Tuluza, 1814
Zapadł już zmrok, a może nawet wkrótce nowy dzień miał obudzić się do życia. Albert stracił rachubę, jaka jest pora. Jedno było pewne: wojna się skończyła.
Żołnierze bohatersko poszli do walki, nie wiedząc, że już jest po wszystkim. Tylko bezsensownie przelewali krew. Bonaparte skapitulował. Szkoda, że ta wiadomość dotarła, dopiero kiedy tyle tysięcy ludzkich żyć się zakończyło.
Albert nie był w nastroju na świętowanie pańskiego zmartwychwstania i zwycięstwa nad Napoleonem. Zamiast tego podszedł pod mury Tuluzy.
Nad miastem wciąż unosił się dym, a stosy ciał piętrzyły się u jego bram. Oni wszyscy mogli wrócić do domu, gdyby Soult wcześniej otrzymał wiadomość. Jeszcze przed bitwą mógłby podjąć rozmowy kapitulacyjne, a nie dopiero po całym dni walki.
Widok, który roztaczał się przed Beamountem, przypominał mu Badajoz. Ta potyczka była właściwie jego pierwszym, prawdziwym spotkaniem z wojną. Wówczas nie był w stanie spoglądać na trupy, a dziś, po dwóch latach, nawet jęki dogorywających go nie przerażały.
,,Taki obraz przywitał mnie na wojnie i taki mnie pożegna" – pomyślał.
Założył dłonie na biodra i ze szklącymi oczami jeszcze raz dokładnie przyjrzał się otoczeniu. Chciał wszystko dokładnie zapamiętać, żeby nigdy z głowy nie uleciało mu okrucieństwo wojny. Świat potrzebował takiej przestrogi, a kto miał ją głosić, jak nie świadek tych wydarzeń? Albert tyle razy modlił się, by móc zapomnieć o wszystkim, ale teraz zrozumiał, że to nie jest właściwe rozwiązanie. On wróci do domu, ale pamięć należy się wszystkim, którzy polegli.
Beamount uśmiechnął się blado. Przeżył i tylko to się liczyło. Będzie mógł wychować swoje dziecko.
– Bracie! – Albert usłyszał znajomy głos, a gdy się odwrócił, dostrzegł Guillermo zmierzającego w jego kierunku. – Wolisz spędzać czas z truchłami? Trzeba świętować. Jezus zmartwychwstał, na szczęście tym przeklętym Francuzom nie udało podnieść się z porażki.
– Szkoda, że ci z grobów też się już nie podniosą. – Beamount omiótł spojrzeniem martwe ciała. – Ta bitwa od początku pozbawiona była sensu.
– Mogli poddać miasto, a nie budować fortyfikację. Te mury i tak by nas nie powstrzymały.
– Klęska Napoleona nas zbawiła. Soult odpierał każdy nasz atak.
Zarówno Guillermo, jak i Albert spojrzeli na góry, gdzie jeszcze wczoraj walczyli o zdobycie pozycji i skąd przypuszczono artyleryjski ostrzał na Tuluzę.
– Jeszcze kilka dni i oni by padli... – westchnął Hiszpan. – Co będziesz teraz robił?
– Chyba odwiedzę mojego wuja w Hiszpanii.
Albert czuł, że był winien wizytę wujowi Fredrickowi, w końcu tyle mu zawdzięczał. Nie widział go, od kiedy przeniósł się do Bawarii, a potem na półwysep Iberyjski. Miał jeszcze trochę czasu do porodu Eleonory. Od wuja mógł prosto udać się do Francji i odebrać dziecko.
– Żonę sobie znajdź! – Guilleromo roześmiał się i poklepał przyjaciela po plecach. Beamount jeszcze nigdy nie widział go takiego szczęśliwego, ale nie można mu się było dziwić. Zyskał to, o co tak bardzo walczył.
CZYTASZ
Mistyfikacja
Ficção HistóricaNa początku dziewiętnastego stulecia ambitna Eleonora pragnie piąć się po drabinie społecznej i z impetem wkracza w życie angielskiej socjety. Kiedy niemal osiąga największy matrymonialny sukces, na jej drodze pojawiają się oskarżenia, które mogą zr...