XLI cz. II

2.1K 250 219
                                    



Próbował zmusić się do trzeźwego myślenia, w drodze i podczas kilku minut, w których członkowie Zakonu zbierali się z powrotem. Byli praktycznie wszyscy. Syriusz wyjaśnił mu zwięźle, że otworzyli kominek na Grimmauld Place i dlatego przenieśli się do zamku na tyle szybko, żeby zdezorientować i odepchnąć Śmierciożerców, wykorzystując przy tym przewagę liczebną. Ale nie brali pod uwagę innej opcji niż wydostanie się z Hogwartu z Harrym, więc zniszczyli za sobą przejście, żeby wróg nie mógł go jakoś wykorzystać.

Nie mieli więc sieci Fiuu. Nie mogli się aportować, nie było świstoklików. Potrzebowali wyjścia, w którym nie dostrzegą ich Śmierciożercy, ale ci zablokowali wszystkie na samym początku, żeby uczniowie nie mogli uciec.

Nadzieja pozostawała w Komnacie Tajemnic - tylko że to nie wystarczy. Szaleństwem byłoby opieranie się na czymś tak niesprawdzonym, kiedy na szali leżały życia ludzi. Tunel do Hogsmeade był zapieczętowany. Może zdołaliby go otworzyć z powrotem i aportować się jeszcze przed wyjściem na powierzchnię.

Potem przyszedł patronus od Snape'a. Potwierdził im, że Śmierciożercy obstawili zamek, a Riddle zbiera się, żeby do niego wkroczyć - i że pójdzie na całość, chce to skończyć. Ostrzegł, że nie pozostanie wiele czasu, w najlepszym wypadku godzina, na co pod Harrym niemal ugięły się kolana.

Nie wydawało mu się, żeby istniała droga, której mogli użyć. Będą musieli walczyć. Nie potrafił się skupić, porzucił zastanawianie się. Pojawiła się Fleur, Flitwick i profesor McGonagall, których widok przyniósł mu niewielką ulgę. Żyli, Śmierciożercy nie zrobili im krzywdy, chociaż wyglądali na wykończonych.

I wreszcie byli wszyscy, Lupin zabrał głos. Padło pytanie, czy są w stanie wskazać bezpieczne wyjście z zamku. Minęło kilka chwil ciszy, nikt się nie odezwał.

Nie mieli również pewności co do tuneli w Komnacie. Hermiona podsunęła niepewnie to, co on też miał w głowie - przejście do Hogsmeade. McGonagall wyjaśniła, że oprócz zaklęć zawalone zostały niektóre części, ale jeśli ktoś zdołałby złamać uroki, byliby w stanie uciec.

Nie mieli czasu. Potter czuł, że to i tak zajmuje za długo, wyczuwał też zdenerwowanie Lupina.

Wreszcie wyłożył propozycję przygotowania zamku do obrony, ukrycia uczniów w Komnacie Tajemnic. Rozległy się westchnięcia, niektórzy rzucali mu spojrzenia, jakby szukali potwierdzenia, że zdaje sobie sprawę z sytuacji. Patrzył w ziemię, słuchał tylko.

I zgodzili się, nie mogło stać się nic innego. Zagryzł policzek od wewnątrz, pomyślał o bólu, który nadal powodowała blizna. Dzisiaj, za chwilę, teraz. Voldemort przyjdzie go zabić.

Był pod wrażeniem, jak szybko i chłodno Remus przedstawił wszystko, co musieli zrobić. Sprawnie przetransportować wszystkich z ich dormitoriów, umocnić zamek zaklęciami obronnymi, zorganizować skuteczny system komunikacji oraz sposób, żeby zabić Nagini. Syriusz przypomniał o rzeczach, które Dumbledore zostawił dla Harry'ego - od razu odesłali Billa, by rozpracował zaklęcia.

Zakon po kolei decydował o zajęciu się poszczególnymi zadaniami. Sporo osób pochłonęło zebranie i przeprowadzenie uczniów do Komnaty. Najważniejszym było uniknięcie paniki, więc wyznaczyli do tego ludzi, których uczniowie znali - odpowiednio McGonagall, Ron, Hermiona, Flitwick, Fleur, Molly i Artur Weasleyowie, posłali także po profesor Sprout. Kiedy najmłodsi będą bezpieczni, a sytuacja będzie pod kontrolą mieli zostawić nadzór starszym uczniom i wrócić do Lupina. Wtedy też podjęli decyzję, że pełnoletni mogą zdecydować sami, czy włączą się w walkę.

AmbiwalencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz