Zawsze zastanawiało mnie to, dlaczego nigdy nie wyłączałam tych przeklętych budzików, kiedy dobrze wiedziałam, że następnego dnia nie miałam uczelni, pracy lub po prostu nie musiałam robić niczego szczególnego. Za każdym razem tak samo oburzona jego dźwiękiem unosiłam rękę i waliłam nią w telefon, licząc, że jakoś przypadkowo uda mi się go wyłączyć w ten sposób. Przeważnie działało, jednak tym razem, jak na złość, mimo mojej nieustannej bijatyki z nim, za nic w świcie nie chciał zaprzestać swojej wnerwiającej melodii. Dlatego, chcąc nie chcąc, musiałam unieść się na łokciach, aby spod przymrużonych powiek wyszukać go wzrokiem. Jednak kiedy już to zrobiłam, a on wpadł w moje dłonie, poczułam na swoim brzuchu ciężar.
I ciepło.
Opuściłam wzrok na swoją talię tylko po to, aby ujrzeć dwa ramiona obejmujące ją. Nic chyba nie rozbudziło mnie tak szybko, jak tamten widok. Rzuciłam spojrzeniem przez ramię, a ujrzawszy nadal śpiącego Neymara, o mało nie spadłam z łóżka, na którego skraju i tak już siedziałam.
No tak. Zapomniałam, że zupełnie przypadkowo znalazłam się z nim w jednym w łóżku. W moim łóżku. W moim domu.
Kątem oka spojrzałam w stronę okna, którego zapomniałam na noc zasłonić. Wichury nie było widać, jednak co dziwniejsze, śnieg, z którego tak wczoraj się cieszyłam, pokrywał trawniki i gałęzie drzew, jednak nie było go aż tak dużo. Samo w sobie to dawało już dość duży świąteczny klimat, a z racji tego, że śniegu w Barcelonie prawie nigdy nie było, te święta miały całkowicie niesamowity klimat. Taki typowy, świąteczny klimat, którego zawsze wszystkim zazdrościłam. Uroki ciepłych krajów niestety nie zawsze były przesiąknięte samymi pozytywami.
Następnie znowu zerknęłam na telefon, który wskazywał dwie minuty po godzinie ósmej. Na wyświetlaczu widniały też dwie wiadomości od mamy, na które zmarszczyłam brwi, będąc zdziwiona, że rodzicielka chciała czegoś o tej godzinie.
Dopóki nie przypomniałam sobie, że dosłownie za godzinę mieli zjawić się w moim domu. Tymczasem ja leżałam w łóżku z moim piłkarzem, nie mając ogarniętego domu, zrobionych zakupów i będąc totalnie nieogarnięta.
Nie zapominając jeszcze o tym, że zupełnie nie wiedziałam, co miałam zrobić z brunetem, który właśnie chyba przeżywał sen życia. Jego wargi były lekko uchylone, a klatka piersiowa powoli się unosiła, żeby po chwili opaść. Rzadko kiedy widywało się Neymara w takim spokoju. Zawsze było go pełno, krzątał się, marudził, narzekał, śmiał się, krzyczał, irytował. Teraz... teraz po prostu leżał w moim łóżku, całkowicie bezbronny.
Moja dłoń powędrowała w stronę jego, aby spróbować wyswobodzić się z jego uścisku. Powoli i starannie, nie chcąc go zbudzić, przynajmniej na tamtą chwilę, dotknęłam jego dłoni. Jego, w próbowaniu do moich, były tak duże, że mogłyby w całości schować je w swoich. Srebrne pierścionki odbijały blask promieni słońca, które wkradały się przez niezasłonięte okno. Miał ich bardzo dużo, praktycznie na każdym palcu znajdował się przynajmniej jeden. Każdy inny. W zasadzie nie znałam osoby, której pasowałyby tak bardzo, jak jemu, a w połączeniu z jego tatuażami, wyglądał... perfekcyjnie.
Czasami jednak też moje poranki wcale nie wyglądały tak perfekcyjnie, jakby to niejeden by powiedział. W końcu obudzenie się u boku jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, który urodą również nie grzeszył, wcale nie było wiązane z niczym negatywnym. Tak. Na dobrą sprawę tak to wyglądało, tylko zapominaliśmy o kilku ważnych aspektach. Pierwszy: byłam jego trenerką, drugi: nikt nie wiedział, że tu jest, trzeci: w momencie, kiedy to analizowałam, usłyszałam skrzypnięcie klamki, do której od razu powędrowały moje oczy. Wtedy też poczułam, jak nagle świat się zatrzymuje, a w tym chaosie głowa mojego brata wychyla się, aby po chwili rozszerzyć całe drzwi i stanąć w szoku, w jakim nigdy nie widziałam mojego brata.
CZYTASZ
boys like you • neymar jr
FanfictionCzy próba ocalenia od porażki jednego z najlepszych klubów piłkarskich w dziejach może dać początek pewnej, specyficznej relacji?