Rozdział 25

140 8 7
                                    

Śmieszne. Nie dość, że sobie wizualizowała ten wieczór to jeszcze jej się on przyśnił. To był sen. Uważała to za jedyne racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji. Niby z jakiego innego powodu Sakura miałaby stać przy Itachim? To był sen. Dziwny, ale powoli przyzwyczajała się do swojej popieprzonej wyobraźni. Ciekawa była jak ten sen się potoczy. Co się teraz stanie? 

W otępienia wyrwał ją ból. Sasuke ściskał jej dłoń. Spojrzała na niego. Wyglądał na przerażonego i wściekłego zarazem. Nie rozumiała czemu śniła o przerażonym Sasuke. Spojrzała z powrotem przed siebie i zrozumiała. Nie śniła. To rzeczywiście miało miejsce. Absurd tej sytuacji był nie do pojęcia. Czy to naprawdę była ona? Wyglądała inaczej, to prawda. Miała dłuższe włosy, była nieco bardziej dojrzała, ale to na pewno była ona. Co ona tu robiła? Czy to możliwe, że ona i Itachi... Nie! Nie chciała w to wierzyć. To niemożliwe. Czy los mógłby być tak okrutny? Czy ten którego kochała miałby się związać z tą dla której od siedmiu lat żyje w piekle? Nie! Odmawiała uwierzenia w coś takiego. 

A jednak. Stała tam. Koło niego. Oboje uśmiechali się do Fugaku. Zastanawiała się co malowało się w tej chwili na jej własnej twarzy. Spojrzała na Sasuke. On zrobił to samo. Nie chcieli szeptać by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Spojrzeniem nakazał jej zachować spokój. Widać było, że sam nie rozumie tej sytuacji. 

-A to mój młodszy syn Sasuke i jego urocza żona Karen. - powiedział starszy Uchiha wskazując na nich. Co teraz? Mieli udawać, że się nie znają? Przedstawić się grzecznie? Co to za chory cyrk... Obserwowała różowowłosą. Uśmiechnęła się. Nie widziała w tym uśmiechu jednak ani odrobiny ciepła. Tylko skrywaną nienawiść. 

-Znamy się, chodziliśmy do tej samej szkoły. - powiedziała. 

-Naprawdę? Co za przypadek. - powiedział Fugaku. 

-Prawda? Miło cię znowu widzieć Karen-san- powiedziała i wyciągnęła do niej rękę. Najpierw na nią spojrzała a potem uścisnęła nie pokazując wahania. 

-Mi również jest miło. - powiedziała uśmiechając się. Tak jak powinna. 

-Bracie?-Itachi zwrócił się do Sasuke. Ten podszedł go uściskać. Pięknie udawali. Spojrzała ponad ramieniem młodszego z braci. Wzrok Itachiego spoczywał na niej i wwiercał się w nią z wielką siłą. Nie umiała określić co kryło się za tymi czarnymi oczami. Za oczami w które wielokrotnie spoglądała z miłością a one odpłacały jej tym samym. Teraz nie było tam uczucia. Nie wiedziała co tam jest. Nie spuściła wzroku choć miała na to wielką ochotę. Ciężko było patrzeć mu w oczy mając świadomość jak on przez nią cierpiał. Wiedząc jak zhańbiła to co było między nimi. 

-Witaj szwagierko. - powiedział podając jej dłoń. Sięgnęła po nią tak  pewnie jak wcześniej w przypadku Sakury spodziewając się, że zniesie to równie dobrze. Myliła się. Dotyk jego dłoni przywołał wszystkie wspomnienia i wszystkie uczucia, które z biegiem czasu wcale nie osłabły. Jego skóra była taka sama jak wtedy. Czuła jak odpływają z niej wszystkie siły. Panowanie nad własnym ciałem i twarzą stawało się coraz trudniejsze. W końcu uśmiechnęła się lekko i powitała go jak należy. 

-Karen, kochana dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada. - powiedział jej teść zatroskanym tonem. 

-Wszystko jest w porządku. - zapewniła. Największe kłamstwo w historii. Chyba nigdy nic nie było mniej w porządku. Domyślała się, że musi wyglądać tragicznie, ale nie miała możliwości nic z tym zrobić. 

-Musisz na siebie uważać, jest sezon grypowy.- powiedział Itachi. Przytaknęła nie wiedząc co miałaby na to odpowiedzieć. 

-Usiądziemy przy stole?- spytał ojciec rodziny. 

W sidłach uczuciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz