Rozdział 27 - Chyba się przeliczyłyśmy.

57 3 3
                                    

Minął tydzień od pogrzebu Alana i odczytania testamentu. Ze względu na to, że chłopak przepisał mi swoje mieszkanie w Seattle i miałam wolne, postanowiłam tam polecieć, aby je zobaczyć.

-Wszystko wzięłaś? - zapytała rodzicielka.

-Tak mamo - odpowiedziałam - Naprawdę nie musisz się martwić. Poradzę sobie. Poza tym nie lecę sama - wskazałam na Zoe, Johna i Nathana.

-Oh... No wiem, ale takie są już matki. Jak będziesz mieć dzieci to sama zobaczysz.

-Yhymm - mruknęłam.

Osoby, które lecą do Seattle, proszone są o podejście do kontroli.

-Dobrze. To idź. Uważaj tam na siebie.

-Będę. Pa - przytuliłam ją. Następnie z przyjaciółmi udaliśmy się do bramek. Gdy wszystko przebiegło zgodnie, wsiedliśmy do samolotu.

-Gotowi na kilka dni urlopu od Zeydena? - zaśmiała się Zoe.

-Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział Nathan.

-Jest aż tak źle? - zapytałam.

-Może nie codziennie, ale przeważnie tak. Zresztą to też zależy od jego nastroju. Kiedy jest wkurzony to daje nam tyle pracy, że do późnej nocy przy tym siedzimy, a jak ma dobry humor to jest do wytrzymania - odparła brunetka.

-Aha.

No to ciekawe.

Po dwóch godzinach znaleźliśmy się na lotnisku. Odebraliśmy rzeczy i skierowaliśmy się do taksówki. Ciocia podała mi adres mieszkania, więc bez problemu tam dotarliśmy. Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się piękny przedpokój. Ściany były wyłożone lustrzanymi kafelkami. Po lewej znajdował się wieszak na ubrania. Zdjęliśmy swoje nakrycia i poszliśmy w głąb domu. Jak zobaczyłam resztę, dech mi w piersiach zaparło. Było tam ślicznie. Jeśli chodzi o salon ty był w kolorze beżowym, a meble brązowe. Naprzeciwko siebie stały dwie dość duże sofy oddzielone okrągłym, przeszkolonym stolikiem kawowym. Trochę dalej od salonu znajdowała się biało-czarna kuchnia z ogromną wyspą. Przy niej mogłoby siedzieć z dziesięć osób. Pomiędzy tymi dwoma pomieszczeniami były zakręcane schody, które prowadziły do pokoi sypialnianych. Weszłam do jednego z nich. Znowu przed całym pokojem był mały korytarz. Przeszłam przez niego. Tutaj, jak i w całym mieszkaniu było bardzo ładnie. Łóżko stało po lewej stronie. Obok niego szafka nocna. Naprzeciwko był balkon. Po prawej znajdowało się krzesło, a przy nim mały stolik. Gdy skończyłam obchód, wróciłam do salonu, gdzie byli przyjaciele.

To Alanowi nieźle się powodziło jak widzę.

-Ładnie tu - rzekł Nathan.

-Oj tak. I pomyśleć, że to wszystko jest moje - westchnęłam - Idziemy coś zjeść?

-Możemy - odparł John i wyszliśmy z domu.

-Tylko gdzie? - zapytała Zoe.

-W Westward?

-Okej - mruknął. Pojechaliśmy tam i zamówiliśmy jedzenie.

---~---

-Powinniśmy może wypożyczyć jakiś samochód. Chyba nie będziemy wszędzie chodzić pieszo - oznajmił John.

One girl, two facesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz