LXXVIII. Feralny bal markizy Lansdowne

140 24 96
                                    

Londyn, 1814

Eleonora była przekonana, że przywykła do rozłąki z Elizabeth i potrafi myśleć o niej bez bólu, ale gdy opadły emocje związane z pojawieniem się Williama w jej życiu, okazało się, że cierpi tak jak wcześniej. Chciała wiedzieć, co z Lizzy, jak teraz wygląda i móc w końcu ją przytulić. Często wspominała ciepło małego ciałka w ramionach i słodkie pochrapywanie córeczki, gdy spała. Eleonorze nie wystarczały przelotne chwile, kiedy Albert podchodził z Elizabeth do okna, ale nie była też gotowa przekroczyć progu ich domu. Szczególnie teraz, kiedy zaręczyła się z kolejnym arystokratą.

Księżna Richmond, choć to były ostatnie chwile, gdy mogła się tak tytułować, gdyż Thomas Rushworth przed kilkoma dniami zawitał do Anglii i miał się niebawem zająć sprawą rozwodu, wybierała właśnie biżuterię na bal u markizy Lansdowne. Szło jej to dość opornie, gdyż wcale nie miała ochoty na spotkanie z Luizą. Przynajmniej miała pewność, że nie spotka tam Charlesa. Eleonora będzie musiała powiedzieć mu o zaręczynach, bo inaczej wyręczy ją w tym siostra Landona, a tego nie chciała, jednak wolała odkładać ich spotkanie najdłużej, jak to możliwe.

– O czym myślisz? – zagadnął William, gdy położył dłonie na ramionach Eleonory i przyjrzał się ich odbiciu w lustrze. Tworzyli piękną parę. Razem wyglądali niczym król i królowa.

– Może lepiej, jeśli pójdziesz sam...

– Przecież już się zgodziłaś! Nie próbuj zmieniać zdania! – Książę zsunął materiał z ramienia arystokratki i złożył na nim pocałunek.

– Zgodziłam się za ciebie wyjść!

– Właściwie to zgodziłaś się pójść ze mną na bal jako moja narzeczona. Co cię tak bardzo poróżniło z markizą? Przyjaźnię się z Henrym od wielu lat, nie znam zbyt dobrze jego żony, ale wydała mi się miła.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? – Eleonora mocno uścisnęła dłoń narzeczonego. Bardzo lubiła tytułować tak Williama w swoich myślach. Pomagało jej to rozbudzać w sobie kolejne pokłady miłości do księcia.

– Interesuje mnie wszystko, co dotyczy ciebie.

– Luizę i jej przyrodniego brata poznałam na przyjęciu niedługo po ślubie z Thomasem. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Markiza często odwiedzała mnie w Goodwood House, prowadziła dosyć swobodny tryb życia z dala od męża, pewnie dlatego dobrze jej nie poznałeś. Była dla mnie jedną z bliższych osób, aż pewnego dnia nakryłam ją w sypialni z Thomasem. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie zraniła. Tylko Charles mi wtedy został.

– Tak mi przykro, kochanie! Nic się nie martw, nie zostawię cię nawet na chwilę. Razem przyćmimy markizę. Poprawi ci to humor?

– Może trochę. – Eleonora uśmiechnęła się słodko.

– Dlaczego markiza wróciła do Henry'ego?

– Z tego, co wiem od Charlesa, chodziło o spadek po ich matce. Luiza nie dostałaby ani pensa, gdyby dalej żyła rozpustnie. Skoro mowa o wicehrabim... Jest moim przyjacielem, chciałabym, żebyś go zaakceptował.

– Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby mnie polubił.

William już miał wyjść z sypialni, ale odwrócił się, by jeszcze raz spojrzeć na narzeczoną. Był dumny jak paw, że ma u boku tak piękną i zarazem inteligentną kobietę. Nawet przez chwilę nie wątpił, że gdy przedstawi Eleonorę, oczaruje ona całe towarzystwo i plotki, które krążą na jej temat, prysną niczym bańka.

– Załóż szafirową kolię! – dodał, zanim zostawił księżną samą.

Arystokratka, by nie marnować więcej czasu, posłuchała rady i już po kilku minutach dołączyła do narzeczonego w powozie. Całą drogę nerwowo ściskała dłoń Williama. Sama nie wiedziała, dlaczego tak niepokoi ją ten bal. Od rana miała złe przeczucia i nie chodziło tylko o konfrontację z Luizą.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz