LXXXII. Cała mistyfikacja

155 26 202
                                    

Londyn, 1815

Ostatnie dni nie były łatwe dla Alberta. Ślub z Penelope został zaplanowany na przyszły tydzień i kapitana pewnie dopadłaby już trema, gdyby nie pewne zdarzenia. Mała Lizzy od kilku dni była niezwykle marudna i ciągle popłakiwała. Nawet nocą nie mogła zmrużyć oka. Ojciec niewiele mógł poradzić na jej opuchnięte dziąsła, toteż przynajmniej nieustannie czuwał przy córeczce.

Niedobór snu zbiegł się z najpoważniejszymi przygotowaniami do zaślubin, które nie mogły czekać. Albert za dnia starał się dzielnie wypełniać wszelkie zobowiązania, co poskutkowało ogromnym zmęczeniem. Z braku czasu rzadko widywał Penelope, która także wpadła w szał przygotowań. Beamount chwilami zastanawiał się, jakim cudem jeszcze trzyma się na nogach. Ślub i dziecko okazały się bardziej wymagające niż wojna.

Na domiar złego do Londynu przybył Christopher, który nie mógł opuścić tak ważnego dnia w życiu brata. Albert początkowo cieszył się z ponownego spotkania, ale moralizatorskie uwagi księdza szybko sprawiły, że zaczął popadać w umysłową agonię. Czuł się wycieńczony, tym bardziej że imię „Eleonora" co chwilę padało z ust Christophera. Nie dało się nie zauważyć, że duchowny polubił arystokratkę i to ją faworyzował, choć do Penny odnosił się bardzo uprzejmie.

Eleonora jeszcze z jednego powodu stała się częstym przedmiotem myśli Alberta. Jakiś czas temu otrzymał list z pieczęcią księżnej Richmond, w którym ta prosiła go o zeznania na jej korzyść podczas procesu. Kapitan nie wahał się, co powinien uczynić. Gdyby nawet go nie poproszono, sam poszedłby do sądu, by zaświadczyć o niewinności Eleonory.

Beamount bardzo martwił się losem matki swojego dziecka. Może miał do niej pewien żal, w końcu ani razu nie odwiedziła Lizzy. Jednak wciąż gościła w jego sercu i Albert zwyczajnie drżał o jej życie. Z niepokojem przyglądał się procesowi, mając nadzieję na szczęśliwy finał.

Gdy kapitan ujrzał księżną na sali sądowej, niemal oniemiał z przerażenia. Dama zupełnie nie przypomniała Eleonory, którą znał. Wyglądała mizernie. Jej spojrzeniu brakowało blasku, a po żywym usposobieniu także nie było już śladu. Zamiast tego zobaczył skuloną w sobie arystokratkę na granicy własnej wytrzymałości. Cała złość Alberta wtedy wyparowała, zastąpiona litością, ale i żalem. Zdał sobie sprawę, że niczego tak nie pragnął, jak jej szczęścia. Nawet zaczynał mieć wątpliwości, czy dobrze zrobił, odrzucając ją tamtego dnia we Francji. Chciał chronić swoje uczucia, ale ostatecznie naraził zarówno siebie, jak i Eleonorę na mnóstwo bólu. Kapitan wiedział, że refleksja przyszła za późno, by coś zmienić. Zaraz miał zostać mężem innej kobiety, ale podżegania Christophera niczego mu nie ułatwiały.

Szczęśliwie ksiądz akurat poszedł w odwiedziny do ciotki Lydii, więc Beamount miał chwilę spokoju. Christopher znacznie lepiej odnajdował się w rodzinnym galimatiasie i wręcz czerpał radość z biegania po sklepach za paniami czy wysłuchiwania ich opowieści.

Elizabeth akurat usnęła, dzięki czemu Albert także miał okazję wypocząć. Jednak, gdy tylko przymknął powieki, siedząc na fotelu przy kołysce córeczki, do pokoju wkroczyła służąca, informując o przybyciu gościa.

– Kto postanowił mnie odwiedzić? – westchnął ciężko, rezygnując z drogocennego snu.

– Ta dama miała problem, by się przedstawić. Kilka razy podała mi inne nazwisko, aż w końcu prosiła, aby zaanonsować ją jako „po prostu Eleonora".

– Wprowadź ją – odpowiedział Albert pospiesznie.

Natychmiast zerwał się z fotela i wygładził nieco wygniecioną koszulę. Serce biło mu niczym oszalałe. Oczekiwał tej wizyty, ale przyszła ona w najmniej dogodnym momencie, kiedy utracił już nadzieję na spotkanie.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz