Opuszki moich zmarzniętych od chłodu palców delikatnie przejechały po jej zaróżowionych policzkach, a następnie, kreśląc niewidzialną dróżkę, powędrowały w stronę jej spiętego karku. Czułem pod nimi jej gęsią skórkę, na co uśmiechnąłem się w myślach. Chwyciłem za kosmyk jej jasnych włosów i zacząłem się nim bawić, nadal w międzyczasie powolnie muskając jej drżące usta.
Czułem, że się wahała. Toczyła wewnątrz siebie brutalną walkę. Jej pocałunki były niepewne, delikatne, takie, jakby bała się do końca oddać ich przyjemności. Smak jej ust nie zmienił się w ogóle od czasu, kiedy ostatni raz ją całowałem. Ten sam, truskawkowy błyszczyk, z którego już prawie nic nie zostało, był tak bardzo do niej charakterystyczny i jedyny w swoim rodzaju, że nie łatwo było go pomylić. To nie był zapach zwykłych truskawek, one miały w sobie coś, co kojarzyło się tylko z nią.
Oderwałem się od niej na chwilę, a nasze twarze teraz tkwiły w kilku centymetrach odległości od siebie. Uniosłem wzrok i wlepiłem go w jej lekko zaszklone oczy, które migotały w świetle oświetlającej nas lampy.
Maddison Lauren Davies. Kim ona do cholery była, że denerwowała mnie czasami tak, jak nikt inny, jak i jednocześnie... ciekawiła sobą. Ta średniego wzrostu blondynka, która zawsze potrafiła się odgryźć i będąc moją przełożoną, nie szczędziła w słowach, na samym początku była dla mnie zagadką, której nie potrafiłem rozwiązać przez kolejne tygodnie od czasu jej poznania. Niby niesforna dwudziestoczterolatka nie mająca praktycznie żadnego doświadczenia w piłce nożnej, nagle zostaje okrzyknięta naszą trenerką, wywołując tym samym niemałe zamieszanie. Josep praktycznie wyciąga ją znikąd, a co najdziwniejsze, Bartomeu, jak i cały zarząd zgadza się na to. A chyba wszyscy wiedzieliśmy, jak wyglądały procedury z przyjęciem nowych osób. Były porąbane i zawiłe, więc nagłe przybycie dziewczyny było dla każdego dość podejrzane.
Ale cóż. Pojawiła się i co najdziwniejsze, potrafiła wpasować się w drużynę. Przez całą swoją karierę w Barcelonie nie spotkałem się z nikim, kto potrafiłby w tak szybkim czasie podporządkować sobie grupę kilkudziesięciu chłopaków, praktycznie nie starając się im zaimponować. Po prostu wystarczyło, że pojawiła się i posłała wszystkim ten jeden ze swoich perłowych, hollywoodzkich uśmiechów, a wszyscy ją od razu polubili. No i przede wszystkim uznali, bo nieraz było tak, że drużyna zaczęła się buntować, naciskając tym samym na zamianę decyzji zarządu.
Tak, jak mówiłem, że była dla mnie tajemnicą, tak szybko jej zagadkowość stała się dla mnie jasna. Wszystko stawało się oczywiste z każdym mijającym dniem, kiedy to byliśmy zmuszeni na swoje towarzystwo, a ja nie musiałem nawet się jakoś szczególnie natrudzić, żeby ją rozgryźć.
Pochodziła z Walencji. Miała starszego brata Jake'a, o którym często mówiła, że jest przygłupem, mimo tego wiedziałem, że kocha go nad życie i skoczyłaby za nim w ogień. Rodzice nadal mieszkali w jej rodzinnym domu, których nie odwiedzała zbyt często, mimo że byli dla niej najważniejsi na świecie.
Melody Collins i Carmen Guardiola. Jej najlepsze przyjaciółki, praktycznie siostry, bez których nie potrafiła żyć. Jej prywatne psycholożki, ramiona do wypłakania, ale też kompanki do zalania się do nieprzytomności, mimo że sama nie robiła tego często, ale też drugie matki, które, kiedy widziały, że blondynka zaczynała wariować, zawsze służyły pomocną dłonią, aby dać jej z liścia.
James Rodriguez. Palant z Realu, o którym za dużo o dziwo nie wiedziałem, oprócz tego, że poznali się w Kolumbii, kiedy ta trenowała ich reprezentację do Copa America. Była z nim bardzo zżyta to na pewno, bo wpadała w szał za każdym razem, kiedy śmiałem go obrazić, co było całkiem śmieszne.
Mógłbym analizować każdą jej znajomość, każde jej zachowanie w nieskończoność. Że zawsze, nieświadomie marszczyła nos, kiedy kłamała. Że uwielbiała słuchać U2. Że miała problem z kontrolowaniem zaciskania pięści, kiedy się denerwowała, przez co przez jej długie paznokcie krzywdziła się, raniąc sobie wewnętrzną stronę dłoni. Że Milan był jej małym oczkiem w głowie i traktowała go jak własne dziecko. Że uwielbiała koty i sama by go chciała mieć, jednak nie mogła sobie na to pozwolić, ponieważ nie chciała, żeby podczas jej nieobecności w domu, zwierzak czuł się samotny. Że w dzieciństwie uwielbiała Scooby'ego Doo. Że przed wielkimi wydarzeniami stresowała się do takiego stopnia, że miała problemy z zapanowaniem nad sobą i że potrzebowała wtedy bliskiej osoby, która pomogłaby jej w uspokojeniu. Wiedziałem o niej tak dużo rzeczy, jednak zdałem sobie z nich sprawę dopiero w momencie, kiedy trzymałem jej policzki w swoich dłoniach.

CZYTASZ
boys like you • neymar jr
Fiksi PenggemarCzy próba ocalenia od porażki jednego z najlepszych klubów piłkarskich w dziejach może dać początek pewnej, specyficznej relacji?