Obudziłam się obok Petera, który leżał na boku pogrążony we śnie. Miałam na sobie jego bluzkę, którą ten dał mi na noc. Była trochę luźna, ale bardzo wygodna. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego błogi uśmiech. Nachyliłam się nad nim, po czym cmoknęłam go w policzek, w konsekwencji czego ten się obudził.
- Cześć.- rzucił zaspanym głosem.- Długo nie śpisz?
- Nie.- wyjaśniłam, na co ten się uśmiechnął. Obrócił się na plecy, a ja podniosłam jego koszulkę, by sprawdzić ranę po postrzale. Dotknęłam delikatnie okolicy tego miejsca, na co Peter nawet nie jęknął.- Nie boli.- zapewnił mnie, jednak to mnie nie przekonało i musiałam ściągnąć bandaż, by przyjrzeć się ranie. Wyglądała czysto, a krew skrzepnęła. Wtedy zobaczyłam coś innego. Jego kaloryfer. Nie sądziłam, że jest w takiej formie, choć biorąc pod uwagę jego zaangażowanie w ostatnim czasie, to mógł faktycznie przypakować. Przyjechałam palcem po rannym miejscu, ale chłopak tylko się zaśmiał.- Nic mi nie jest.
- Upewniam się, czy nie doszło do zakażenia.- wyjaśniłam poważnie dotykając wciąż jego torsu.- I tak powinieneś pojechać do szpitala. To nie jest skaleczenie, a poważna rana.
- I co bym powiedział lekarzom? Że jestem Spidermanem?
- Znając ciebie coś byś wymyślił.- stwierdziłam spuszczając jego koszulkę i opierając się na łokciu, spojrzałam na chłopaka.- Nie odpuścić, prawda?
- Wujek kiedyś mi powiedział, że ,,Wielka siła to wielka odpowiedzialność”.- wyjaśnił, a ja posmutniałam słysząc jego słowa.- Nie mogę siedzieć bezczynnie, gdy w moim mieście ludzie są w niebezpieczeństwie.
- Peter, boje się o ciebie. O nas. Twoja ciocia też martwi. Może mógłbyś jakoś to ograniczyć? Dla mnie.- powiedziałam, na co ten westchnął.
- Dobrze. Spróbuję mniej się narażać.- stwierdził, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Dziękuję Pet.- rzuciłam, na co i on się uśmiechnął. Położył ręce na klatce piersiowej patrząc na górę łóżka piętrowego.
- Też czasem myślisz, że to wszystko co robimy nie ma sensu?- spytał ku mojemu zaskoczeniu poważnym już tonem.
- O czym...o czym mówisz?- powiedziałam bojąc się, że mówi o nas. Nie chciałam tego, bo bardzo mi na nim zależało. Na szczęście okazało się, że i jemu na mnie.
- O szkole, kole naukowym, jedzeniu obiadu i siedzeniu przed telewizorem. Że nic nie możemy zrobić, żeby ten świat był lepszy.
- Ale jest lepszy, Peter. Dzięki tobie, ojcu i reszcie.- stwierdziłam, na co ten spojrzał mi w oczy.- Okej, czasem wam nie wychodzi, ale i tak robicie bardzo wiele dla ludzkości.
- Znów ktoś zginął. Nie zdążyłem mu pomóc.- wyjaśnił, a ja spuściłam wzrok.- Tylko próbuje, ale...ale nic nie zmieniam.
- To nie prawda.
- Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć.- rzucił, a ja się zaśmiałam mimo powagi tej rozmowy.
- Nie prawda.- stwierdziłam, na co ten spojrzał na mnie pytająco.- Dużo zmieniłeś w moim życiu. Mi pomogłeś. Uratowałeś mnie i naszych kolegów w Washingtonie. Uratowałeś też ojca Liz, choć ten chciał zabić ciebie.
- To było dawno.
- Nie tak dawno. Z resztą jakie to ma za znacznie?
- Takie, że ostatnio nie zrobiłem nic.- wypalił zdenerwowany.- Przepraszam.- dodał pocierając oczy.
- Peter, nie myśl o tym, że niektórzy umierają. Mogłeś im pomóc, a może i nie. Tak czy siak nie powinieneś myśleć o tym co było, tylko skupić się na tym, co możesz zrobić teraz. A możesz wiele.- wyjaśniłam, a w jego oczach dostrzegłam łzy. Był załamany.- Nie powinieneś mnie słuchać. Musisz działać.
- Ale mówiłaś...
- I tak będę się martwić, więc co za różnica jak często?- spytałam, a ten prychnął rozbawiony.
- Kocham cię, Thea.- wyszeptał, na co ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a jego ręka zaczęła jeździć po mojej talii rozluźniając moje mięśnie.
- Nie chce wracać do domu.- jęknęłam.
- To zostań.- powiedział łagodnie.
- Muszę wrócić. Mam tylko nadzieję, że ojciec ogarnął tych dziennikarzy.
- Najwyżej tu wrócisz.- rzucił, a ja przygryzłam wargę by ukryć uśmiech.- Zawsze możesz tu przyjść. Nawet May bardzo cię polubiła.
- Naprawdę?
- Jasne. Mówi, że jesteś bardzo miła, więc chętnie lepiej cię pozna.
- Ja bym chętnie wysłuchała od niej więcej na twój temat.
- A co chciałabyś wiedzieć?
- Wszystko.- stwierdziłam, na co jego ręka zatrzymała się przy mojej szyi kierując się w stronę ucha. Przyjechał lekko palcem po nim, aby ostatnie założyć mi kosmyk włosów za jego główną część. Odetchnęłam głęboko czując dreszcz, który mnie przeszedł gdy dotknął mojego ucha. Było to dziwne uczucie podniecenia, które nie towarzyszyło mi nigdy wcześniej. Oczywiście, byłam trochę podniecona, gdy w samym biustonoszu całowałam się z Patrickiem, ale jak już wiele razy podkreślałam tamta relacja była inna. Bardziej cielesna i ostatecznie bardzo bolesna. Tu pragnęłam każdego małego gestu ze strony Petera. Jego oddechu, który czułam na swojej skórze, jego dotyku, który zapewniał, że nigdy mnie nie skrzywdzi. Kochał mnie i umiał pokazać to w najdelikatniejszy, a przy tym podniecający sposób.
- Nie chce się śpieszyć.- powiedział cicho, na co ja się podniosłam, by na jego spojrzeć.
- Ani ja.- stwierdziłam z uśmiechem. To prawda. Nie chciałam się śpieszyć z kontaktem fizycznym. Ostatnim razem był to błąd, z resztą nie czułam się gotowa na pierwszy raz. Dobrze mi było tak, jak jest. Przy Peterze nigdy nie czułam się zaniedbana czy nieatrakcyjna, więc nie potrzebowałam czegoś mu udowadniać. Byłam szczęśliwa, a te małe gęsty fizyczne były wystarczające.Zeszliśmy przed jego dom, gdzie czekał już na mnie Happy w swoim samochodzie. Otworzył on szybę kiwając głową do Petera.
- Cześć Peter.- rzucił, na co ja się zaśmiałam.
- Hej, Happy.- odpowiedział mój chłopak, po czym się obrócił w moją stronę i spojrzał mi w oczy.- Zadzwonisz wieczorem?
- Zadzwonię.- odparłam, a następnie pocałowałam go w usta. Gdy się od siebie odsunęliśmy, dotknęłam jego torsu patrząc na niego znacząco.
- Jasne.- wyszeptał domyślając się, że każe mu dbać o siebie. Zrobiłam więc kilka kroków w stronę auta Happy'ego, po czym spojrzałam na chłopaka z uśmiechem. Odwzajemnił go, więc wsiadłam i odjechałam z mężczyzną do mojego domu, pod którym nie było już żadnych ludzi. Weszłam do środka, gdzie przy drzwiach czekał na mnie ojciec.
- Dzień dobry skarbie.- rzucił trzymając ręce w kieszeniach.- Przepraszam za wczoraj.
- W porządku. Ważne, że dali sobie spokój.- wyjaśniłam kierując się do windy.- Powinnam wiedzieć jak to załatwiłeś, czy nie?
- Przydało się mieć pieniądze.- rzucił, a ja prychnęłam z rozbawieniem. Ojciec wcisnął odpowiednie piętro, na które zaczęliśmy jechać.
- Gdzie nocowałaś?
- U Petera.- wyjaśniłam z lekkim uśmiechem.
- U Petera, czy z Peterem?- spytał niepewnie, na co ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Serio?
- Nie chce, żebyś znów popełniła błąd.
- Pod tym względem nie zrobiłam nic, więc ciężko powiedzieć, że popełniłam błąd.
- Ale było blisko.- dodał, a ja otworzyłam szeroko usta zszokowana jego słowami.- Jestem twoim ojcem. Powinienem... jakoś...- mówił układając sobie to w głowie.- Ingerować.
- Nie, nie musisz.- stwierdziłam zaprzeczając głową.
- Ty i Peter jesteście jeszcze młodzi, więc...
- Tato.- rzuciłam przerywając mu.- Nie zamierzam uprawiać jeszcze seksu, a ty nie wtrącaj się w te sprawy, bo to sprawa między mną i Peterem.
- Okej, okej.- powiedział rozbawiony unosząc ręce do góry w geście obrony.- Tylko spytałem.- stwierdził ze śmiechem. Przewróciłam oczami zirytowana jego zachowaniem.- A właśnie, jutro odbywa bankiet, a Pepper nie może ze mną iść, bo wtedy pracuje. Pójdziesz ze mną?
- A co z dziennikarzami? Mogą tam być.
- Nie będą.
- Skąd wiesz?
- Nie wiesz, jak na ludzi wpływają pieniądze? Zwłaszcza nie małe.
- Serio? Dostali pieniądze, więc dadzą nam spokój?
- Dokładnie.- stwierdził, a winda stanęła w miejscu.- Więc?
- Mogę iść.- zdecydowałam, na co ten się uśmiechnął.
- Będzie fajnie, zobaczysz. Zwłaszcza, że będziemy tam gośćmi honorowymi...- mówił w sumie do siebie krocząc do salonu.
- Co właściwe robi się na bankiecie?- spytałam przerywając mu.
- Nic. Jesz wystawne jedzenie, pijesz wyborne wino...w twoim przypadku cole.- dodał żartując.- I wysłuchujesz kretynów, którzy cię tam zaprosili udając, że przybyłeś, by poznać tych osiłków.
- Zmieniam zdanie. Fajna ta twoja praca.- rzuciłam siadając na sofie, gdy ten zasiadł na kanapie.
- I to jak.- stwierdził, na co ja się zaśmiałam. Ojciec włączył telewizję, gdzie leciał dawny serial.
- Zostaw.- nakazałam, gdy chciał przełączyć.
- Od kiedy oglądasz takie filmy?
- Seriale.- poprawiłam go.- I...od jakiegoś czasu. O dziwo bardzo mi się spodobały.
- Peter ma na ciebie zły wpływ.- rzucił odkładając pilota i przysłuchując się w dialogi.Hejkaaaa
Zaczynamy maratonik♥️ wczoraj dobiliście 10 🌟 więc będą tylko dwa rozdziały (ale możecie jeszcze dobić dzisiaj do 12 to wtedy pojawią się trzy 😉😉😉)
Miłego czytania
Słowa kluczowe z tego rozdziału:
Dbać o siebie - (odmienione pod Petera) Arabella_479Spiderman - Arabella_479
Wina - (wino hahaha) Arabella_479
CZYTASZ
The Rich Man's Daughter | Tony Stark & Peter Parker
FanficJak to jest być nieśmiałą nastolatką, a przy tym córką najbogatszego człowieka w Nowym Jorku; bohatera, który ocalił świat; i człowieka, któremu nie jeden chce zaszkodzić? Thea wie o tym doskonale. Nie jest winna swoich genów, a jednak nie umie sobi...