| 34 |

4.3K 163 104
                                        

I wtedy on dostaje piłkę. W najmniej spodziewanym momencie wysuwa się na przód, omija zgrabnym ruchem linię obrony i z całej siły strzela.

I to w dodatku w samo okienko.

Schowałam twarz w rękach, gryząc ze złości palec, aby nie wrzasnąć na całe gardło. Co wtedy czułam? Bezsilność. Całkowite wyparowanie ze mnie jakichkolwiek nadziei. W jednym momencie miałam ochotę wejść na murawę i zacząć rzucać wszystkimi na prawo i lewo, a potem rozpłakać się, wyrywając sobie jednocześnie włosy.

Przegrałam. Wiedziałam, że już przegrałam.

Spojrzałam zamglonym wzrokiem na telebim, na którym pokazywał się teraz nowy wynik.

2:0 dla Sportingu.

Przeklęłam, gwałtownym ruchem odwracając się w stronę ławki rezerwowych, gdzie wszyscy zasiadali. Nikt się nie odezwał, kiedy usiadłam i szarpnęłam za zeszyt, w którym zaczęłam szybko coś bazgrać. Moje ręce trzęsły się w niekontrolowany sposób, kiedy z uwagą próbowałam nakreślić na szybko nowy schemat dalszego działania.

Nie mogłam pozwolić, żeby tak zostało do końca. Nie mogłam polec już na samym starcie. Zostawiona samej sobie, ponieważ Pep nie zdołał się zupełnie odnaleźć, miałam tylko dwadzieścia minut, wliczając w to przerwę, na wymyślenie czegoś naprawdę dobrego, ponieważ na tamtą chwilę nasz plan, a prędzej mój, nie wypalił.

Byłam na skraju oszalenia. Kartki rozrywały się pod naciskiem długopisu, kiedy widok przed sobą próbowałam na nie przelać. Nasza obrona była najsłabsza. Nie dawaliśmy sobie porządnie z nią rady, a mówiłam już dawno temu, żeby to właśnie na nią w tym meczu stawiać największy nacisk. To przez nią przegrywaliśmy już dwoma golami, a była to dopiero czterdziesta minuta. Przed nami była jeszcze połowa meczu, w której, jeśli się nie ogarniemy, druga drużyna będzie miała sporą szansę do podwojenia tego wyniku.

Warknęłam pod nosem, wkładając notatnik pod pachę i zabierając ze swojego miejsca torebkę. W tym samym momencie zabrzmiał gwizdek sędziego, informującego o zakończeniu pierwszej połowy i o możliwości udania się na przerwę. Stukałam nerwowo nogą, czekając, aż moja drużyna zejdzie z boiska.

– Do szatni – powiedziałam ostro i wyminęłam ich wszystkich. Zbliżyłam się do mojej asystentki, odrywając ją od jakiegoś mężczyzny. Prawdopodobnie był to jakiś dziennikarz, a ona ustalała nam konferencję prasową tuż po meczu. – Isabel. Zadzwoń do Bena, żeby przestał szukać Josepa. Mam go w dupie. Jeśli mam zostać z tym sama, to zostanę – syknęłam, na co ona szybko pokiwała głową i oddaliła się w celu wykonania telefonu.

Ja tymczasem równym, mocnym krokiem udałam się do szatni, której drzwi otworzyłam z hukiem. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni w moją stronę, a ja jedynie chwyciłam za jedno krzesło, które wyciągnęłam na środek pomieszczenia, robiąc tak samo z białą tablicą, stojącą w rogu.

– A więc tak. – Klasnęłam w dłonie. – Nie mam pojęcia, gdzie jest Josep. Co robi. Z kim. Wiem tylko, że oficjalnie mogę nazwać go kutasem, zważając na fakt, że zostawił mnie z tym gównem całkowicie samą – Wzruszyłam ramionami i związałam włosy w kitkę. – Nie wiem, czy wszyscy orientują się, jaki teraz mamy wynik, jeśli nie, to powiem, że jesteśmy w dupie. Szczerze, spodziewałam się, że pójdzie to inaczej – odparłam już spokojniej, wdychając i trąc skronie.

Byłam wściekła sama na siebie, jednak musiałam zejść z tonu. Wystarczyło, że atmosfera i tak była napięta, a ja nie musiałam jej jeszcze dodatkowo podsycać. W środku trzęsłam się na samą myśl tego, że naprawdę mogliśmy przegrać ten mecz, jednak musiałam nadal zachować trzeźwe myślenie. Pozbierać wszystko do kupy, wyciszyć się i dać sobie szansę na spokojne poukładanie chaosu w głowie.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz