Cisza. To jedyne co w tamtym momencie było szybkie do zauważenia. Wydawało się, jakby wszystko zaczęło dziać się w zwolnionym tempie. Wskazówki zegara zatrzymały się, a ja utkwiłam w nieśmiesznej teraźniejszości, która cóż, wbiła mi nóż prosto w serce. Deszcz za oknem ustał, nie było już słychać dźwięku kropel uderzających o szary chodnik. Samochody poznikały z dróg, nie było słychać odgłosu ich starych silników. Gdzieś w dali, bardzo daleko stąd słyszałam jedynie muzykę wydobywającą się z głośników. Wszystko się zatrzymało jakby za sprawą magicznej różyczki. Nicość wypełniła lokal po brzegi, a ja miałam wrażenie, jakby zaraz cały budynek miał od niej eksplodować.Gula, która utworzyła się w moim gardle, była na tyle duża, że nie byłam w stanie jej przełknąć. Naciskała na jego ścianki, a mi zachciało się wymiotować. Z bólu i stresu. A najbardziej żalu. Szczególnie wtedy, kiedy z trudem podniosłam zamglony wzrok po raz pierwszy od dłuższej chwili. Nie wiedziałam, ile minut minęło odkąd zrobiłam pierwszy ruch. Pięć, dziesięć, a może czterdzieści. Każda sekunda zamieniała się w godziny, które były jedynie niemiłosiernie przedłużanym bólem wszystkiego.
Na samym początku zobaczyłam Philippe. Jego wargi były lekko otwarty, przez które z trudem wydobywało się powietrze. Był w całkowitym szoku, jednak nie byłam w stanie odgadnąć, z którego powodu bardziej. Z tego, że odchodziłam, czy tego, co właśnie powiedziała Melody.
Melody. Już spokojniejsza, jednak nadal ciężko oddychająca. Widziałam w jej oczach szaleństwo, ale też współczucie. Patrzyła na mnie, jakby chciała powiedzieć bezsłownie, że mnie przeprasza, mimo że tak naprawdę nie zrobiła nic złego. Po prostu odkryła prawdę. Brudną prawdę szarej rzeczywistości.
Rafinha, Marc i Ivan stali całkowicie wycofani, zakrywając dłonią usta, jakby kompletnie ktoś zabrał im mowę. Ręce Pique niekontrolowanie trzęsły się, a kiedy moje oczy napotkały jej wzrok, zauważyłam, jak jego źrenice zmniejszyły się, a on zaciska mocno szczękę.
Inni przeskakiwali wzrokiem raz ze mnie na Melody, z Melody na mnie oraz na bruneta.
Nie potrafiłam spojrzeć w jego kierunku. Miałam wrażenie, że jeśli bym to zrobiła, zemdlałabym na środku kręgielni albo zwymiotowałabym. W tamtym momencie nie czułam nawet własnych nóg i ledwo się na nich utrzymywałam, modląc się w myślach, żeby za chwilę nie zrobiło mi się czarno przed oczami i nie upadła.
Nie ma nic gorszego, niż zawód, jaki poczułeś do osoby, na której ci mocno zależało.
Z zamglonym wzrokiem odwróciłam się, a następnie zaczęłam biec. Nawet nie wiem gdzie. Po prostu moje nogi zaniosły mnie do pierwszych możliwych drzwi, które mogły prowadzić do wyjścia z tej sali. Usłyszałam głośne rozmowy za sobą, a potem chyba wszyscy rzucili się za mną w pogoni.
Po jakiś kilkudziesięciu sekundach znalazłam się na dworze, a zimny wiatr w połączeniu z deszczem uderzył w moje rozchwiane ciało. Zatrzymałam się na środku chodnika, czując, jak zaczynam się dusić. Zaczęłam niekontrolowanie kaszleć, odpinając szybko guziki swojej koszuli.
Ledwo widziałam. Ledwo słyszałam. Ledwo żyłam. Stałam przed kręgielnią, a deszcz lał się na mnie z każdej strony. Światło latarni oświetlało moją twarz, która pewnie była cała w rozmazanym makijażu.
Co ja miałam zrobić?
– Maddison! Maddison, proszę, wysłuchaj mnie! – Deszcz padał głośnio, a jego rytmiczne uderzenia w połączeniu z krzykiem Neymara stanowiły chór rozrywający mnie od środka. Stałam tam, przemoknięta do suchej nitki, ale to nic w porównaniu z burzą, jaka wewnętrznie wstrząsała mną.
Brunet krzyczał moje imię, ale słowa te zatracały się w szumie deszczu. Nie byłam już trenerką ani... ani nikim dla niego. Tego wieczoru, w którym prawda wypłynęła na jaw, obudziłam się ze snu, w którym przekonywał mnie o swojej zmianie.

CZYTASZ
boys like you • neymar jr
Fiksi PenggemarCzy próba ocalenia od porażki jednego z najlepszych klubów piłkarskich w dziejach może dać początek pewnej, specyficznej relacji?