XXVII. Dzień z życia kamerdynera

183 31 43
                                    

West Sussex, 1812

Wallace punktualnie o czwartej obudził się i z trudem postawił ociężałe stopy na chłodnej podłodze. Zegar biologiczny pana Browna był doskonały, nigdy nie opóźniał się nawet o minutę.

Mężczyzna uniósł ręce do góry, aby rozciągnąć zastygłe mięsnie. Jak zwykle podczas tej czynności westchnął kilka razy i burknął pod nosem coś o swoich starych kościach.

Gdy przebrał się w kamerdynerski frak i kilkakrotnie przejechał dłońmi po materiale, aby mieć pewność, że jest idealnie prosty, ruszył do pracy.

Brown uwielbiał patrzeć, jak każdego ranka Goodwood House budzi się do życia. Przechadzając się labiryntem korytarzy, ukazywali mu się kolejni służący przecierający oczy ze zmęczenia i co chwilę ziewający. Pokojówki niespiesznym krokiem kierowały się do swoich zajęć. Czasem ich twarze rozpromieniały się, gdy któryś z lokai zagwizdał na nie lub zwyczajnie posłał im uroczy uśmiech.

Wallace, idąc dalej, zawsze zauważał grupkę młodych mężczyzn niechlujnie opierających się o kominek. Mimo że sytuacja powtarzała się codziennie, zaskoczeni panowie niemal podskakiwali na widok Browna, już odruchowo prostowali swoje plecy i udawali, że robią coś pożytecznego. Gdy kamerdyner miał dobry humor, groził im palcem z uśmiechem na ustach. Jeśli jednak wcześniej wstał lewą nogą, posyłał im chłodne spojrzenie.

Jak co dzień na końcu Brown docierał do żółtej bawialni, której nazwa wzięła się od koloru ścian. Młodziutka pokojówka niczym baletnica przeskakiwała ze szczotką do kurzu między kolejnymi meblami. Kiedy spostrzegła, że nie jest sama, przystanęła w miejscu ze spuszczoną głową, jakby czekała na reprymendę. Wallace spostrzegł czerwony płatek róży na dywanie w pobliżu stolika przystrojonego kwiatami. Uniósł go do góry i egzaminował w słońcu jego strukturę, jak gdyby był botanikiem.

Tykanie zegara przypomniało mu, że musi się spieszyć. Zgniótł w dłoni płatek i żwawym krokiem ruszył do jadalni, aby sprawdzić, jak idą przygotowania do śniadania. Nie dostrzegł większych zaniedbań, więc ruszył do sypialni księcia Rushwortha.

Thomas lubił wcześnie wstawać, dlatego wymagał, by budzono go o siódmej. Gdy arystokrata opuścił łoże, Brown ogolił go i pomógł mu się ubrać. Wymienili przy tym kilka serdecznych zdań, jakby byli przyjaciółmi.

Następnie Wallace musiał wypełnić nowy obowiązek. Miał wpuścić Mary Kirby do sypialni księżnej, aby panna pomogła jej wysokości przy porannej toalecie. Zgodnie z ustaleniami Mary czekała na Browna przed drzwiami odpowiedniego pomieszczenia. Kamerdyner przekręcił klucz w zamku i drzwi stanęły otworem.

Panna Kirby wyminęła go i pierwsza weszła do sypialni. Jej zachowanie w opinii Browna było bardzo nieeleganckie, ponieważ to on był starszy i bardziej zasłużony, więc powinien pierwszy przekroczyć próg pokoju. Księżna na widok Mary ożywiła się. W jej towarzystwie Eleonora wyglądała na szczęśliwą mimo niewoli.

Twarz arystokratki zawsze się rozpromieniała, kiedy służka wkraczała do sypialni, co napawało Browna zazdrością. Niewątpliwie kamerdyner był ulubieńcem księcia, ale również u księżnej chciał zajmować jak najwyższą pozycję. Nie mógł przegrywać z impertynentką, jaką wydawała mu się Mary.

W ostatnich dniach jedyną rozrywką Eleonory stało się wyglądanie przez okno sypialni. Widziała z niego stajnie z książęcymi końmi. Jednak to nie piękne rumaki przykuwały uwagę księżnej, a młody stajenny. Chłopiec wyglądał na maksymalnie siedemnaście lat. Eleonora nie dojrzała na jego twarzy wąsa, który przypuszczalnie jeszcze nie zdążył wyrosnąć młodzieńcowi. Również jego postura była wciąż nie w pełni męska. Stajenny o kasztanowej, rozwianej czuprynie nie mógł pochwalić się szerokimi ramionami, a rysy jego twarzy były niezwykle delikatne.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz