do poniedzialku nie odpowiadam na komentarze dotyczace tresci
XD takze bawcie sie dobrze
***
Ciemność otaczała ich i troskliwie kryła przed potencjalnym spojrzeniem wroga, gdyby peleryna-niewidka przesunęła się za bardzo. Była oczywiście zbyt mała, żeby zakryć ich troje, ale jeśli ktoś nie spodziewał się, że zobaczy jedynie buty, to raczej ich nie zarejestruje. Szczególnie w matowej czerni, kiedy księżyc zniknął za chmurami.
Mimo to Harry czuł się potwornie odsłonięty. Wiedział, że są praktycznie niewidoczni, jednak przemierzali pusty teren tak po prostu, a bryła zamku była coraz bliżej i coraz czarniejsza, sprawiała upiorne wrażenie. Pomiędzy Ronem i Hermioną nie odczuwał zimna nocy, zresztą nerwy grały swoją rolę, jednak lodowate dreszcze wciąż przebiegały mu po karku.
Lęk nie chciał odejść. Nie liczyło się, że najpewniej nikt nie obserwował błoni, że panował mrok, że zażyli eliksiry wielosokowe, okryli peleryną, rzucili zaklęcie wyciszające i zamazywali za sobą ślady na cienkiej warstwie śniegu.
Wiedział, że ta ostrożność zapewni im bezpieczeństwo. Omówili plan dziesiątki razy, każdy krok był dopracowany, żadnego miejsca na zastanawianie się, co dalej. Całość nie powinna zająć więcej niż czterdzieści minut.
Ta świadomość powinna go uspokajać, ale zdenerwowanie się kumulowało. Mieli oczywistą przewagę w postaci Mapy i peleryny, jednak od tej misji zależało wszystko. Wkraczali do jaskini lwa, jeden błąd mógł kosztować ich życie, a potem życia całego Zakonu i życia kolejnych setek ludzi. Serce waliło mu w piersi, coraz szybciej i szybciej, w miarę jak coraz wyraźniej rysowały się drzwi, które były ich celem.
Tak naprawdę od miesięcy się na to przygotowywali. To była przedostatnia potrzebna rzecz. Zdobędą jad bazyliszka i zniszczą medalion - pozostanie tylko Nagini i sam Voldemort.
Targały nim sprzeczne emocje - popadał w odrętwienie, żeby znaleźć się na skraju paniki. Czuł się stosunkowo pewny, kiedy tępo powtarzał w myślach kolejne etapy, ale potem zatrzymali się bezpośrednio przy kamiennej ścianie i urosło w nim nagłe przekonanie, że któreś z nich jakoś się potknie, że Śmierciożercy byli czujni i znajdą ich natychmiast. Cisza panująca w otoczeniu sprawiała, że każdy szmer wydawał się oznaczać niebezpieczeństwo.
– W porządku – szepnęła Hermiona. – Gotowi?
Ona i Ron wysunęli się spod peleryny. Dziewczyna kontrolowała Mapę.
Wejście do Hogwartu jak najbliżej Komnaty Tajemnic okazało się niemożliwe. Tamte drzwi były zawsze pilnowane. Niezliczoną ilość razy spędzali całą noc obserwując ruch w Hogwarcie, poznając nawyki Śmierciożerców i myśląc nad najlepszym sposobem, by przemknąć im pod nosem. Ostatecznie musieli pogodzić się z nadłożeniem drogi.
Ron uniósł różdżkę, poszukał u Hermiony potwierdzenia, że otoczenie jest czyste, a potem otworzył drzwi i znaleźli się w Hogwarcie.
Całkiem zwyczajnie. Pusto. Strach zaciskał mu gardło. Przemyśleli wszystko, ale jeśli popełnią błąd, nie będzie drugiej szansy.
Ruszyli naprzód i Harry czuł, że nie tylko on jest zdenerwowany. Chodzenie po zamku w ciągu nocy nie było im nieznane, jednak świadomość bezpośredniego zagrożenia potęgowała uczucie, że coś jest nie tak. Potrzebowali światła, żeby się bezpiecznie poruszać, ale to samo światło pogłębiało cienie na korytarzu.
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...