III

4.7K 410 739
                                    

Szybciej, szybciej, szybciej.

Harry nerwowo stukał palcami o rozkładany stolik w ścianie pociągu.

Albo nie. Nie, nie, nie.

Dalej nie wiedział, co ma zrobić.

Od początku oczywistym było, że będzie tęsknił za Malfoyem całe wakacje, ale zupełnie nie przewidział dwóch rzeczy: tego, jak bardzo będzie tęsknił i tego, że zapamiętanie łez w oczach Draco wcale nie zmieniało faktu, że Draco to Draco. Ślizgon w swoim najbardziej ślizgońskim wykonaniu – trzy wiadomości na krzyż w ciągu dwóch miesięcy, zero podpowiedzi, czego Harry miał oczekiwać, a chłopaka pewnie obejdzie to tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Pewnie.

Może.

Nie wiedział. Nie miał pojęcia. Pamiętał jeszcze pierwsze dni wakacji i to, ile czasu miał, żeby porozmyślać nad wszystkim i jak rzeczywiście spędzał na tym całe dnie, a teraz zbliżali się do Hogwartu i okazywało się, że wymyślił tyle co nic. Listy były niejasne, nie miały żadnego sensu, więc w jednej sekundzie, kiedy w końcu – O Merlinie – go zobaczy, powinno się wyklarować wszystko.

Malfoy też tęsknił. Na pewno, bo Potter nie wymyślił sobie tego wszystkiego, co działo się w zeszłym roku – ile spędzali czasu, sposobu, w jaki Draco uśmiechał się na jego widok. Po prostu pierwszy miesiąc milczenia napełnił go niepokojem, którego już nie był w stanie się pozbyć, a to wpłynęło na cały punkt widzenia i niepotrzebnie panikował. Nigdy nie powinien oczekiwać, że Ślizgon będzie pisał listy miłosne i wylewał całe swoje uczucia na papier. Na palcach jednej ręki mógłby policzyć sytuacje, w których Malfoy słowami przyznał się do jakichkolwiek uczuć. Zatem to bezpodstawne obawy, wszystko jest w porządku, nic się nie zmieniło.

Prawda?

– Wyglądasz jak trup, Harry, a chyba powinieneś się cieszyć – zauważył Ron, obserwując go z dziwną mieszaniną zaintrygowania i politowania.

Zamrugał, przytomniejąc na chwilę.

– Och. Eee... Denerwuję się. Daleko jeszcze?

– No tego właśnie nie rozumiem, sądziłem, że uschniesz z tęsknoty – zadrwił. – Nie wiem, może dziesięć minut, Hermiona poszła się przebrać.

Harry'ego przeszedł dreszcz.

– Wszystko jest w porządku – powiedział z przekonaniem.

Weasley uniósł brew.

– To informacja dla mnie, czy dla ciebie?

– Dla nas obu. Weźmiecie moje...

– Tak. Pytasz piąty raz.

Rzucił mu przepraszające spojrzenie, na które Ron przewrócił oczami.

Skręcił mu się żołądek, kiedy koła zapiszczały na szynach i pociąg stanął – ze stresu i podekscytowania. Nie powinien być zdenerwowany. Czekał na pierwszy wrzesień już od zakończenia tamtego roku. Za kilkanaście minut spotka się z Draco i tylko na tym mu zależało. Przytulić go, pocałować, usłyszeć. Może to cholerne rozstanie tak na niego wpływało.

– Rozumiem, że nie mam pozwolenia, żeby zamordować po cichu Finnigana?

– Potem o tym pomyślę – odparł roztargniony i wstał, żeby ściągnąć pelerynę niewidkę w półki nad głową.

Kiedy pojawiła się Hermiona, wzięli swoje bagaże i wyszli z zatłoczonego pociągu na peron, żeby wsiąść na wozy. Przyjaciele rozmawiali ze sobą, ale Harry wpatrywał się tylko w swoje dłonie z sercem walącym w piersi. Ledwie ich słyszał. Bryła zamku zbliżała się nieubłaganie, zatrważająco szybko i jednocześnie powoli jak ślimak. Jeszcze chwila.

AmbiwalencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz