| 76|

1.7K 128 47
                                    

Kiedy myślicie, że nie może być gorzej, niż jest, to powiem wam, że zawsze może być gorzej. Ba, może być nawet tragicznie. I przekonałam się o tym w momencie, kiedy po bitwie z samą sobą, kiedy myślałam, że może w końcu nie podjęłam tak złej decyzji, życie pokazało mi, że zawsze powinno spodziewać się niespodziewanego.

Pozwólcie, że opowiem wam wam o początku mojego końca.

Wszystko zaczynało się od momentu, kiedy podjęłam ten jedyny, życiowy ruch. Ryzyko było ogromne, ale w moim sercu tkwiło przekonanie, że to musiał być ten właściwy krok, który odmieniłby moje życie na lepsze. Mówię oczywiście o dołączeniu do Barcelony. Z pewnością był to moment ekscytujący, ale także pełen wyzwań i presji. Kiedy Josep poprosił mnie o pomoc, wiedziałam, że była to szansa życia, ale jednocześnie odczuwałam ogromną odpowiedzialność. Być odpowiedzialnym za światowy klub, prowadzić zawodników, których kiedyś podziwiałam z trybun, to było coś niesamowitego.

Mój pierwszy dzień na nowym stanowisku był pełen mieszanki emocji – ekscytacji i zdenerwowania. Spotkałam się z drużyną, której teraz byłam trenerką, i muszę przyznać, że było to trochę dziwne. Widzieć ich jako kolegów z zespołu, a teraz stać się ich liderką, wymagało ode mnie pewnej dostojności i szacunku, nawet wtedy, kiedy nie miałam na to nerwów.

Na początku niektórzy z zawodników wyrażali pewne wątpliwości co do mnie jako trenerki. Mimo że starali się zrobić wszystko, żebym mogła się szybko zaaklimatyzować, nadal trochę odstawałam. Byłam najmłodsza w historii klubu na tym stanowisku, w dodatku byłam jeszcze kobietą, a to wiązało się z pewnymi wyzwaniami. Ale wiedziałam, że muszę udowodnić swoje umiejętności i zdobyć ich zaufanie.

Pracowałam bardzo ciężko, analizując taktykę, analizując każdy ruch na boisku, by być najlepszym trenerem, jakim tylko mogłam być. Byłam wymagająca, ale zawsze obdarzona empatią i zrozumieniem dla drużyny. Chciałam, aby czuli się wspierani i wiedzieli, że stoję za nimi nie tylko jako trenerka, ale także jako przyjaciółka.

Podczas mojej pracy z drużyną, zdałam sobie sprawę, że piłka nożna to nie tylko gra, to styl życia, to pasja, która łączy ludzi. Trenerką stałam się nie tylko na boisku, ale także poza nim. Moje zaangażowanie w życie drużyny, wsparcie, jakie im dawałam, oraz praca nad ich rozwojem stawiała mnie w roli liderki, której nie tylko zdolności trenerskie są ważne, ale także umiejętność inspirowania i motywowania.

W ciągu kilku miesięcy udało mi się zdobyć szacunek i zaufanie drużyny. Było to niesamowite uczucie, kiedy widziałam, jak drużyna rozwija się i osiąga sukcesy na boisku. Ich radość i duma były również moimi.

Bycie trenerką Barcelony było nie tylko związane z piłką nożną, ale także z nauką o sobie i innych. W tym czasie nauczyłam się o wiele więcej niż w całym swoim życiu. To był czas trudny, ale także pełen radości, spełnienia i satysfakcji. Stać się trenerką Barcelony to był mój największy sukces, a jednocześnie ogromne wyzwanie, które ukształtowało mnie jako człowieka.

Oczywiście, nie było to łatwe. Były momenty, kiedy miałam wątpliwości, szczególnie kiedy poznałam jego.

Na początku, gdy się poznaliśmy, nasze drogi jak na złość nie krzyżowały się jedynie na boisku. Nie ukrywam, że nie było między nami żadnej sympatii ani przyjaznych uczuć. Wręcz przeciwnie, każde nasze spotkanie było nacechowane irytacją i wzajemnym niezrozumieniem. Nie wiedziałam, co o nim myśleć, a on z kolei traktował mnie jak kolejną osobę w drużynie, z którą musiał współpracować. Byliśmy jak dwa osobliwe magnesy, odpychające się wzajemnie. Ja nie mogłam wytrzymać z nim, a on ze mną.

Nigdy nie przypuszczałam, że nasza relacja może tak się zmienić. Teraz tkwiłam w jego ramionach z przyciśniętymi ustami do jego warg, zastanawiając się, jak do tego wszystkiego doszło. Nasza wzajemna niechęć zmieniła się w coś zupełnie innego. Było to dziwne, ale równocześnie dość... ciekawe.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz