19.

4.4K 204 19
                                    

Udało nam się wygrać. Fakt, że małą różnicą punktów, ale jednak. Wszystko dzięki Mj, która w decydującej rundzie odpowiedziała poprawnie, a my zdobyliśmy tytuł mistrzów. Peter nie dołączył do nas, co mocno zdenerwowało Liz. Z kolei ja martwiłam się, że coś mi się stało. Wiedziałam, że świat superbohaterów jest bardziej niebezpieczny niż nam się zdaje, jednak tego samego dnia udało mi się doznać tego na własnej skórze.
W nagrodę mogliśmy zwiedzić pomnik Washingtona, który wręcz przerażał swoją wysokością.
- Przez ciebie prawie przegraliśmy.- rzucił Abraham do Flasha, na co ten prychnął.
- Nie prawda.
- Nie znałeś odpowiedzi na żadne pytanie.- upierał się ciemnoskóry, więc ja odeszłam za Mj kawałek od grupy, aby nie słuchać ich sprzeczki. Wtedy podszedł do nas nasz opiekun.
- Podziwiacie pomnik?- spytał chcąc zagaić rozmowę.
- Trudno się jarać czymś, co wznieśli niewolnicy.- stwierdziła obojętnie Mj, na co nauczyciel obrócił się w stronę ochroniarza.
- Pomniki Washingtona nie wznieśli...- zaczął, ale mina ochroniarza mówiła wszystko. Uśmiechnęłam się z rozbawieniem, co również zrobiła moja przyjaciółka, a opiekun wydał się zakłopotany.- A ty, Thea? Zwiedzasz?
- Tak, jasne. Już idę.- powiedziałam, na co ten ruszył w stronę wejścia, a ja zdjęłam torbę i podałam ją przyjaciółce.
- Mogę ci ją zostawić? Nie chcę jej oddawać pseudo ochroniarzom.- wyjaśniłam, a ta przytaknęła.
- Kumam.
- Serio nie chcesz zwiedzać?
- Wolę zwiedzać Washington poprzez książki.- rzuciła wskazując na czytaną lekturę, a ja przewróciłam oczami.
- Ale z ciebie nerd.- dodałam, po czym ruszyłam za grupą. Po sprawdzeniu, czy nie mamy niebezpiecznych urządzeń przy sobie, weszliśmy do windy, którą zaczęliśmy jechać do góry.
- Mogę ja powiedzieć Peterowi, że jest zawieszony?- spytał Flash, a ja spojrzałam na Neda, obok którego stałam.
- Wiesz o... Peterze?- spytał bardzo cicho, co z pewnością tylko ja słyszałam, bo reszta pogrążyła się w dyskusji.
- Tak.- odpowiedziałam, na co ten przytaknął. Więcej nie mówiłam, ponieważ wszyscy skupiliśmy się na słowach naszej przewodniczki.
- Pomnik Washingtona ma wysokość 169 metrów i 32 centymetrów.- mówiła monotonnym głosem.- Zauważcie, że marmurowe i granitowe bloki zostały...- zaczęła, gdy coś nad nami pękło, a winda się zatrzymała. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech przerażeni sytuacją, w której się znaleźliśmy. Nagle Ned zrzucił z ramion swój plecak.
- Rany. Patrzcie na sufit.- powiedział Flash, na co wszyscy tak zrobiliśmy. Pośrodku sufitu znajdował się zarys pęknięcia, które było spowodowane wybuchem czegoś z plecaka Neda.
- Dobra, bez paniki.- uspokoiła nas Liz, ale serce waliło mi tak, że słowa dziewczyny wcale do mnie nie trafiały.
- Mój Boże.- westchnął z przerażenia nasz opiekun.
- O cholera.
- Wszyscy tutaj zginiemy.- stwierdził Abraham.
- Proszę państwa, rozumiem niepokój, ale wszystkie zabezpieczenia działają.- powiedziała przewodniczka.- Kompletnie nic nam nie grozi.
Wtedy poczuliśmy, że szyny trzymające windę zaczęły pękać. Kilka osób krzyczało o pomoc, a ja stałam sparaliżowana strachem. Udało się nam otworzyć sufit, a na górze zobaczyliśmy ochroniarzy, którzy zaczęli podawać nam ręce. Większość osób wyszła z pomocą mężczyzn i kobiet pracujących tam, aż zostałam tylko ja, Ned oraz nasz opiekun. Gdy Flash wyszedł przez sufit, szyny pękły, a my zaczęliśmy spadać. Krzyknęłam przerażona, aż nagle nasza winda się zatrzymała. Po chwili znów spadliśmy, aby w końcu zatrzymać się na jakiś gruzach między piętrami. Wtedy też do naszej windy wpadł przez górę Spiderman, a my znów spadliśmy. Peter wypuścił swoją sieć, która złapała się sufitu szybu i przytrzymał nas w powietrzu opierając się nogami o górę windy. Zaczęłam głęboko oddychać próbując się uspokoić. Serce waliło bardzo szybko, bo czułam, że to jeszcze nie koniec. Jeszcze nie byliśmy bezpieczni. Peter rozejrzał się po naszych twarzach, po czym się odezwał niższym głosem.
- Spokojnie, trzymam was.- zapewnił wciągając nas na górę.
- Tak! Tak!- zaczął krzyczeć Ned.
- Ej, ty duży, weź nie skacz.- rzucił Peter, na co ten się uspokoił.
- Przepraszam, już nie będę.- odpowiedział. Po kilku sekundach byliśmy już na szczycie pomnika, gdzie ochroniarze otworzyli drzwi od windy i pomogli wysiąść naszemu nauczycielowi i Nedowi. Z kolei ja stałam w rogu windy sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć. Patrzyłam jak ci wychodzą, jednak sama nie mogłam choćby się odezwać.
- No już, wychodźcie.- mówił Peter, a ja wzięłam głęboki oddech.
- Daj rękę.- powiedział jeden z ochroniarzy, po czym wyciągnęłam trzęsącą się dłoń w stronę mężczyzny. Już prawie mnie trzymał, gdy pajęczyna Petera się urwała, a winda ze mną w środku zaczęła spadać. Pisnęłam przerażona podskakując z ręką do góry, gdy poczułam, jak tracę grunt i wiszę w powietrzu. Spojrzałam w górę, gdzie sieć Petera była zaczepiona o wnętrze mojej dłoni, przez co nie spadłam. Dzieliły nas jednak z trzy metry.
- Spokojnie.- powiedział podciągając pajęczynę, by zmniejszyć odstęp między nami.- Mam cię. Mam cię.- zapewniał, a ja oddychałam ciężko. Było to przerażające uczucie. Byłam zdana na niego, a na dodatek nie czułam żadnego gruntu. Słyszałam jak winda rozbija się o ziemię, jednak nie spojrzałam tam. Walczyłam ze sobą, żeby patrzeć w gór,ę na Petera. Po chwili nasz odstęp był na tyle mały, że chłopak złapał mnie za rękę.- Już dobrze.- stwierdził, po czym podniósł mnie, bym mogła przy pomocy ochroniarzy wejść na piętro. Wtedy dopiero poczułam się bezpiecznie, gdy moje stopy stanęły na stabilnym podłożu. Obróciłam się do Petera, który wciąż trzymał moją rękę, jakby upewniając się, że nic mi nie jest.- Wszyscy cali?- spytał, na co ja nie odpowiedziałam. Patrzyłam w jego maskę zszokowana tym, co ten zrobił. Uratował mi życie. Chłopak, z którym rozmawiałam na korytarzu i w stołówce, którego wczoraj pocałowałam w policzek, dzisiaj mnie ocalił. Zapanowała cisza, przerwana pęknięciem pajęczyny. Peter zaczął spadać, a ja spojrzałam tam licząc, że nic mu nie jest.
- Dzięki.- rzucił nauczyciel patrząc w dół. Odsunęłam się od krawędzi, po czym stanęłam obok przyjaciół.
- Naprawdę się kumplujesz z Parkerem?!- krzyknął za Spidermanem Flash, na co ja nie zareagowałam. Zeszliśmy schodami na dół, gdzie czekała na nas Mj. Na nasz widok wybiegła w moją stronę, po czym objęła mnie mocno za szyję.
- Nic wam nie jest.- stwierdziła z ulgą w głosie.
- Dzięki Spidermanowi.- wyjaśnił Flash.- Żałuj, że nie poszłaś. Dużo cię ominęło.
- Na przykład spadanie.- dodała Betty.
- Coś nie tak z ręką?- spytała moja przyjaciółka widząc, jak trzymam się za nią.
- Teoretycznie rozcięłam sobie rękę.- rzuciłam.- Opowiem ci w autobusie.- dodałam widząc jej zaciekawioną minę. Szybko zjawili się dziennikarze i telewizja, jednak większość z nas nie chciała z nimi rozmawiać. Pojechaliśmy do hotelu, gdzie spakowaliśmy się i mieliśmy zamiar wyjechać. W między czasie zadzwonił do mnie mój tata, który zapewne wiedział o pomniku z telewizji.
- Thea nic ci nie jest?- spytał od razu.
- Nie, ale...było blisko.- wyjaśniłam wychodząc z pokoju, by nie słyszała mnie Mj.- Peter nas uratował. Był w stroju, ale to był on. Nie mogłam się ruszyć z windy, a ta zaczęła spadać i wtedy ten złapał mnie siecią. Gdyby nie on to już byśmy nie porozmawiali.- rzuciłam widocznie zaskakując swoimi słowami ojca.
- Porozmawiam z nim. Zasłużył na podziękowania.- stwierdził, a przed oczami mignął mi Peter, który wszedł do swojego pokoju.
- Muszę kończyć. Pakujemy się do domu.
- Zadzwoń jak dojedziecie.
- Jasne.- odpowiedziałam, po czym wyłączyłam się i poszłam do pokoju chłopaka. Zapukałam do drzwi licząc, że otworzy mi Parker i tak właśnie się stało.
- Hej.- rzucił spięty oraz zapewne zaskoczony moją obecnością.
- Chciałam tylko...- zaczęłam, po czym wzruszyłam ramionami.- Mogę wejść?
- Tak, pewnie.- powiedział otwierając szerzej drzwi. Weszłam do środka, a chłopak zamknął za mną drzwi. Patrzył na mnie wyczekująco, gdy ja próbowałam poukładać sobie w głowie tą rozmowę.
- Chciałam ci podziękować.- wyjaśniłam, na co ten pokiwał głową.
- Nie ma za co.
- Uratowałeś mnie, Peter. Znowu, choć tym razem naprawdę mogłam...- urwałam znów poprawiając włosy.
- W porządku.- powiedział.- Lubię cię ratować.- dodał, na co ja się zaśmiałam.
- A ja chyba lubię pakować się w kłopoty.- stwierdziłam żartem.- Poza tym nie zdziw się, jeśli mój ojciec do ciebie zadzwoni.
- Zadzwoni? Do mnie? Po co?
- Żeby ci podziękować. Albo cię pochwalić. Nie wiem jak konkretnie ci to okaże, ale jest z pewnością dumny z tego, co  zrobiłeś.
- Zadzwoni jako pan Stark, czy jako twój ojciec?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Ciężko stwierdzić.- rzuciłam, po czym przygryzłam wargę.- Trochę to zajęło, ale wiem już co tu robisz.
- Tak?
- Znaczy nie co, ale dlaczego. Chcesz mu coś udowodnić, prawda? Że jesteś wart jego uwagi.- powiedziałam, na co ten spuścił głowę.- Nie docenia cię.
- Tak myślisz?
- Jasne. Uratowałeś nas, choć nie byłeś nawet w pobliżu. W między czasie pewnie załatwiłeś coś innego, bardziej superbohaterskiego. Ja bym tak nie umiała.
- Myślę, że jesteś odważna.
- Jasne, dzisiaj to pokazałam.- rzuciłam smutno.- Nie jestem odważna jak ty, albo tata. Nie wiem kim jestem. Czasem czuję się Starkiem, ale czasem...jakbym wcale nie była córką mojego ojca.
- Bo jesteś Thea, a nie Tony.- stwierdził, na co ja zamarłam.
- Co powiedziałeś?- spytałam zdziwiona.
- Że...nie jesteś swoim ojcem.- wyjaśnił, a ja uświadomiłam sobie, że się nie przesłyszałam. Tyle lat byłam dla wszystkich Starkówną, a on po prostu widział we mnie mnie. Uśmiechnęłam się do chłopaka, co ten odwzajemnił, po czym wyszłam na zewnątrz.
- Jeszcze raz dzięki za ratunek.- rzuciłam przez ramię, a następnie wróciłam do swojego pokoju.


Heeej
Dziś dodaje wcześniej ♥️ wam też podobał się moment, gdy Peter uratował Thea'e? Napiszcie w komentarzu jak nazwiemy ten ship 😂 poza tym zgodnie z obietnicą - słowa kluczowe:
O cholera - AngryOmega

Teoretycznie rozcięłam sobie rękę - (trochę średnio, ale w miarę pasowało xdds mam nadzieję, że nie ma zastrzeżeń) Stydia098

Przez ciebie prawie przegraliśmy - Stydia098

Pomocy - Arabella_479

The Rich Man's Daughter | Tony Stark & Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz