Tunel ciągnął się w nieskończoność. Ciszę przerywały tylko ich kroki i oddechy, co chwilę wydawało mu się, że wychwytuje coś na granicy słyszalności. Zagryzał policzki od wewnątrz, zmuszając się do ruchu i próbując skupić tylko na tym.
Nerwy miał w strzępach. Pożałował wszystkiego w sekundzie, w której zablokowali wyjście za posągiem wiedźmy. Hermiona przeprowadziła ich bezpiecznie przez Hogwart, chociaż słyszeli jeszcze kilka głośnych wybuchów. Teraz nie wiedzieli nic: czy Zakon walczył ze Śmierciożercami, czy przegrali, co się stało z Dumbledore'm, jak Draco wyjdzie z zamku.
Nie był w stanie określić upływu czasu. Musieli mieć pewność, że znajdują się w Hogsmeade, żeby móc się bezpiecznie aportować - bo zakładał, że właśnie to zrobią. Powinni dotrzeć do Kwatery Głównej i dowiedzieć się czegoś więcej. Przemknęło mu przez głowę wysłanie patronusa do kogoś z Zakonu, że jest bezpieczny i pojawi się na Grimmauld Place 12 - ale jeśli usłyszałby to ktoś niepowołany, czy nie mogliby tego jakoś wykorzystać? Zresztą nie był do końca pewien, jak to zrobić.
Lepiej było pojawić się osobiście, ale oznaczało to do godziny marszu ciemnym przejściem.
Tępo wpatrywał się w blask z różdżki Rona; ciało poruszało się mechanicznie, a on, z sercem bijącym nieprzyjemnie szybko, myślał o pocałunku z Draco. O powodzie, dla którego w ogóle się rozstawali, jeśli Malfoy nadal coś do niego czuł.
Nigdy jednak nie mógł się na tym skupić do końca - odrywał go strach o Dumbledore'a i Zakon, chciał pogonić przyjaciół do szybszego kroku. Było za mało informacji, żeby cokolwiek określić. Nott mógł przeprowadzić kominkiem dowolną ilość osób. Z drugiej strony Malfoy twierdził, że dyrektor ma wsparcie i najprawdopodobniej też ucieknie.
Nic też nie pomagało na powracającą myśl, ile osób Śmierciożercy zdołają skrzywdzić, nawet jeśli zostaną później obezwładnieni. Zdawał sobie sprawę, że nie mogli rozpocząć ewakuacji, skoro liczył się czas, ale lęk skręcał mu żołądek i ściskał za gardło.
Było dostatecznie źle, skoro znaleźli się w zamku i mieli szansę go przejąć. Kiedy zorientują się, że uciekł, Ginny, Dean, Neville - właściwie wszyscy - mogli zostać torturowani, żeby wydusić z nich informacje.
O ile Dumbledore temu nie zapobiegł. Powinien w to wierzyć; Dumbledore nigdy by na to nie pozwolił. Ale w tej chwili byli sami w lodowatym i przytłaczającym przejściu; Harry miał wrażenie, że zobaczy za sobą pościg, jeśli tylko się odwróci.
Bez składu zastanawiał się o wszystkim naraz. Czy dyrektor nie zawarł porozumienia z Ministrem, coś o aurorach i dodatkowej ochronie? Jak w ogóle Ministerstwo ustosunkuje się do takiego ataku, a co dopiero przejęcia szkoły, oczywistego manifestu Voldemorta? Byli dostatecznie bezradni co do ataków w lecie.
– Ron, zatrzymaj się – powiedziała Hermiona półgłosem, który rozniósł się echem. Rozwinęła mapę i rzuciła na nią okiem. – Jesteśmy praktycznie pod Miodowym Królestwem. Trzeba się na coś zdecydować.
Była blada. Ron wyglądał niewiele lepiej.
– Aportujemy się do Kwatery – wymamrotał Potter.
Brakowało mu przekonania. Bał się, że pojawią się tam i usłyszą, że stał się któryś z najgorszych scenariuszy.
– Harry, myślę... nie jest bezpiecznie spodziewać się, że wszystko jest w porządku. Jeśli dowiedzieli się o połączeniu Hogwartu z Kwaterą, mogą tam na nas czekać. Nie wiemy nawet, czy reszta Zakonu wie już, co się stało.
Zagryzł wargi, skrzywił się. Nie mógł się skupić, nie chciał tego roztrząsać.
– Więc co?
CZYTASZ
Ambiwalencja
Fanfiction"Każdego nowego dnia sądził, że sięgnął swoich limitów i gorzej być nie może, i nie jest w stanie dać z siebie więcej, i że to już go zabija, ale potem nastawał nowy poranek, południe, wieczór i noc - i nie było innego wyjścia, tylko znaleźć w sobi...