| 56 |

3.9K 182 100
                                        

– Nie mam pojęcia, za ile będę. Właśnie wychodzę z konferencji. Nie dosyć, że jestem wykończona nią, to jeszcze muszę dotrzeć na drugi koniec miasta. Naprawdę, jeśli tylko bym mogła, to już bym tam była. – Odgarnęłam włosy opadające na moją czerwoną twarz od zadyszki, jaką złapałam podczas biegu do podstawionego samochodu, który dostrzegłam już z daleka, kiedy minęłam ostatni zakręt.

Obejrzałam się za siebie, nie zwalniając tempa, cały czas przykładając telefon do ucha. Nadal było słychać ogromny hałas, którego źródło znajdowało się za dużymi, odgradzającymi płytami, które wyznaczały granicę terenu, po którym mogli poruszać się zaproszeni. Aktualnie przemierzałam parking za stadionem, do którego dostęp mieli tylko ci, którzy posiadali specjalne karty, a że ja byłam, jak już mogłam powiedzieć, oficjalnie trenerką klubu, to owa przepustka znajdowała się w moim portfelu.

– Spokojnie. Będę na ciebie czekała. Niczego nie przegapisz! – Zdarty głos Melody był stłumiony przez mieszankę muzyki z nieudolnymi próbami przekrzykiwania się ludzi znajdujących się wokół niej. – Muszę lecieć, bo zjeżdża się ich coraz więcej!

– Nie trzeba było robić kolejnego Projektu X – parsknęłam, mając przed oczami poszczególne kadry filmu, gdzie kilka chłopaków postanowiło wyprawić największą imprezę stulecia z okazji urodzin jednego z ich grupki.

Miałam wrażenie, że tak właśnie zapowiadał się ten wieczór. Alkohol miał przelewać się litrami, ludzi nawet nie wiedziałam, ile będzie i to prawdopodobnie miała być największa impreza, jaką kiedykolwiek widziała Barcelona, na którą oczywiście byłam już spóźniona. Z torebką na ramieniu, która co chwilę mi się z niej zsuwała, w obcierających stopy szpilkach i ciasnej sukience, w której myślałam, że zaraz zemdleję na środku parkingu, pędziłam w stronę samochodu, który miał zawieść mnie wprost do rezydencji wuja Melody. Impreza już dawno trwała, dlatego zdecydowałam, że przebiorę się tam na miejscu, żebym nie musiała specjalnie jechać do swojego domu i marnować czasu na dojazd.

Czułam ogarniające mnie zmęczenie, a świadomość tego, że najgorsze było jeszcze przede mną, wcale mi w niczym nie pomagała. W końcu i tak głównym wydarzeniem dnia była impreza urodzinowa Melody, na którą wszyscy w końcu mogli przybyć po tak długim okresie wyczekiwania. To właśnie dzisiaj był ostatni dzień października, dokładnie Halloween, w którym dwadzieścia pięć lat temu przyszła na świat Melodia Collins, dziewczyna zupełnie nie z tej planety, kochająca córka i chyba najlepsza przyjaciółka, jaką kiedykolwiek mogłam sobie wymarzyć. Na myśl o tym, że to ja miałam możliwość stania u jej boku, ogarniała mnie przeogromna wdzięczność, ponieważ tej niskiej blondynki nie wymieniłabym nigdy za żadne skarby. Nawet jeśli często działałyśmy sobie na nerwy i w wielu kwestiach się nie zgadzałyśmy, a patrząc z daleka, byłyśmy jak ogień i woda, to i tak koniec końców zawsze tworzyłyśmy ten niezniszczalny duet, którego nie dało się rozdzielić, nieważne ile siły ktoś by w to włożył. Przez tyle lat, ile się już przyjaźniłyśmy, a trochę już ich było, miałam zapewnione, że to właśnie ona będzie przy mnie w każdym momencie, a ja przy niej. I czasami jak się nad tym zastanawiałam, to naszej relacji nie dało się określić kilkoma prostymi zdaniami. Nie było możliwości, żeby całą naszą historię sprowadzić do paru nic nieznaczących słów. Żeby ją zobaczyć, wystarczyło po prostu spojrzeć na nas i wtedy, jeśli ktoś uważnie obserwował, bez zbędnego gadania można było zauważyć, że byłyśmy jedyne w swoim rodzaju i każda za sobą wskoczyłaby w ogień.

– Cześć, Ben. – Przywitałam się ze znajomym ochroniarzem, który tego wieczoru bawił się również w mojego taksówkarza, kiedy tylko odsunęłam drzwi czarnego vana.

Po tym, jak znalazłam się w samochodzie, pierwsze co zrobiłam, to było zdjęcie szpilek, które tej nocy były moim największym wrogiem. Nie miałam nigdy jakoś szczególnie wielkiego problemu z chodzeniem w nich, jednakże dziś miałam ich dosyć pod każdym względem. Ledwo co czułam palce u nóg, przez co jedynie o czym teraz marzyłam, to żeby zmienić je na wygodne trampki albo wskoczyć do zimnej wody, która dałaby im odpocząć. Nie wiem, z czego wynikał ten ból, ponieważ buty nie były nowe i na dobrą sprawę były już dawno rozchodzone, jednak zakładałam, że to przez to, że tak bardzo zależało mi na dzisiejszej konferencji i imprezie, dlatego los jak zwykle musiał mi trochę dokuczyć.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz