| 50 |

4.5K 171 88
                                    

•Ważna notatka na końcu rozdziału•

Uniosłam spojrzenie, widząc przez okno widok mojego domu, oświetlonego przez pobliską lampę uliczną. Samochód podjechał pod bramę i stanął, a dźwięk pracującego silnika ucichł. Przeciągnęłam się, a kości przeskoczyły w moim karku, wydając ciche chrupnięcie, na które lekko się skrzywiłam. Chwyciłam za swoją torebkę, patrząc wokoło, czy wszystko ze sobą zabrałam. Klucze miałam, telefon, jak i portfel również. W zasadzie to właśnie te rzeczy były najważniejsze dla mnie, bez których nie mogłam się obyć. Kiedy byłam pewna, że niczego nie zostawię i nie będę musiała się po to wracać, skierowałam głowę w stronę bruneta, po czym się uśmiechnęłam ciepło.

– Dziękuję, za dzisiaj. Było mi tego trzeba. – Pochyliłam się, a on objął mnie ramieniem. Pocałowałam jego policzek, czując przyjemny zapach szamponu do włosów. – Kiedy wracasz do Madrytu?

Dzisiejszy dzień mogłam zaliczyć do jak najbardziej udanych. Spędziłam go u boku ludzi, którzy wypełniali pustki w moim poplątanym życiu, nadając  mu sens. Nie zwracałam już uwagi na to, że obecność Neymara na kilka chwil popsuło niektórym z nas humor, ponieważ ważne było to, że po jego odjeździe bawiliśmy się tak, jak za dawnych czasów, kiedy każde z nas było beztroskim nastolatkiem. To był pierwszy z momentów, kiedy mogłam wziąć głęboki oddech i po prostu się odprężyć, nawet gdy w świecie piłki nożnej, którego teraz byłam nieodłączną częścią, panował chaos. Gdyby nie James i Melody, zapewne siedziałabym w domu i śledziła wszystkie możliwe wiadomości, chcąc wyłapać na swój temat każdą opinię. To oni odciągnęli mnie od panującego zgiełku, za co byłam im niezgodnie wdzięczna.

– W poniedziałek. Zaraz zaczyna się La Liga, sama wiesz, jak to z wszystkim jest. Jeden trening przegapiony, a trener wścieka się potem na ciebie przez resztę sezonu – powiedział ciężkim głosem, ziewając. Parsknęłam, kiwając głową w zrozumieniu. Sama widziałam po Pepie, jak czasami to na niego wpływało, ale Josep to był jednak Josep, ja w porównaniu do niego byłam chyba bardziej wyrozumiała i ugodowa. Nie pamiętam, żebym do tego czasu uniosła się na kogoś z drużyny albo miała do niego jakieś pretensje, no chyba że chodziło o Neymara, ale on był zupełnie innym przypadkiem. – Pewnie zobaczymy się dopiero za jakieś trzy tygodnie, albo na meczu w Madrycie, albo na urodzinach Melody. Właśnie, wiadomo coś o nich? Miałem spytać jej się, ale wyleciało mi to jakoś kompletnie z głowy.

– Sama nic nie wiem, ale wiesz jak to ona. Wszystko na ostatnią chwilę robi, więc zaproszenia każdy pewnie dostanie tydzień przed imprezą. – Wzruszyłam ramionami, mając przed oczami obraz poprzednich urodzin, które wyprawiała blondynka.

Na ten dzień, jak już mówiłam, czekało zapewne wiele ludzi, ponieważ urodziny Melody wiązały się z ogromną imprezą halloweenową, którą uwielbiał dosłownie każdy. W tym roku nie miała zamiaru odstępować od tradycji i również planowała balangę stulecia, po której każdy będzie odsypiał kilka kolejnych dni. Miałam nadzieję tylko, że wszystko odbędzie się w piątek albo sobotę, ponieważ nie wyobrażałam sobie na drugi dzień iść do pracy. Melody zaczęła teraz kolejny rok na uniwersytecie, więc omijanie zajęć, gdzie nie minął nawet miesiąc od rozpoczęcia, nie było dość dobrym pomysłem. Już raz przekonała się o tym, że omijanie wykładów i zastępowanie ich spaniem do południa nie wiązało się z niczym mądrym, bo jedyne co potem musiała robić, to siedzieć w wakacje i zdawać egzaminy, które przegapiła.

Klasnęłam w dłonie, oznajmiając, że się powoli zbieram. Było jakoś po dwudziestej trzeciej, a ja jedyne, co chciałam zrobić, to położyć się i wypocząć.

– Jak będziesz następnym razem w Barcelonie, to dzwoń śmiało. – Chwyciłam za klamkę i nacisnęłam na nią z zamiarem otworzenia drzwi, wtedy jednak chłopak złapał mnie za ramię, chcąc, żebym jeszcze na chwilę została.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz