LI. Pokłosie

160 26 105
                                    

West Sussex, 1813

Eleonora wciąż szlochała w ramionach Mary. Panie były tak przemoczone, że kolejne krople deszczu spływające z nieba nie robiły na nich wrażenia.

Panna Kirby czule gładziła włosy księżnej, wbijając smutne spojrzenie w przestrzeń. Niespodziewanie dostrzegła męską sylwetkę na ścieżce.

– Spójrz, Eleonoro – szepnęła, jakby sama nie dowierzała swoim oczom.

Arystokratka podniosła wzrok, a gdy dostrzegła Alberta, natychmiast wyrwała się z uścisku Mary.

– Wróciłeś! – krzyknęła.

– Zawsze wracam – odpowiedział kapitan, przemoczony do suchej nitki.

Podszedł do Eleonory i przyciągnął ją do swojej piersi, po czym złożył czuły pocałunek na jej ustach.

– Postanowiłam rozwieść się z Thomasem.

– Dobrze.

Albert uśmiechnął się delikatnie. Chwycił zaciśnięte dłonie Eleonory i począł gładzić je jak najcenniejszy skarb.

Na dalszy rozwój wydarzeń nie trzeba było długo czekać. Księżna prędko skontaktowała się z prawnikami, a już kilka miesięcy później mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że jest wolna. Beamount kupił dla nich uroczy domek na północ od Londynu, w którym nieustannie wprowadzał jakieś zmiany.

Również w tutejszym kościółku postanowili wziąć ślub. W maleńkiej, drewnianej świątyni, położonej pośrodku lasu byli tylko oni i kapłan. Eleonora uroczo wyglądała w błękitnej, skromnej sukni, zaś Albert prezentował się bardzo dostojnie w swoim mundurze. Jednak największą ozdobą pary były nie bogate stroje, a szczęście z nich bijące, szczere uśmiechy i miłość w oczach. Nie liczyło się, że nie biorą ślubu w miejscu pełnym przepychu z setką gości. Ważne, że byli razem.

Eleonora powolnym krokiem szła w stronę ołtarza. Nie musiała się spieszyć, w końcu miała całe życie przed sobą z mężczyzną, którego kochała.

Zamrugała kilka razy oczami, by upewnić się, że to wszystko jest prawdą. Kiedy otworzyła powieki, ku jej zdziwieniu nie miała przed sobą Alberta, oczekującego jej w towarzystwie księdza, a swoją sypialnię.

– Kolejny sen – westchnęła zawiedziona.

Nagle Eleonora dostrzegła poruszenie w pobliżu sofy. To Wally, który wyglądał, jakby także dopiero wybudził się ze snu, poprawiał swój kamerdynerski frak. Gdy uznał, że materiał wygląda przyzwoicie, wyprostował się i zwrócił do księżnej.

– Wszystko dobrze? Potrzeba ci czegoś?

Pan Brown na zmianę z Mary niemal jej nie opuszczali. Ktoś zawsze przy niej czuwał, nawet gdy spała. Od kiedy Albert odszedł kilka miesięcy temu, Eleonora większość czasu spędzała w łóżku. Choć mówiła, że nic jej nie dolega, ciągle była zmęczona. Mało co jadła, a na twarzy arystokratki ciągle gościł smutek.

Księżna przesunęła się bliżej krawędzi łóżka, zwalniając miejsce koło siebie.

– Posiedzisz ze mną?

Wallace, choć nie był pewien, czy wypada, by przesiadywał na jednym łóżku ze swoją panią, nie mógł jej odmówić.

Brown nie był przyzwyczajony do takich wygód jak chociażby wielka, miękka poducha, dlatego poczuł się niepewnie, gdy jego ciało zapadło się w pościeli. Mógłby przysiąc, że widział, jak przez twarz Eleonory przemknął uśmiech. Dobrze, że kobieta zdradzała jakiekolwiek przejawy wesołości, choćby miała się śmiać z Wally'ego.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz