49.

2.3K 135 120
                                    

*Tony
Wróciłem na ziemię. Byłem zbyt słaby, by sam iść, jednak czułem, że muszę wyjść ze statku...upewnić się. Zszedłem z trudem na dół, gdzie podbiegł Steve. Co on tu robi do cholery? Niestety, byłem zbyt słaby by się kłócić. Pomógł mi przejść kolejne kilka kroków, po czym zatrzymałem się patrząc mu w oczy.
- Poczekaj, czekaj...- powiedziałem słabo.- Straciliśmy młodego.- dodałem ze łzami w oczach. Ten jednak wydawał się być niewzruszony.
- Tony, ofiar...ofiar jest więcej.
- Wiem, ale czy...- urwałem, gdy przede mną stanęła Pepper. Gdy ją zobaczyłem, moje serce na chwilę stanęło.- O Boże.- powiedziałem, na co ta objęła mnie za szyję.
- To ty? To naprawdę ty?- pytała płacząc.
- Już dobrze.- wyszeptałam całując ją w skroń. Wtedy przypomniałem sobie, kogo jeszcze tak całowałem.- Gdzie Thea?- spytałem, na co Pepper się odsunęła kręcąc głową. Spojrzałem na Steve'a, który spuścił głowę.- Boże...
- Miałam ją przy sobie, Tony. Zaczęła znikać, aż...- urwała płacząc, więc przyciągnąłem ją znów do siebie. Po policzku spłynęła mi łza. Najpierw Peter, teraz Thea. Straciłem dwójkę ważnych dla mnie istot, które miały przed sobą całe życie. Ale czy mogłem coś zrobić, żeby ich przywrócić? Wtedy nie. Minęło pięć długich lat, jednak w końcu nadeszła ta chwila. Nie zamierzałem odpuścić. Nie dla nich.

*Thea
Obudziłam się na jakiś gruzach. Czułam, jak coś wbija mi się w plecy, więc podniosłam się do pozycji siedzącej. ,,Gdzie ja jestem."- pomyślałam - ,,Co się wydarzyło?" Pamiętałam tylko jak ojciec i Peter zniknęli w kosmosie, a ja i mama...mama! Zaczęłam się rozglądać szukając kobiety. Nagle doszły mnie oznaki walki, więc spojrzałam w stronę placu za gruzami. Byli tam wszyscy. Gdy wśród Avengers dostrzegłam ojca i Petera zamarłam. Czy ja umarłam? Thanos i jego wojsko napierało na naszych, co wywołało u mnie lęk. Wtedy dostrzegłam ojca szarpiącego się z fioletową, silną istotą, którą rozpoznałam jako Thanosa. Wszystko nagle ustało, a w tle usłyszałam pstryknięcie metalowych palców. Zła połowa tłumu zaczęła znikać tak, jak ja wcześniej. Zerwałam się na równe nogi, biegnąc w stronę Avengers.
- Peter!- krzyknęłam, po czym rzuciłam mu się na szyję. Ten szybko mnie podniósł odwzajemniając uścisk.- Co się stało? Gdzie jest...?- urwałam widząc, jak ten zerka za siebie. Puściłam chłopaka i udałam się tam. Mijałam znajomych mi Avengers, aż zatrzymałam się sparaliżowana. Na ziemi siedział mój tata, który opierał się plecami o kupę gruzów. Wyglądał na rannego, a jego ramię było podpalone. Obok jego nogi leżała metalowa rękawica z kamieniami, która przed chwilą tkwiła na jego ręce. Czy on...czy to on jej użył? Spojrzałam na Pepper, która stała przy nim. W jej oczach dostrzegłam łzy. Spojrzałam niepewnie na Kapitana Ameryke. Gestem głowy zachęcił mnie, żeby podejść do ojca. Tak też zrobiłam. Ominęłam powoli gruzy, po czym kucnęłam przy tacie łapiąc go za zdrową rękę. Ten zdołał się na lekki uśmiech.
- Hej.- powiedział ledwo słyszalnie, a ja przygryzłam wargę chcąc ukryć chęć płaczu.
- Jesteś niemożliwy, wiesz?- spytałam drżącym głosem.
- Kocham cię...- zaczął, po czym po policzku spłynęła mu łza, a ja przygryzłam wargę, by się nie rozpłakać.- Córeczko.- dodał słabo, na co ja przyłożyłam dłoń do ust powstrzymając płacz.
- Przepraszam. Przepraszam.- powiedziałam wycierając łzy z policzków, a ten znów się uśmiechnął. Nie chciałam przed nim płakać, jednak to było silniejsze.- Kocham cię tato.- rzuciłam cicho, po czym ten przymknął oczy, a ja nachyliłam się, by go pocałować w czoło tak, jak on zawsze całował mnie, gdy miałam problem, bądź czułam się źle. Moje drżące wargi dotknęły jego czoła, po czym poczułam jak jego dłoń się rozluźnia. Odsunęłam się, by się upewnić. Patrzył ślepo za mnie swoimi martwymi oczami. Usiadłam na brudnej, pokrytej gruzami ziemi płacząc i szlochając nad ojcem. Nagle poczułam, jak ręce Pepper pomagają mi wstać. Kobieta przytuliła mnie do siebie również płacząc po dotkliwej stracie. Spojrzałam na Avengers, którzy kolejno zaczęli klękać. Jak się później okazało minęło pięć lat. Pięć lat. Gdy ja tkwiłam w innej rzeczywistości, on zmagał się z rozterkami, wyrzutami i problemami. A teraz on nie żył, a ja stałam nad jego ciałem, chcąc cofnąć ten cholerny czas.
Avengers zaczęli klękać, co tylko upewniło mnie w tym co się stało.  Krzyknęłam w ramię matki błagając, by ten się obudził, zaśmiał się, wszedł do mojego pokoju bez pukania, albo dopytywał w sprawie związku z Peterem. Ale już nigdy tego nie zrobi. Gdy to do mnie dotarło czułam, jakby ktoś rozrywał mi serce. Czułam się częściowo martwa.

Siedziałam w moim nowym domu wysłuchując ostatnich słów ojca, które ten nagrał dla najbliższych. Siedziałam obok Pepper i mojej przyrodniej siostry, która przytulała się do mamy nie rozumiejąc, co się stało. W pokoju stało też Happy oraz Rhodes.
- Nagrałem to na wypadek przedwczesnej śmierci. Mojej śmierci. To jest...śmierć zawsze jest przedwczesna.- powiedział wyświetlany przez kask Ironmana mój ojciec.- Jutro odstawimy ten numer w podróżami w czasie i myślę sobie jaka jest szansa, że wyjdziemy z tego żywi. Znowu. Ale każda historia ma swój koniec, prawda? Co ja mówię, na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem.- wstał z krzesła, po czym nachylił się, jakby patrząc na Morgan.- Kocham cię razy trzy tysiące.- dodał z uśmiechem, a następnie zniknął. Po policzkach spływały mi łzy, które już nie były tak emocjonalne, jak przy jego śmierci. Teraz czułam żal do samej siebie, że go nie powstrzymałam. Spojrzałam na Pepper, która uśmiechnęła się smutno. Zabrała wieniec z ,,sercem" taty, po czym wyszliśmy za dom, gdzie stali wszyscy Avengers. Przeszliśmy między nimi, zatrzymując się dopiero na końcu małego molo. Pepper położyła wieniec do jeziora, a ten zaczął się unosić na wodzie. Patrzyłam jak kołysze nim delikatny prąd. To był godny pogrzeb. Byli wszyscy, nawet ci, których nie kojarzyłam. Pepper klęczała przy Morgan przytulając ją do siebie, a ja stałam obok nich obserwując wieniec żałobny. Byłam bezsilna. Po prostu tam stałam, czując spływające po moich policzkach łzy bez emocji. Nie czułam nic, prócz głębokiego smutku. Gdzieś w tłumie stał Peter wraz ze swoją ciocią, jednak ja nie chciałam stać przy nich. Moje miejsce było przy mamie, przy siostrze. Nagle poczułam jak Pepper łapie mnie za rękę, chcąc dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się sztucznie, jednak to na nią nie działało. Spuściła więc wzrok na młodszą córkę, całując ją w główkę. Wtedy mój wzrok z powrotem spocząć na sercu taty.


Przepraszam was bardzo za ten smutny rozdziałek💔💔💔 jednak pamiętajcie, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ja nie zamierzam zmieniać wątków postaci MCU 😭 mimo wszystko liczę, że rozdział wywołał u was łzy wzruszenia tak, jak u mnie
Jeśli będzie tu 12 gwiazdek, to dodam kolejny, gotowy już prawie rozdział

The Rich Man's Daughter | Tony Stark & Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz