– No polewaj, Ivan, do jasnej cholery! – krzyknął Rafinha, waląc pięściami w stół, a ja głośno czknęłam, przecierając załzawione oczy od śmiechu.
Philippe zaczął niekontrolowanie się śmiać, klepiąc się cały czas w udo i oparł swoją głowę o moje ramię, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.
Było już grubo po północy, a my nadal siedzieliśmy w naszej loży, cały czas śmiejąc się i raz po raz schodząc na parkiet, gdzie tańczyliśmy, a raczej próbowaliśmy tańczyć. Wszyscy byli już mocno wstawieni, co uniemożliwiało nam jakiekolwiek logiczne myślenie, chociaż i tak mogłam powiedzieć, że najbardziej trzeźwa ze wszystkich byłam ja i o dziwo Neymar, który wypił tylko dwie kolejki drinków. Rafinha i Philippe byli nie do poznania, nawet ciężko było mi nazwać ich wstawionymi. Byli zalani w trzy trupy, nie wiedzieli, co mówią, co po części było jeszcze śmieszniejsze.
– Kończą nam się zasoby! – wybełkotał Rafael i nagle wstał, lekko się chwiejąc. Otrząsnął się i przetarł dłonią twarz. – Idę po kolejną kolejkę, niech ktoś znajdzie Marca i Neymara!
Na te słowa rozejrzałam się po loży i mogłam dostrzec, że naprawdę brakowało między nami tej dwójki. Widząc, że nikt nie próbuje nawet słuchać bruneta, wstałam, na co lekko zawirowało mi w głowie i westchnęłam, patrząc na naszą grupkę. Nikt nie był w stanie się nawet podnieść, więc odwróciłam się na pięcie i udałam w stronę schodów. Wolnym krokiem zeszłam na dół, rozglądając się. Cały parkiet był pełen w ludziach, którzy mimo już później nocy, nadal nieźle się bawili i wirowali do najróżniejszych piosenek.
Po kilku minutach przeszukiwania całego tłumu głośno westchnęłam, stając na palcach i ostatni raz rzucając okiem na zapełnione pomieszczanie. Po chłopakach nie było ani śladu, więc zrezygnowana udałam się w stronę baru, gdzie mogłam usiąść i na spokojnie zastanowić się, gdzie mogłabym ich jeszcze szukać.
Weszłam na podest, na którym znajdował się bar i zobaczyłam wolne siedzenie obok jakiegoś chłopaka, więc przysiadłam się i obróciłam w stronę parkietu. Z tej, choć małej wysokości, można było lepiej zobaczyć każdy zakamarek lokalu, przez co wewnątrz przybiłam sobie piętkę, mając nadzieję, że któryś z chłopaków mignie mi się w oczy.
Stukałam paznokciami w wypolerowany blat barku, przyglądając się ogromnej ścianie, którą od góry do dołu zapełniały najróżniejsze alkohole dostępne dla klubowiczów oraz nazwy przykładowych drinków, które mogły zostać z nich przygotowane.
Cała znużona ciągłym oczekiwaniem na chłopaków, bez namysłu podniosłam rękę, a po chwili zjawił się obok mnie barman.
– Co dla ciebie? – usłyszałam męski głos nad sobą, więc podniosłam obojętnie wzrok, dostając nagłego zawału, kiedy zobaczyłam obsługującego mnie barmana.
Szybko się wyprostowałam i odgarnęłam włosy z twarzy, będąc cała ożywiona. Chłopak ukazał rząd śnieżnobiałych zębów, a ja poczułam nagle jak uderza we mnie fala gorąca.
Zmierzyłam go wzrokiem i z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że był przystojny. Cholernie przystojny. Był wysokim szatynem z lekkim zarostem na twarzy, a spod czarnych, idealnie dopasowanych okularów mogłam dostrzec intensywne, przeszywające spojrzenie, od którego miałam ochotę zemdleć. Kąciki jego malinowych ust były wysoko uniesione, co sprawiało, że jednocześnie był niesamowicie przystojny i uroczy. Jego umięśnione ramiona lekko przytrzymywały ciężar ciała, które opierało się o ladę. Spod białych rękawów koszuli mogłam dostrzec zarysy najróżniejszych tatuaży, przez co miałam ochotę przejechać po nich palcami.
Uśmiechnęłam się pod nosem na widok lekko opadającego na czoło kosmyka włosów, gdy nagle usłyszałam ciche chrząknięcie, przez co się otrząsnęłam, a na moje poliki wkradła się nieproszona czerwień. Zamrugałam kilka razy oczami, uświadamiając sobie, że chłopak pytał się przed chwilą co ma mi podać, więc bez namysłu powiedziałam pierwszą lepszą nazwę drinka, która wpadła mi do głowy.

CZYTASZ
boys like you • neymar jr
FanfictionCzy próba ocalenia od porażki jednego z najlepszych klubów piłkarskich w dziejach może dać początek pewnej, specyficznej relacji?