LIII. Ostatni dzień

155 23 71
                                    

Londyn, 1813

Najgorsze w Sophie Howard było to, że zawsze miała rację. Nie kłamała, mówiąc, że wkrótce umrze. W dowód swoich słów pożegnała się z tym światem przed dwoma tygodniami.

Charles przysiadł na jednym z krzeseł w bawialni jego londyńskiej posiadłości, zupełnie nie zwracając uwagi na galimatias za jego plecami. Szalenie drogi prawnik pani Howard (świeć panie nad jej duszą) wynajął grupkę niezgrabnych sługusów, by dostarczyli obiecany spadek do mieszkania Landona. Właśnie siłowali się z obrazem Morlanda.

Luiza wylewała rzewne łzy na pogrzebie matki, jednak teraz mimo czarnego stroju wyglądała na więcej niż zadowoloną. Nadzorowała cały proces przenoszenia obrazu, co chwilę wydając nowe polecenia. Biedni chłopcy biegali z płótnem oprawionym w ciężką ramę z kąta w kąt. Markiza, jak na kobietę przystało, nie mogła się zdecydować, gdzie ustawić obraz. W końcu kazała postawić sztalugę za przykrytym płachtą fortepianem.

– Czemu kazałeś okryć fortepian tym paskudztwem? – powiedziała z wyrzutem, kiedy została sama z bratem.

– Bo go nie używam – warknął.

Landon, od kiedy opuścił West Sussex, był w kiepskim humorze, jednak od ślubu z Olgą jego stan należało określić jako fatalny. Nic go nie cieszyło, a dawnego zapału do życia ciągle mu brakowało. Sam już nie pamiętał, kiedy ostatni raz bywał w towarzystwie.

– Powinieneś bardziej dbać o to mieszkanie. – Luiza zajęła miejsce przy stole, gdzie zostały ułożone szkatuły z biżuterią Sophie. Markiza od razu zajęła się przeglądaniem klejnotów. – Jako że twoja żona wyjechała, mam obowiązek ci o tym przypominać. Właściwie to ja pod jej nieobecność jestem panią tego domu.

Charles nic na to nie odpowiedział. Pomyślał jednak, że tyle dobrego wynikło z jego małżeństwa, że żona krótko po ślubie wyjechała wraz ze swoją trupą w tournee po europejskich stolicach. Landon miał nadzieję nie spotykać jej w najbliższym czasie. Dobrze, że Olga szybko przekonała się, że wicehrabia nie będzie dla niej czułym mężem i nie ma czego szukać w ich domu. Jedyną zadrą w jego sercu był fakt, że ten przeklęty Aleksey z pewnością dobrał się już do spódnicy jego żony i razem z nią żyje za pieniądze Charlesa.

Wicehrabia Roslyn czuł, że znalazł się w potrzasku między niekochaną Olgą a Eleonorą, której oddał swoje serce. Niewiele miał wieści o arystokratce. Od ich ostatniego spotkania wymienili kilka listów w przyjaznym tonie, ale w niczym nie przypominały one dawnej korespondencji. Pragnął wyruszyć do Goodwood House, nawet jeśli miałby przypłacić swoją i tak nadszarganą reputacją. Jednak jego duma skutecznie go powstrzymywała. Będąc w tak mizernym stanie, widział dla siebie tylko jedno rozwiązanie. Wrócić do tajemniczego mężczyzny. Ciągle nie pozbył się bileciku z jego adresem, a głos, który zabraniał mu powrotu w tamto miejsce, stopniowo cichł w głowie wicehrabiego.

– Charles, czy ten wisiorek mi pasuje? – Luiza wyrwała go z zamyślenia. Dołożyła do szyi srebrny łańcuszek wysadzany rubinami i wyczekująco spojrzała na brata. – Te kamienie wydają się takie przytłaczające, ale żal byłoby ich z tego powodu nie nosić.

– Wyglądasz bardzo elegancko. Pasuje ci do włosów – rzucił od niechcenia. Luizie jednak taka odpowiedź w zupełności wystarczyła, bowiem usłyszała dokładnie to, czego oczekiwała.

Markiza zamknęła szkatułkę i zabierając ją ze sobą, ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze przypomniała sobie o atłasie, który został narzucony na sztalugę i postanowiła go zdjąć. W końcu obrazy trzyma się w domu po to, by się nimi chwalić, a nie je ukrywać.

– Zostaw – powstrzymał ją Landon. – Nie mam zamiaru patrzeć na te kundle.

Charles właściwie najchętniej spaliłby ten obraz. Miał wrażenie, że dla tego kawałka płótna zniszczył całe swoje życie. Obecnie nie widział w tym wyższego celu, jak wtedy, gdy zdecydował się ożenić. Właściwie wówczas też go nie widział, to złamane serce przysłoniło mu oczy. Jedno było pewne, hołdowanie zachciankom Luizy nie było warte sprzedania duszy diabłu.

MistyfikacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz