LVII. Nowy rok

137 26 46
                                    

Bornel, 1813

– Zróbmy jeszcze trzy kółka wokół kościoła! – zaproponowała Myrtle. – Wiesz, moja droga, że ja bardzo lubię spacery. Właściwie to nie mogę usiedzieć w jednym miejscu.

Eleonora spojrzała podejrzliwie na towarzyszkę. Po jej figurze nie można było sądzić, by dużo się ruszała, tym bardziej że jeszcze przed godziną była niechętna propozycji arystokratki, by udać się na spacer.

– Gdyby nie moje zamiłowanie do jedzenia, byłabym szczupła jak witka!

Księżna tylko pokiwała głową i panie bez słowa ruszyły w kierunku kościoła. Eleonora, choć widziała świątynię codziennie z okna, jeszcze nie zdecydowała się do niej wybrać. Wiedziała, że nie jest to dobrze postrzegane przez lokalną społeczność, ale Christopher nie naciskał, więc postanowiła pozostać przy swoich zasadach.

Nigdy wcześniej nie miała wyrzutów sumienia z powodu zaniedbywania niedzielnej mszy, jednak bliskość kościoła wywoływała w Eleonorze dziwne uczucia. Gdy tylko spoglądała przez okno, aż kuliła się ze strachu. Arystokratka ani razu nie przyznała sama przed sobą przyczyny tego stanu, ale w głębi duszy uważała, że jest niegodna. Kościół świętego Dionizego zupełnie nie przypominał monumentalnych świątyń takich jak Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu czy też Opactwo Westminsterskie w Londynie, ale mimo to u Eleonory wywoływał dreszcze. Odpychał ją tak samo mocno, jak przyciągał.

Usta Myrtle ani na chwilę się nie zamykały, dama nawet nie zauważyła, że jej towarzyszka nagle zamilkła. Eleonora starała domyślić się, jaka opowieść ją ominęła, jednak po chwili zorientowała się, że była to zwykła paplanina. Niewiele więcej skupiła się na wesołej historyjce madame de Bouville, arystokratka przeniosła wzrok na śnieg, który skrzypiał pod ich stopami.

Księżna miała ochotę pochylić się i uformować śnieżkę, a następnie rzucić nią prosto w twarz Myrtle. Była ciekawa, czy kobieta dalej byłaby taka wygadana, jednak postanowiła pozostawić to w sferze domysłów. Przez twarz Eleonory przebiegł cień uśmiechu. Odwróciła ją tak, by dama tego nie dostrzegła. Całkiem niespodziewanie jej wzrok napotkał budynek, który musiał zostać niedawno wybudowany. Nie miał jeszcze okien ani drzwi, a ściany były podpierane przez drewniane bele.

Eleonora nieco zboczyła ze ścieżki, ciągnąc za sobą Myrtle, która mówiła coraz mniej. Zamiast tego słychać było ciężki oddech damy, która ze zgrozą spoglądała na księżną, widząc, jak ta przyspiesza.

Arystokratka nagle przystanęła, gdy napotkała spojrzenie Pawiego Oczka. Zdążyła się już przyzwyczaić do jego szpetnej twarzy, ale tym razem serce podskoczyło jej do gardła. Mężczyzna, jakby spłoszony, odwrócił wzrok i zajął się pracą przy budynku. Po chwili zza ściany wyłonił się Wielkolud, który dołączył do towarzysza.

– Co oni tu budują? – zapytała Eleonora, gdy odzyskała rezon.

– Ksiądz chce urządzić w Bornel przytułek. Odmieńcy pomagają mu za drobną opłatą.

– Ale po co?

– Na wojnie przybywa nam sierotek... – wysapała Myrtle. Z pewnością uraczyłaby arystokratkę dłuższą opowieścią, jak to miała w zwyczaju, ale ledwo łapała oddech.

Eleonora od pewnego czasu zaczęła zauważać u siebie, że choćby wzmianka o dziecku bardzo ją wzrusza. Tak więc wieść o biednych maluchach, niemających matki ani ojca, sprawiła, że w jej oczach zaszkliły się łzy. Uznała to za bardzo ładne ze strony Christophera, że próbuje pomóc. Nawet Wielkolud i Pawie Oczko przysłużą się tej sprawie. Ona sama w tym momencie miała ochotę przygarnąć te dzieci pod swój dach i utulić w ciepłej pościeli.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz