Rozdział 42

133 10 1
                                    

Pół nocy nie spała z podekscytowania i pierwsze co chciała zrobić to powiadomić Itachiego o wszystkim. Nie mogła jednak pójść do niego zaraz po przebudzeniu. Sasuke był cały czas przy niej i musiała zejść z nim na śniadanie. Nigdzie nie było Itachiego. Poza tym atmosfera była jak w grobowcu. Jedli w ciszy. Mina Fugaku była na pozór spokojna, ale widziała po oczach, że w środku szaleje burza. Zazwyczaj cieszyłaby się z ciszy, ale dzisiaj nie mogła tego znieść. Chwilę pomyślała i już miała się odezwać, ale Sasuke powstrzymał ją kładąc jej rękę na udzie. Spojrzała na niego. Lekko pokiwał głową by niczego nie robiła. Chyba miał rację. 

-Nie róbcie tak. Nie musicie się ze mną obchodzić jak z jajkiem.-odezwał się Fugaku. Spojrzeli na niego niepewnie. -Wiem, wczoraj byłem trochę zdenerwowany... Dobra, byłem wściekły. I nadal jestem, ale wszystko wróci do normy, nie macie się czym martwić. -powiedział i uśmiechnął się do nich. Odpowiedzieli tym samym, ale za nic mu nie wierzyli. Za dobrze go znali. Po niedługim czasie to nieszczęsne śniadanie się skończyło i obaj wyszli z domu. Od razu popędziła do pokoju i złapała za telefon. Podekscytowana wybrała jego numer i czekała. Nie odbierał. Miała nadzieję aż do ostatniego sygnału, ale nic z tego. Usiadła na łóżku wzdychając. Wiedziała, że mógł być zajęty, ale ciężko jej było czekać. Po chwili zadzwonił jej telefon. A jednak... Nie. Nie znała tego numeru. Odebrała niepewnie.

-Słucham?

-Karen? To ja Sakura.

-Coś się stało?-spytała zaniepokojona. 

-Nie, nie. Dzwonię żeby spytać czy jesteś dzisiaj zajęta.

-Nie, mam wolny dzień.-powiedziała. Ulżyło jej. Już myślała, że to coś poważnego. 

-Mogłabyś przyjechać? Chciałabym żebyś się z kimś spotkała.-powiedziała poważnym tonem.

-Oczywiście, że mogę. Sakura na pewno wszystko w porządku?-spytała znowu zdenerwowana.

-Przyjedź to zrozumiesz. Zaraz wyślę ci adres.-powiedziała i się rozłączyła. Karen spojrzała na telefon nic nie rozumiejąc. Wstała jak oparzona i zaczęła się szykować do wyjścia. Jeśli coś się stało Sakurze to oszaleje. 

~~~

Itachi siedział w swoim gabinecie. Miał dokładny plan i musiał dopilnować żeby się powiódł. 

-Proszę pana... Już jest.-powiedziała jego sekretarka, która właśnie weszła. Pokiwał głową na znak by odeszła i wstał. Idąc korytarzem już z daleka słyszał jego głos. 

-Od wczoraj jestem członkiem zarządu rozumiesz chłopcze?-spytał Madara. Przerażony stażysta stał przed nim i zaczął się pocić.

-W czym problem?-spytał Itachi. Odwrócili się w jego stronę.

-O mój ulubiony bratanek!-powiedział Madara. Uśmiechnął się udając niewinnego.-Nie ja tu zawiniłam tylko ten nierozumny pracownik. Doprawdy nie wiem kogo wy tu zatrudniacie.-dodał protekcjonalnym tonem. Itachi spojrzał na przestraszonego chłopaka i uspokoił go spojrzeniem. 

-Pan Madara chciał żebym zaprowadził go do jego gabinetu, ale...-zaczął mówić. Itachi uciszył go gestem dłoni i kazał odejść.

-Twój gabinet nie jest jeszcze gotowy.-powiedział. 

-To jak mam pracować?-spytał i uśmiechnął się. Itachi o mało co mu nie przyłożył. Pracować, myślał by kto. Nie dał po sobie poznać jak jest wściekły za jego zachowanie. Choć może po prostu go nienawidził. 

-Dziś twoja obecność nie jest niezbędna. Jak dobrze wiesz od wczoraj nie było zbyt wiele czasu by przygotować dla ciebie odpowiednie miejsce, nie możemy ci zaoferować byle czego.-powiedział i założył na twarz ugrzeczniony uśmiech. 

W sidłach uczuciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz