| 47 |

4.4K 173 139
                                    

Moje powieki opadały co jakiś czas, starając się bezradnie wyostrzyć obraz ścieżki i ustawionych wzdłuż niej lamp. Starałam się kroczyć przed siebie, czując, jak z każdym stawianym przeze mnie krokiem, moje ciało pochyla się raz w prawą stronę, raz w lewą. Podśmiechująca się Melody podtrzymywała się na moim odrętwiałym ramieniu, starając się nie przewrócić. Odgarnęłam włosy ze spoconego czoła, z daleka widząc dobrze znany mi obiekt. Rozweselona dziewczyna, gdy tylko ujrzała przed sobą ogromną fontannę, oderwała się ode mnie i pijackim, chwiejnym krokiem popędziła przed siebie.

– Melody, nie biegnij tak! – krzyknęłam, sapiąc pod nosem. Moja kondycja była raczej dobra, jednak nasza podróż od mojego domu do parku sprawiła, że moje płuca ledwo co nadążały z pobieraniem tlenu. – Co ty robisz?!

– Nie przyszłam tu na darmo! – rzuciła głośno i przerzuciła nogi przez szary kamień, z którego obiekt był zrobiony.

Znajdowałyśmy się w Parku Cytadeli przy tej samej fontannie, o której kiedyś wspominałam, że często przychodziłam tutaj z tatą. Było to jedno z moich ulubionych miejsc w całej Barcelonie, z którymi wiązałam wiele wspomnień, szczególnie tych rodzinnych. To również tutaj, ostatni raz, kiedy patrzyłam na nią, siedziałam również z Neymarem, paląc papierosy. Uwielbiałam ją, bo wywoływała we mnie w jakiś sposób spokój, którego często brakowało w moich życiu. Lubiłam tutaj przyjść, usiąść, zastanowić się nad życiem i przeanalizować wszystko od nowa.

Tym razem jednak nie było chyba na to okazji, a ja zdałam sobie sprawę z tego w momencie, kiedy Melody popatrzyła na mnie tym swoim żwawym spojrzeniem, przepełnionym iskierkami i uśmiechnęła się tajemniczo. Wiedziałam, że w jej głowę narodził się pomysł, który nie należał na pewno do tych normalnych.

– Co ty wyprawiasz? – parsknęłam, kiedy zauważyłam, jak ściąga z siebie buty. – Zimno ci będzie. – Podeszłam do niej, siadając na murku.

– Idziemy się kapać – wybełkotała, zrzucając z siebie bluzę.

– Oszalałaś. – Zaczęłam się śmiać, jednak spoważniałam sekundę później, kiedy z gracją zeskoczyła w wodę. Zapowietrzyłam się na chwilę, zakrywając dłonią usta. – Czy ty jesteś normalna?! – pisnęłam, rozglądając się wokół siebie, czy nikt nas przypadkiem nie obserwuje.

Było grubo po północy, a jedna z nas właśnie planowała pływać w fontannie, będąc w stanie upojenia alkoholowego. Nic nie wskazywało na to, że skończy się to dobrze. Na dworze było chłodno, a my miałyśmy przejść się tylko po to, aby się przewietrzyć. Nie miałam w planach oddalać się od domu nawet tak daleko, wiedząc, że wrócenie do niego będzie równało się z wyczynem życiowym, jednak nogi same nas poniosły akurat w to, a nie inne miejsce.

Collins wzruszyła ramionami, a po chwili obserwowałam tylko, jak rozkłada ręce, a potem leci do tyłu, zderzając się z taflą wody. Zdusiłam w sobie chęć krzyku i natychmiastowo oparłam się o murek, wypatrując niskiej blondynki, której twarz na szczęście po chwili pojawiła się przed moją.

– Dalej, Davies! Nie będziesz stała tutaj jak ten osioł. – Czknęła, kręcąc głową na wszystkie strony tak, że ochlapała moją twarz. Skrzywiłam się, mrużąc oczy.

– Nie ma mowy, nie wyjdę tam. Jest zimno – powiedziałam stanowczo, obserwując, jak ta nieudolnie próbuje utrzymać się na wodzie.

Nie była to moja wina, że byłam ciepłolubna i każda taka rzecz wzdrygała mną na samą myśl o niej.

– No dalej... – Oparła dłonie o kamienną strukturę, odchylając głowę i wpatrując się w gwizdy nad nami.

Niebo tej nocy było tak bardzo przejrzyste, że było można dostrzec najmniejszą, świecącą gwiazdkę, czego od kilku dni trudno było doświadczyć. Przeważnie było ono ostatnio dość zachmurzone, przykrywając tym samym wszystko, co było najpiękniejsze, dlatego miało ochotę się aż położyć na chodniku i po prostu wpatrywać się w obraz nad sobą.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz