| 75 |

2.2K 156 115
                                        

Oczami Neymara...

Wyszedłem z plaży, czując potrzebę wrócenia do gości. Nie potrafiłem usiedzieć w jednym miejscu, szczególnie kiedy jeszcze ona siedziała przed chwilą obok mnie. Usiadłem na krześle przy stoliku, oddzielając się od gwaru i rytmu toczącej się zabawy na parkiecie. Przyglądałem się tańczącym gościom, ale moje myśli były gdzieś indziej.

Wszystko, co wydarzyło się na plaży, ciągle krążyło w mojej głowie. Analizowałem każdy szczegół, każde słowo, które padło pomiędzy mną a Davies. Byłem zdezorientowany i zastanawiałem się, co przyniesie przyszłość. Czy nasza wspólna noc była naprawdę błędem? Czy mogłem zrobić coś inaczej?

Wzrok miałem utkwiony w tłumie, ale nie dostrzegałem tego, co działo się wokół mnie. Czułem się oddzielony od tej radosnej atmosfery, jakby w moim wnętrzu zgasła iskra, która sprawiała, że świat był pełen kolorów. Teraz wszystko było przytłaczająco szare. 

Wspomnienia z tamtej nocy, gdy się zbliżyliśmy, nie dawały mi spokoju. Była to mieszanka ekscytacji i niepewności, a teraz czułem się tak, jakbym został sam na tej rozległej sali weselnej. Zamknąłem oczy, próbując uspokoić nerwowość, która wypełniała moje wnętrze. Wszystko wydawało się tak niepewne, tak niewiadome.

– A ty co tak siedzisz, jakby ktoś ci matkę zabił? – Gardłowy głos zabrzmiał za moimi plecami, a ja od razu rozpoznałem jego właściciela. Nie czułem się jednak w nastroju do żartów, więc odpowiedziałem oschle.

– Daj sobie spokój, nie mam humoru.

– Twoja najlepsza przyjaciółka ma właśnie wesele na Hawajach, a ty tutaj spędzasz Sylwestra. Nie narzekasz za bardzo? – zapytał Rafael. 

Przyznałem mu rację, że sytuacja była dość ironiczna, ale nie był to dla mnie powód do radości.

– Odpuszczę sobie teraz. Później dołączę – odpowiedziałem.

Rafael nie zraził się moim ponurym nastrojem i kontynuował rozmowę.

– Stary, cokolwiek się stało, nie pozwól, żeby to zepsuło ci zajebisty dzień – powiedział, próbując mnie pocieszyć.

Ja jednak byłem myślami na odległej planecie. Planecie Maddison Davies, która zawładnęła moim wszechświatem. Nieustannie słyszałem jej głos w swojej pustej głowie, powtarzający, że to był błąd.

Czy był to błąd, Maddison? 

– Ja sam sobie go popsułem – mruknąłem pod nosem.

– Zapłodniłeś kogoś przypadkowo? – zapytał z lekkim przerażeniem w głosie, a ja zmarszczyłem brwi, parskając głośno.

Nie, Raf. Po prostu spałem z naszą szafową i chyba zaczęło zależeć mi na niej więcej, niż powinno.

– Co? Nie! – zaprzeczyłem natychmiast, nie wiedząc, skąd przyszło mu to do głowy.

Ten strzepnął ze swojego czoła niewidzialne kropelki potu, a ulga wymalowała się na jego twarzy.

– No to nic sobie nie popsułeś. Dobrze, bo nie jestem jeszcze gotowy, żeby zostać najlepszym wujkiem na świecie – dodał triumfalnie.

Jego żartobliwe komentarze sprawiły, że przestraszyłem się jego zdolności do wygłaszania takich "mądrości".

– Twoje złote myśli czasami mnie przerażają – powiedziałem, stwierdzając same fakty. Powiedzmy sobie szczerze: Rafael był troszkę odklejony i nie można było go brać nigdy na poważnie. Tak, jak kochałem go, tak czasami przerażała mnie jego rozbudowana "inteligencja". – Czemu od razu myślisz, że chodzi o kobietę? – odparłem, marszcząc lekko brwi.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz