LXXXIII. Panna o dwóch twarzach

131 25 119
                                    

Londyn, 1815

Charles wiedział, że mimo swojego strachu powinien odwiedzić Lisę, która według posłyszanych przez niego wieści, ciągle przebywała w szpitalu. Wicehrabia znał swoje obowiązki, ale początkowy marazm nie pozwolił mu wyjść z domu. Musiał poukładać ostatnie zdarzenia w swojej głowie. Nim się obejrzał, minęło kilka tygodni, a tak długa zwłoka napawała go wstydem.

Landon był winien Lisie życie. Panna z całych sił próbowała wyciągnąć go z nałogu. Nawet ochroniła go przed więzieniem, a on ją zawiódł. Nie dość, że oszpecił pannę, to był zbyt wielkim tchórzem, by spojrzeć jej po wszystkim w oczy. Powinien iść do szpitala i przyjąć wszystkie gorzkie słowa, którymi Lisa mogłaby chcieć go obrzucić. Każdego dnia obiecywał sobie, że to zrobi. Na dziś wyznaczył kolejny termin i choć wciąż tkwił w swoim postanowieniu, nie był pewien, ile w nim wytrwa. Był przekonany tylko co do jednego. Panna Tillney zasługiwała na wszystko, co najlepsze i on zapewni jej to za wszelką cenę.

Ciemna otchłań, w której znalazł się Charles, przywiodła go do jednego wniosku. Musiał odpuścić sobie Eleonorę. Pogrzebać uczucie do niej, tak jak ona pogrzebała jego ciało, otwierając rankę w sercu, przez którą uleciała dusza Charlesa, pozostawiając ziemską powłokę pustą.

Gdyby nie Lisa, z pewnością wicehrabia byłby już prawdziwie martwy, jednak panna jaśniała promyczkiem, trzymającym go przy życiu. Może był wyzuty z uczuć, ale wciąż mógł czynić dobro, wykorzystując narzędzia, które mu zostały. Lisa stała się jego misją, zaś Eleonory nie chciał już znać. Dama tylko mąciła mu w głowie, odbierając coraz więcej radości. Cóż mogła jeszcze zabrać Landonowi, skoro pozostał mu tylko smutek? Jeżeli to ostatnie uczucie, jakie posiadał, chciał je zachować, by nie zostać pustym naczyniem. Dlatego należało wymazać Eleonorę z życia i skupić się na tym, co istotne.

Charles ciaśniej zawiązał fularową chustę wokół szyi i przeczesał dłonią zmierzwione włosy. Nie chciał wyglądać przed Lisą jak nędznik, którym w istocie był. Panna nie powinna widzieć go w złym stanie.

Wicehrabia nim wyszedł, przelotnie spojrzał na list przyniesiony o poranku, który oczekiwał go na sekretarzyku. Gdy zobaczył, że epistoła przywędrowała z dalekiego Petersburga, natychmiast ją odrzucił. Charles obawiał się, że jeśli to jego małżonka do niego napisała, rozeźli się po przeczytaniu i braknie mu odwagi bądź dobrej woli, by udać się do Lisy. Jednak ten skrawek papieru ciągle go nęcił, tym bardziej że nadawca pomylił adres i list, nim do niego trafił, nadłożył sporo drogi.

Landon ostatecznie uległ pokusie i przystąpił do lektury, krzywiąc się. Jednak, gdy nie dostrzegł koślawego pisma Olgi, a zgrabne literki, odzyskał nadzieję na dobre wieści. Jego oczy w miarę czytania stawały się coraz szersze, zaś kąciki ust powoli unosiły się. Równo z ostatnim słowem Charles wydał z siebie nieokiełznany okrzyk radości.

,,Z przykrością donoszę, iż pańska małżonka, Olga Landon, została stratowana przez konia, tuż pod gmachem teatru Hermitage, który opuszczała po zakończonym występie. Niestety w nocy z dziewiętnastego na dwudziestego grudnia wyzionęła ducha. Proszę przyjąć wyrazy współczucia.

Aleksey Gavrikov"

– Przeklęta Olga – burknął pod nosem Charles. – Gdybym wiedział wcześniej, już mógłbym być szczęśliwy!

Wicehrabia w istocie uważał, że żona była dla niego sporym utrapieniem. Jej śmierć przyniosła wiele możliwości. Landon mógł jako wdowiec zaproponować małżeństwo Lisie, choć nie było pewne, czy panna się zgodzi.

W Charlesa wstąpiła nowa energia. Teraz nie szedł do przyjaciółki z pustymi rękami, a z poważną propozycją, która mogła odmienić jej życie. To baletnica blokowała mu drogę do szczęścia, teraz wicehrabia był już wolny. Gdyby list został poprawnie wysłany i dotarł na czas do adresata, Landon pewnie nie zwlekałby tak z wizytą u Lisy.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz