| 26 |

5.8K 197 257
                                    

Głośny odgłos szpilek uderzanych o twardą posadzkę rozchodził się dźwięcznie po długim korytarzu, uderzając o jego ściany, mieszając się z przyspieszonym oddechem, kiedy próbowałam w jak najszybszym czasie, dotrzeć do ostatnich drzwi, widzialnych na jego końcu. Z trudem stawiałam kroki w sposób, aby nie wywrócić się, mimo że miałam wrażenie, że jest to misja nie do wykonania. Zegarek na moim nadgarstku wskazywał, że mogłam zaczynać się już modlić do jakiejś wyższej siły o to, aby nie zostać ochrzanioną na samym wejściu. Dlatego, kiedy dotarłam już pod same drzwi, a walące serce rozsadzało moją klatkę piersiową od środka, wcisnęłam klamkę i bez zastanowienia wparowałam do wnętrza pokoju.

– Dzień dobry – powiedziałam na wstępie, chaotycznie poprawiając włosy, które zostały rozwiane i nie wyglądały już tak, jakbym chciała. – Wybaczcie, ale miałam trudności z dojazdem. Mam nadzieję, że nic istotnego mnie nie ominęło?

Zdenerwowana rozejrzałam się po sali, widząc spojrzenia wszystkich ludzi tam zgromadzonych. Każdy patrzył na mnie z nietęgą miną. Można było zauważyć, że nie byli zadowoleni moim spóźnieniem, szczególnie Josep, który zabijał mnie wzrokiem. Rozumiałam, że przesadziłam, jednak nie mogłam nic poradzić na to, że od rana wszystko próbowało rzucać mi kłody pod nogi. Już od godziny ósmej rano zdążyłam wylać na siebie kawę, stłuc talerz, prawie spaść ze schodów i usiąść do samochodu, którego nie mogłam nawet odpalić. Może i dzisiejszego dnia nie byłam sobą i w grę wchodziło moje rozdrażnienie i rozkojarzenie, ale błagam, niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie spieprzył tak, jak ja teraz.

Nie należałam do osób, które wiecznie się spóźniały. Ba, lubiłam być czasami nawet przed czasem, jednak zdarzało się, że czasami coś nie szło po mojej myśli i niestety prowadziło do tego, że przychodziłam później, niż powinnam. W tym wypadku los wybrał dla mnie nieodpowiedni dzień, ponieważ nie dość, że podpadłam tym Guardioli, na którego przeważnie nie wpływa to w żadnym aspekcie, ale i większości ludzi, którzy zasiadali w zarządzie. Co prawda cieszyłam się, że nie zaszczycił nas swoją obecnością sam Bartomeu, ale czego było można unikać, to było można.

– Zaczęliśmy jakieś dwadzieścia minut temu. – Pep, który tego razu miał na sobie zdecydowanie bardziej elegancki strój, niż zwykle, odpowiedział szorstkim głosem, pochylając się nad wielkim, konferencyjnym stołem. – Jadnak nie ominęło cię nic ważnego, dlatego myślę, że będziemy kontynuować? – Podniósł brew, a wszyscy skinęli głowami, zatracając się w masie papierów.

Odetchnęłam lekko, zasiadając cicho na swoim siedzeniu na samym końcu i wyciągając z torebki potrzebne mi rzeczy. Cieszyłam się, że to tym razem to on prowadził zebranie i że nie musiałam się w nim za bardzo udzielać, ponieważ nie miałam do tego ani głowy, ani siły. Wcześniej ustaliliśmy, że wszystkie sprawy związane z przyjęciem nowego psychologa do sztabu, to właśnie on weźmie pod swoje skrzydła, a ja zajmę się domykaniem reszty, która tyczyła się Ligi Mistrzów.

Byłam zaintrygowana całą otoczką nowego członka kadry. Co prawda nie byłam jego wielką zwolenniczką i razem z Pepem uważaliśmy, że to poważny błąd, jednak pojawienie się między nami nowej twarzy, wywoływało u mnie pewnego rodzaju zainteresowanie. Nie wiedziałam, kim była ta osoba. Czy był to mężczyzna, czy może kobieta. Nie wiedziałam niczego, oprócz tego, że za jakiś czas miała lub miał on wejść przez drzwi znajdujące się na wprost przed siedzeniem trenera. W głębi ducha liczyłam na to, żeby była to przede wszystkim osoba wykształcona i kompetentna, aby wiedziała, co dokładnie ją tu czeka i czego od niej wymagamy. Trafić mógł się każdy, z mniejszymi lub większymi zaletami, jednak wiedziałam, że Bartomeu nie pozwoliłby na zatrudnienie kogoś, kto by zupełnie nie znałby się na swojej pracy, co mnie uspokajało.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz