Harry przetarł twarz dłońmi, odgarnął włosy z czoła i odchylił się na krześle. Wbił wzrok w listy na biurku.
Chciał odpisać na ostatni od Draco, ale rozproszyły go wiadomości z Hogwartu i od Rona. Dzisiaj przyszła lista podręczników i przyborów, razem z wynikami SUMów. Egzaminy poszły mu lepiej niż mógł przypuszczać: imponujący wybitny z OPCM, powyżej oczekiwań z większości przedmiotów, zadowalający z astronomii i historii magii, no i nędzny z wróżbiarstwa, ale tego się spodziewał. Trochę podcięło mu skrzydła uświadomienie sobie, że przepadła szansa na zostanie aurorem – Snape przyjmował uczniów tylko z najwyższą oceną. Trudno, poszło mu dostatecznie dobrze, żeby wciąż mieć szeroki wybór.
Na osobnej kartce przyszło powiadomienie; został kapitanem drużyny w quidditcha. Uśmiechnął się szeroko, pierwszy raz przeczytawszy zawiadomienie. Oprócz dowodzenia składem, dawało mu to uprawnienia podobne do prefektów, a sama koncepcja zarządzania tym wszystkim wydawała się ekscytująca.
Potem jednak pomyślał o odpowiedzialności i o tym, ile organizacja wszystkiego musiała zajmować czasu. Rekrutacja i wybór graczy pewnie był dosyć trudny, może nawet nieprzyjemny do przeprowadzenia, poza tym porażkę wszyscy przypiszą na niego. Mógł tylko sobie wyobrazić niezadowolony wzrok McGonagall po przegranym meczu. Naszły go wątpliwości, więc chwilowo wyrzucił to z głowy.
Wiadomość od Rona musiała być wysłana wcześniej, bo nie było jeszcze ani słowa o egzaminach, ale przyjaciel zaproponował mu, żeby zabrał się z nimi na Pokątną na zakupy. Hermiona kilka dni temu przyjechała do Nory, a chłopak twierdził, że ma mu mnóstwo do opowiedzenia i to nie rozmowa na listy. Pani Weasley mówiła, że wypad do Londynu najlepiej byłoby zrobić na ostatnim weekendzie wakacji. Ze względu na bezpieczeństwo wolała, by tata Rona poszedł z nimi i kazała mu spytać, czy nie byłoby problemu, gdyby Harry również wykombinował dla siebie jakiegoś dorosłego, chociażby, żeby przetransportować go na Pokątną.
W tym roku nie zapowiadało się, by pomieszkał u Weasleyów, ale wyjątkowo nie było to zupełną katastrofą, bo dwa dni temu do Dursleyów wpadł Syriusz. Dosłownie. Drzwi gwałtownie trzasnęły o ścianę i, odbijając się od niej, niemal uderzyły Blacka. Sekundę później chrzestny był już na schodach, Harry ledwie zdołał wyrwać się z letargu i zarejestrować go w swoim pokoju, a mężczyzna trzymał go mocno w ramionach, śmiał się, a pomiędzy entuzjastycznymi okrzykami i urwanymi zdaniami zdołał wychwycić jedno "zabieram cię stąd".
Syriusz powiedział, że przyszło pismo od Ministerstwa, że od teraz jest oficjalnie opiekunem Harry'ego Jamesa Pottera i tego samego dnia, bez żalu, ulotnili się z Privet Drive z jego skromnym bagażem. Gryfon dostał pokój na Grimmauld Place 12, a kiedy był otoczony osobami, które znał i lubił, czas płynął o wiele przyjemniej. Wieczorem odwiedził go Dumbledore, kazał mu nie ulegać beztrosce chrzestnego, nie mieszać się w sprawy Zakonu Feniksa i przestrzegać słów dorosłych. W domu często często przebywał Lupin i Moody, poza tym przewijały się przez niego nieznane mu osoby. Nikt nie rozmawiał z nim o Voldemorcie, nie nastąpiło żadne, najmniejsze zamieszanie, tylko władze dalej pracowały nad bezpieczeństwem, a w zeszłym tygodniu ukazał się artykuł o planowanych wzmożonych środkach bezpieczeństwa w Hogwarcie oraz intensywnych dyskusjach z jego dyrektorem, Albusem Dumbledorem. Pojawiło się parę wywiadów, w których rodzice uczniów wzdychali z ulgą, bo to w końcu sam Dumbledore, najpotężniejszy czarodziej, który czuwa nad ich pociechami.
Harry nie był pewien, co czuje. Niepokoiła go ta bierność i ukrywanie. Od dwóch miesięcy żadnego ruchu, cisza przed burzą.
A może Riddle lizał rany. Zadali mu wtedy cios.
Zabębnił palcami w blat biurka. Nie potrafił się skupić.
***
Draco,
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...