LXIV. Decyzja

139 22 77
                                    

Bornel, 1814

Samo uporządkowanie bałaganu po pożarze trwało ponad tydzień. Eleonora nie mogła patrzeć na Christophera. Niby nic się nie zmieniło. Zapał do pracy miał jeszcze większy, ale widziała smutek w jego spojrzeniu. Chęci nie brakowało, ale funduszy już tak.

Duchowny ogołocił plebanię ze wszystkich niepotrzebnych ozdób i mebli, ale pieniędzy ciągle było za mało. Nawet pomoc finansowa Eleonory na niewiele się zdała. Dała mu tyle, ile mogła. Sama musiała teraz rozsądniej gospodarować pieniędzmi przez decyzję, którą podjęła.

Księżna miała już pewność, że chce być matką. Przy każdym ruchu maleństwa ogarniała ją miłość do tej istotki. Wprost nie mogła się doczekać, aż dziecko w końcu przyjdzie na świat, a jej ogromny brzuch sugerował, że stanie się to już niebawem. Zrozumiała także jeszcze jedną ważną rzecz. Eleonora nigdy nie miała wątpliwości, że małżeństwo z Thomasem jest katastrofą. Teraz gdy Christopher stworzył jej namiastkę szczęśliwego domu, dotarło do niej, że nie warto tkwić w tym związku dla bogactwa czy tytułów. Tego życia już zasmakowała i wcale nie była szczęśliwa. Codzienność arystokratki wyobrażała sobie inaczej. Nie chciała być dłużej zamknięta w Goodwood House, dlatego musiała poszukać spełniania poza jego murami, a to oznaczało tylko jedno. Rozwód.

Decyzja ta przyszła całkiem niespodziewanie, ale Eleonora od razu była pewna jej słuszności. Nie myślała o konsekwencjach, jakie ona niesie. Była pewna, że gdy Albert zobaczy ich dzieciątko, na nowo otworzy swoje serce i razem utworzą szczęśliwą rodzinę. Tak bardzo za nim tęskniła. Nie mogła się doczekać, kiedy go zobaczy i powie mu, że odchodzi od męża. W końcu ich marzenia się spełnią!

Arystokratka utwierdzona w przekonaniu, że postępuje roztropnie, przed niedzielną mszą napisała do Thomasa list, informujący go o jej pragnieniu. Cieszyła się, że nie musi mu tego przekazywać prosto w twarz. Któż może wiedzieć, jak książę by zareagował? Po tym człowieku można się spodziewać wszystkiego. Gdy Eleonora opieczętowała epistołę, odetchnęła z ulgą, pełna dobrych myśli. Nawet przez chwilę nie obawiała się, że Thomas nie zgodzi się na rozwód, czy też znacznie utrudni cały proces. Zamiast tego księżna z uśmiechem na ustach, listem w jednej ręce zaś koszyczkiem w drugiej udała się do bawialni, gdzie Christopher przygotowywał się do porannej mszy.

– Mam dwie wieści, obie dobre! – zagadnęła.

– W takim razie nie trzymaj mnie w niepewności i prędko mów, o co chodzi!

Eleonora podała mu list. Ksiądz przyjrzał mu się dokładnie. Nie wyglądał inaczej niż pozostałe epistoły, które księżna pisała do rodziny i przyjaciół.

– Mam go wysłać? – zapytał zdezorientowany.

– Nie zapytasz o adresata?

– W co ty ze mną pogrywasz? – Christopher roześmiał się. – Do kogo napisałaś?

– Do księcia Richmond, mojego męża.

– Tak ci źle u mnie, że już przygotowujesz swój powrót?

– Jest mi tu bardzo dobrze. Zresztą Thomas na niewiele zdałby się w organizacji mojego powrotu. Ciągle nie wrócił z Barbudy. Napisałam mu, że chcę rozwodu!

– Och, Eleonoro! Tak się cieszę! Będziecie z Albertem tworzyli cudowną rodzinę. W końcu wszystko się ułoży. Dziękuję ci, Panie! – krzyknął, spoglądając w niebo.

Christopher nie potrafił opanować swojej radości i porwał arystokratkę w objęcia. Uważał tę decyzję także za swój własny sukces. Jego brat nigdy nie wiedział, co jest dla niego dobre ani jak postępować z kobietami. Z tego powodu duchowny był więcej niż zadowolony, że wziął sprawy w swoje ręce i całe przedsięwzięcie zakończyło się powodzeniem. Jego podszepty w końcu przyniosły zamierzony efekt, a kolejna owieczka wróciła na właściwą drogę.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz