XII. Małe kłamstwo w wielkim stylu

296 49 109
                                    

Londyn, 1815

Eleonora wydawała z siebie ciche jęki, a jej oddech znacznie przyspieszył. Całym ciałem kobiety wstrząsały dreszcze.

‒ Aniołku, obudź się ‒ wyszeptał William wprost do ucha kobiety. Mokre od łez oczy księżnej otworzyły się, a zdezorientowana Eleonora rozejrzała się po sypialni. W końcu jej spojrzenie natrafiło na mężczyznę, co natychmiast ją uspokoiło.

‒ Przepraszam, że nie daję ci spać. Miałam taki straszny sen...

‒ Już dobrze. ‒ Książę przyciągnął do siebie kobietę i zamknął ją w mocnym uścisku. Eleonora zawsze przy nim czuła się niezwykle bezpieczna, co ostatnio było dla niej niezwykle cennym uczuciem. ‒ Kocham cię.

William doskonale wiedział, co każda kobieta chce usłyszeć od ukochanego. Jednak tym razem, Eleonora poczuła się zakłopotana, słysząc wyznanie miłości. W odpowiedzi uśmiechnęła się blado i złożyła pocałunek na ustach mężczyzny, który natychmiast został odwzajemniony.

Miłosne uniesienia przerwał parze huk, jaki rozległ się w całym domu.

‒ Słyszałeś? ‒ Eleonora odskoczyła od Williama jak oparzona.

‒ Ciężko było nie usłyszeć. To pewnie nic wielkiego ‒ Książę ponownie pochwycił kobietę w objęcia i zaczął muskać wargami jej ciało. ‒ Służba musiała coś upuścić ‒ dodał, widząc, że księżna nie jest przekonana.

Kobieta nie odpuściła i przejęta wstała z łoża, nakładając na siebie podomkę. Następnie podeszła do okna i odsłoniła zasłony. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, a Grosvenor Street budziło się do życia. Po ulicy sunęło już kilka powozów, a garstka ludzi dzielnie przemierzała jej zakamarki.

‒ Eleonoro, wracaj do łóżka. Jest jeszcze wcześnie. ‒ W pomieszczeniu rozległ się leniwy głos Dashwooda, jednak kobieta już go nie usłyszała, ponieważ przed sekundą zamknęły się za nią drzwi.

Skradała się po korytarzu, obawiając się najgorszego. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Nawet gdyby ten hałas został wywołany przez włamywacza, nie miała nic do obrony.

Zauważyła Georgianę, która z wielkim zaangażowaniem próbowała zawiesić obraz na ścianie, i odetchnęła z ulgą. Był to widok o tyle komiczny, gdyż hrabina była niziutka, w dodatku z wielkim brzuchem, co skutecznie uniemożliwiało jej wykonanie zadania.

‒ Co robisz? ‒ zapytała zaciekawiona Eleonora, nie kryjąc uśmiechu. Georgiana aż wzdrygnęła się, słysząc głos ukochanej bratowej.

‒ Ach, to... ‒ odparła zawstydzona. ‒ Przepraszam, ale kiedy przechodziłam, ten obraz... on sam spadł. ‒ Wypowiedź dwudziestolatki brzmiała dosyć nieskładnie.

‒ Och, Georgiano! Nic się nie stało. Zostaw już ten portret, ktoś ze służby odwiesi go na miejsce. Dziadek Williama się nie pogniewa, jeśli poleży chwilę na podłodze.

Hrabina Rutland niepewnie oparła płótno o ścianę i ruszyła w kierunku schodów.

‒ Właściwie dokąd się wybierasz o tak wczesnej porze? ‒ Eleonora nabrała podejrzeń, kiedy odpowiedź długo nie padała.

‒ Do sklepu... chciałam kupić materiał, znaczy czapeczkę. Tak! Chciałam kupić czapeczkę dla maleństwa. Muszę to załatwić jak najwcześniej, bo później idziemy do sądu. Sama wiesz, że nieczęsto mam okazję do robienia zakupów w Londynie.

Księżna uspokoiła się. Roztargnienie szwagierki zrzuciła na jej błogosławiony stan, a chęć udania się do sklepu wydała jej się jak najbardziej naturalna.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz