LXVIII. Spotkanie

118 25 196
                                    

Bornel, 1814

Christopher wystarał się o bilety na statek, który miałby zabrać Eleonorę, Alberta i ich malutką córeczkę do Anglii. Wybrał termin na tyle odległy, by mieć pewność, że brat zdąży do tego czasu przybyć do Francji. Kapitan jednak wciąż się nie pojawił, a jeżeli chcieli zdążyć dotrzeć do portu na czas, musieliby wyjechać najpóźniej dzisiaj w południe.

Eleonora każdego dnia stroiła się na wypadek, gdyby Beamount przyjechał. Nigdy nie była tak wdzięczna Thomasowi za suknie, które kazał jej nosić. Były szykowne, ale odsłaniały znacznie mniej niż toalety, które księżna wybierała dla siebie. Ciało arystokratki nabrało krągłości po ciąży. O ile Eleonora mogła znieść większe piersi, tak nie mogła się pogodzić z delikatnie wystającym brzuchem.

Dziś odziała się w turkusową, prostą suknię, obszytą koralikami w okolicach dekoltu, której tiulowe rękawy rozszerzały się wraz z długością. Ciemne, lśniące włosy uczesała w wysoki kok, wokół którego zaplotła cienkiego warkocza. Na koniec zabarwiła usta szkarłatem. Christopher z rozbawieniem obserwował codzienne rytuały, po których skończeniu Eleonora od razu biegła do kołyski Lizzy, zrobionej dla niej przez Wielkoluda.

Eleonora spędzała praktycznie cały swój czas z córką. Gdy Elizabeth spała, arystokratka czuwała przy kołysce i delikatnie gładziła jej główkę. Kiedy dziewczynka tylko otwierała oczy, matka brała ją na ręce i opowiadała różne historie lub śpiewała. Oddawała ją tylko mamce, by mogła ją nakarmić. Poza tym się nie rozstawały. Teraz także arystokratka spacerowała, trzymając Lizzy w ramionach. W jej ruchach dało wyczuć się pewne napięcie, w końcu czas wyjazdu się zbliżał, a Alberta nie było. Jej kufry były już spakowane, a konie gotowe do drogi. Eleonora co chwilę podchodziła do okna i wyglądała przez nie pełna nadziei. Christopher coraz częściej do niej dołączał i również z niepokojem spoglądał na ścieżkę. Wyjazd do Anglii oczywiście można było przełożyć na inny termin, ale cóż mogła oznaczać tak długa zwłoka?

Nagle w oddali pojawił się powóz, którego duchowny nie rozpoznawał, więc musiał należeć do kogoś spoza Bornel. Początkowo nie robił sobie zbyt dużej nadziei, ale kiedy kareta zatrzymała się przed plebanią, oboje z Eleonorą mieli już pewność.

– Mój Boże! – jęknęła przerażona arystokratka. – Jak wyglądam?

Szybko odłożyła dziecko do kołyski i pobiegła przejrzeć się w zwierciadle. Schowała niesforne kosmyki, które uwolniły się z upięcia, i odwróciła się w stronę księdza, by mógł ocenić jej prezencję.

– Wyglądasz olśniewająco! – Eleonora odetchnęła z ulgą, słysząc komplement. Nie chciała, by Albert się zawiódł. – Pójdę go przywitać i sprawdzić, czy nie potrzebuje pomocy z bagażami.

Christopher wyszedł na ścieżkę dokładnie wtedy, gdy Albert wyskoczył z powozu.

Kapitan również niepokoił się spotkaniem. Ciągle odkładał przyjazd do Bornel, by jak najdłużej unikać spotkania z Eleonorą. Może niewielką zasługę miała w tym jego narzeczona, z którą ciężko było mu się rozstać.

Albert całą drogę zastanawiał się, co powie arystokratce i jak ona zareaguje na jego widok. Czy dalej będzie jej niemiły? Jednak wszystkie obawy uleciały, gdy zobaczył Christophera. Bracia od razu wpadli sobie w ramiona.

– Ale się opaliłeś! – zauważył roześmiany ksiądz.

– A ty wyglądasz na zmartwionego. Nie zwiedzie mnie ten uśmiech! – Albert pogroził palcem.

– Może jestem odrobinę zmęczony. Twoja córka lubi sobie w nocy popłakać!

– Moja córka... – powtórzył kapitan i ponownie wpadł w objęcia brata, który mocno poklepał go po ramionach.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz