33.

3.1K 168 12
                                    

Otworzyłam szeroko oczy słysząc czyjś głos.
- Cześć księżniczko.- powiedział mój ojciec, na co ja podniosłam się z łóżka i rzuciłam w uścisk. Ten bez zawahania objął mnie i podniósł lekko, gładząc moją głowę.- Zawaliłem.
- Idzie się przyzwyczaić.- wyszeptałam, a ojciec cicho się zaśmiał.
- Załatwię to. Obiecuję.
- Wiem.- odpowiedziałam, po czym postawił mnie na ziemię.- Tęskniłam. Bardzo.
- Ja za tobą też.- stwierdził z uśmiechem.- Cóż, obiecałem ci coś przywieźć.
- Mówiłam, że nic nie chce...
- Za późno.- przerwał mi, po czym podał reklamówkę dekoracyjną z czymś w środku. Jak się okazało był to pluszak w formie łosia, który był charakterystyczny dla terenów Norwegii. Łoś miał mięciutkie futerko i był jasno brązowy, co sprawiało, że chciało się go przytulić.
- Jaki słodki.- powiedziałam dotykając jego futerka, co wywołało uśmiech na twarzy ojca.- Dzięki.
- Mam jeszcze coś, za co Pepper mnie pewnie udusi, ale czym jest życie bez burgerów.
- Boże, kocham cię.- rzuciłam, po czym udaliśmy się do jadalni, gdzie zjedliśmy fastfoody zakupione przez ojca i rozmawialiśmy o jego przygodach w Norwegii oraz Anglii.
- A jak się trzyma Peter?- spytał z pełną buzią, a ja wzruszyłam ramionami.
- W porządku. Ostatnio bardzo się zaangażował w pomóc mieszkańcom.
- To dobrze.- stwierdził, na co ja nie odpowiedziałam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał późną już dla mnie godzinę.
- Będę lecieć.- rzuciłam wstając od stołu.- Pa!- zawołałam do ojca, po czym zjechałam windą na parter. Happy zawiózł mnie pod szkołę, gdzie zbierali się uczniowie.
- Jesteśmy.- oznajmił mężczyzna.
- Dzięki Happy. Nie musisz mnie dzisiaj odbierać. Chętnie przejadę się autobusem.
- Skoro tak chcesz.- powiedział z uśmiechem.- Miłego dnia.
- Wzajemnie.- odpowiedział wychodząc z auta. Poszłam w środę wejścia, przez którym stał Peter. Na mój widok ruszył się z miejsca i zrobił kilka kroków w moją stronę.- Hej.- rzuciłam, po czym pocałowałam go w policzek.- Przepraszam za wczoraj...
- Oglądałaś wywiad twojego ojca?- spytał, a ja ochłonęłam czując, że nie jest zły.
- Tak. Tato wrócił nad ranem do domu i obiecał to wszystko naprawić, więc...więc jest dobrze.
- Nie martwisz się?
- Nie, ojciec to załatwi.- stwierdziłam, na co ten przytaknął, a ja objęłam go za szyję.- A co u ciebie?
- Tęskniłem.- wyjaśnił, a następnie pocałował mnie w usta. Po chwili rozległ się dzwonek, więc ruszyliśmy szybko na lekcje.

Po lekcjach i kole pojechałam autobusem prawie pod mój dom, a potem przeszłam kilka metrów w jego kierunku. Weszłam już teren domu, gdy przy nim dostrzegłam tłumy ludzi. Czy to...? Tak, dziennikarze. Obróciłam się na pięcie, po czym wskoczyłam do pierwszego lepszego autobusu, skąd zadzwoniłam do taty.
- Gdzie jesteś?- spytał.
- Byłam pod domem, ale się wycofałam. Miałeś to załatwić.- rzuciłam szeptem.
- Właśnie to robię. Ale to potrwa.
- Co ja mam zrobić?
- Możesz gdzieś przenocować? Tylko tą noc, a jutro ich już nie będzie.
- Wisisz mi burgery do końca życia.- wypaliłam wściekła.
- Kocham cię.- odpowiedział rozłączając się, po czym ja pojechałam do osoby, która mieszkała w jednej z bliższych mi dzielnic Queensu. Petera.

- O, Thea.- wypaliła zaskoczona May.- Petera jeszcze nie ma. Pewnie się gdzieś szwenda.
- Mogę zaczekać?
- Pewnie.- powiedziała wpuszczając mnie do środka.
- Kiedy ma wrócić Peter?
- Nie wiem mówiąc szczerze. A dawno skończyliście lekcje?
- Dosyć dawno.- wyjaśniłam szczerze.
- Może do niego zadzwoń.
- Nie odbiera. Dzwoniłam kilka razy.
- Jeśli chcesz to możesz na niego zaczekać, ale ja śpieszę się do pracy, więc...
- Lepiej pójdę.
- Nie, zostań. Może ciebie posłucha, żeby się tak nie pałętał po mieście.
- Spróbuję z nim o tym porozmawiać.
- Świetnie. W lodówce jest lasagne, więc jeśli będziesz głodna to częstuj się śmiało.- rzuciła szykując się do wyjścia.- Zapasowe klucze są w jego pokoju pod łóżkiem, więc jeśli będziesz chciała iść to je wykorzystaj.
- Dziękuję pani.- powiedziałam szczerze, na co ta złapała mnie za rękę.
- May.- poprawiła mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Ta nagle spoważniała patrząc mi w oczy.- Proszę, wpłyń na niego, bo ja nie mam już na to siły.
- Wpłyne. Obiecuję.- rzuciłam, na co May się uśmiechnęła i wyszła. Westchnęłam ciężko, po czym rozejrzałam się po pustym domu. W końcu udałam się do pokoju Petera, gdzie usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Że też musiałam ukrywać się z dala od własnego domu. Siedziałam oczekując powrotu chłopaka, gdy okno się otworzyło. Podeszłam tam wystraszona, jednak szybko okazało się, że jest to Peter w stroju Spidermana.
- Wystraszyłeś mnie.- rzuciłam podchodząc do jego biurka. W tym czasie ten wszedł do środka.
- Wybacz...nie wiedziałem, że ktoś jest w domu. Co tu robisz?
- Mój dom oblegli dziennikarze i musiałam się gdzieś ukryć.- wyjaśniłam, na co ten jęknął. Obróciłam się w jego stronę, a to co zobaczyłam ścięło mnie z nóg. Chłopak leżał na łóżku ranny, a z jego stroju wypływała krew.- Peter.- rzuciłam klękając przy nim. Przyjrzałam się ranom, po czym zdałam sobie sprawę, że ktoś go postrzelił. Miał też kilka siniaków i zadrapań.- Pójdę po apteczkę.- wypaliłam biegnąc do łazienki, gdzie ten miał apteczkę. Wróciłam do chłopaka, który zdążył już zdjąć swój strój i zostać w samych spodniach, które miał pod nim. Uklęknęłam znów obok łóżka wyciągając z apteczki gaze oraz wodę utleniona. Przyłożyłam palec do rany, by wyczuć czy jest w niej kula, jednak nic nie wyczułam.- Może zapiec.- ostrzegłam, po czym przyłożyłam nasączoną gaze do rany, a Peter jęknął z bólu.
Gdy zdezynfekowałam ranę, owinęłam jego tors bandażem z opatrunkiem. Były małe szanse, że dojdzie do zakażenia, jednak ta sytuacja bardzo mnie przeraziła. Peter położył głowę na moich kolanach oddychając ciężko, a ja bawiłam się jego włosami wiedząc, że podoba mu się moja obecność.
- W co się znów wpakowałeś?- spytałam łagodnie.
- Nic, zwykły napad. Policja ich złapała.
- Ale udało ci się zdobyć pamiątkę z ich wyskoku.- rzuciłam, a ten się zaśmiał, po czym jęknął łapiąc się za tors.- Doceniam to co robisz i podziwiam cię...
- Ale?- spytał wyprzedając mnie.
- Ja tak nie mogę, Peter. Za każdym razem gdy znikasz w tym stroju, umieram z nerwów. Myślę, czy żyjesz, czy ktoś cię nie zabił. Czy znów cię zobaczę, czy...
- Ej.- powiedział gładząc mnie po policzku i patrząc na mnie z leżącej pozycji.- Nie dam się zabić. Mam dla kogo żyć.
- Takich najłatwiej zabić. Najpierw ojciec i jego akcje, a teraz ty. Cały czas boje się, że stracę któregoś z was.- wyznałam zalewając się łzami.- Jak mam żyć wiedząc, że ryzykujecie życiem?
- Thea, wiesz, że ja i twój ojciec nie przestaniemy. Od tego zależy życie innych osób. Niewinnych osób. My je ratujemy.
- Wiem, ale...kocham cię.- wyznałam, na co ten zamilkł patrząc mi w oczy. Po chwili nachyliłam się i pocałowałam go w usta. Z oczu wypłynęły mi łzy. Miał rację, nie mogli przestać, a ja nie mogłam ich powstrzymać. Od wielu dni miałam tyle myśli, tyle obaw w głowie, a w tamtym momencie to wszystko eksplodowało. Ale to był tylko początek wybuchu, który pociągnął za sobą wiele ofiar.






Hejka
Jutro piątek, a z tej okazji postaram się mały maratonik ♥️ ale pojawi się pod warunkiem, że dobijecie tu 10 gwiazdek, a jeśli 12 to zrobię maraton (3 rozdziały) dlaczego tak? Bo to od was zależy, czy ta książka będzie żyć. Ja piszę, ale bez waszego wsparcia nic z tego nie będzie 😥 dlatego zapraszam do mojej książki o 13 REASONS WHY, w której dzisiaj pojawi się kolejny rozdziałek po długiej nieobecności ♥️ zachęcam też do zabawy, która umarła 😔😔😔







The Rich Man's Daughter | Tony Stark & Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz