nie został odsunięty na bok do czasu, aż znów będzie potrzebny, tak jak najczęściej bywało. Zwykle dowiadywał się o wszystkim ostatni. Teraz wiedział tylko on i Dumbledore i może w końcu poczuje, że ma jakiś udział w działaniu przeciw Voldemortowi.
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...