Rozdział 54 - Nie uwierzysz co się stało!

37 1 0
                                    

Piąty lipca - dzień, w którym były wyniki matur. Czekałam na ten moment cały miesiąc, a kiedy nadszedł, chciałam żeby go nie było. Miałam nadzieję, że bardzo dobrze mi poszło. Cały rok spędziłam przy książkach, więc byłoby przykro gdyby wynik był niski. Jednak w jakimś stopniu myślałam o tym pod kątem optymistycznym. Co prawda, mogło się wszystko zdarzyć, dlatego też nie nastawiałam się na żaden wynik.

-No loguj się - pośpieszał mnie Zeyden.

-Właśnie. Będzie co będzie. Czasu już nie cofniesz - poparła go Zoe.

Na otwarcie rezultatu mojej ciężkiej pracy obiecałam czarnowłosemu, iż do nich przyjdę. Tak więc wspólnie siedzieliśmy w salonie. Ian dał nam kod do logowania, dlatego weszłam na stronę komisji i go wpisałam. Ręce zaczęły mi delikatnie drżeć, lecz jakoś sobie poradziłam.

-NIE WIERZĘ! - krzyknęłam.

-Co się stało? - zapytali zszokowani, zaglądając w komputer.

-O kurde - szepnął Zeyden, łapiąc się za głowę - Zaszalałaś - zaśmiał się.

-I to jak. Z każdego przedmiotu mam sto procent! - stwierdziłam - Prawie jak John.

-Oj, tutaj się zdziwisz - zaczął Matt - Przypadkowo wypadła mu ta kartka, więc ją znaleźliśmy i się zalogowaliśmy. Z biologii miał czterdzieści procent, a nie osiemdziesiąt. Z chemii dwadzieścia, nie dziewięćdziesiąt. A z matmy pięćdziesiąt, nie sto. Wszystkich nas oszukał.

Okej. Nie sądziłam, że będzie do czegoś takiego zdolny.

-Na serio? - uniosłam brwi.

-Tak - pokiwał głową.

To nieźle.

-Kiedy składasz papiery na studia? - spytała Amanda.

-Rekrutacja zaczyna się za tydzień, więc pewnie wtedy.

-Masz już wybrane uczelnie?

-Wstępnie tak, ale jeszcze nad nimi myślę - oznajmiłam.

-Spoko.

Chwilę później Nate przyniósł szampan i zaczęliśmy świętować. Nie chciało nam się iść do klubu, więc wybraliśmy taką opcję. W południe wróciłam do domu i pochwaliłam się rodzicom swoimi osiągnięciami. Następnie poszłam do pokoju. Wyszłam na balkon i oparłam się rękami o barierkę. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się takiego wyniku. Cała matura napisana bezbłędnie. Czułam, jak wszystkie uczelnie będą do mnie pisać, bym u nich się uczyła. Jednak wybór należał do mnie. Byłam nawet gotowa wyjechać do innego stanu. Aczkolwiek najbardziej chciałam polecić do Nowego Jorku i zostać tam na stałe. To miasto bardzo mi się podobało. Po za tym nie miałabym blisko do swojej pracy. Firma rodziców znajdowała się właśnie tam. Po za tym dzięki tamtemu miejscu stałabym się bardziej popularna niż z LA. Jeśli chodzi o biznes.

Dawno nie sprawdzałam poczty, więc postanowiłam to uczynić. Wróciłam do pokoju i włączyłam komputer. Miałam na niej z tysiąc wiadomości, lecz tylko jedna rzuciła mi się w oczy.

Witaj Rebecco,

Dowiedziałem się o Twoim sukcesie, dlatego chciałem Ci pogratulować. Pewnie słyszałaś o naszej uczelni. Jeśli nie to mogę Cię zapewnić, iż jest na bardzo wysokim poziomie. Byłoby nam niesłychanie miło, gdybyś zdecydowałaś się u nas studiować. Zdaję sobie sprawę, że jest to na drugim końcu USA, dlatego zapewnię Ci mieszkanie, na czas ukończenia uczelni, za które będę sam płacić. Jest to jedyna taka świetna oferta, jaką dostaniesz. Oczywiście, masz czas żeby to wszystko przemyśleć. Najlepiej by było gdybyś dała ostateczną odpowiedź do końca miesiąca. Nie zmuszam Cię to do tego, jednak byłoby fantastycznie jakbyś przyszła do nas. Gdybyś miała jakieś pytania bądź chciała zapoznać się ze szkołą to możesz zajrzeć na naszą stronę internetową.

Pozdrawiam,
Dyrektor New York University.

To się nie stało, prawda? Muszę się nad tym dobrze zastanowić i porozmawiać z bliskimi oraz w sumie z Zeydenem.

Z rodzicami postanowiłam rozmówić się kolejnego dnia, a tamtego wieczoru wybrałam się do chłopaka. Trochę się stresowałam jak zareaguje. W końcu nie należał do przewidywalnych osób. Gdy byłam na miejscu, zapukałam do drzwi.

-Hej. Mogę? - zapytałam, gdy je otworzył.

-No jasne - wpuścił mnie do środka.

-Nie uwierzysz co się stało! - rzekłam podekscytowana.

-No nie. Opowiadaj - zaśmiał się i poszliśmy do kuchni. Ja usiadłam przy wyspie, natomiast on stanął po drugiej stronie.

-Napisał do mnie dyrektor najlepszej uczelni w Nowym Jorku!

-Gratulacje. Widzisz, mówiłem, że wszystko się ułoży. Czasem jednak warto mnie posłuchać - zaśmiał się.

No dobra, tutaj ma rację. Jednak wiadomo, że nikt lepiej mnie nie zrozumie niż ja sama siebie.

-No trochę tak - wzruszyłam ramionami - Ale nie tylko po to przyszłam. Co o tym sądzisz? Jest to dobry pomysł, by wyjechać? W sensie nie chcę cię tutaj samego zostawić ani też w sumie Zoe.

-Ja mogę polecieć z tobą, gorzej z dziewczyną. O to będziesz musiała się jej osobiście zapytać. Nawet gdybym chciał to za niej decyzji nie podejmę - założył rękę na rękę.

Ciekawa propozycja. Ja i Zeyden w Nowym Jorku. Brzmi interesująco.

-No wiem, lecz wątpię, że się zgodzi.

-Też. Jednak z drugiej strony nie możesz na nią patrzeć. Dla niej jest ważne byś była szczęśliwa. Jeśli będzie taka twoja wola, to na pewno to zrozumie.

-Mam taką nadzieję. A ty? Byłbyś w stanie to wszystko porzucić, by ze mną wyjechać?

-Tak - rzekł bez zastanowienia - Za kilka lat nasza ekipa się rozpadnie. Już nie widzę dla niej przyszłości. Najlepiej by było gdyby każdy z nich poszedł w swoją stronę, poznał kogoś i założył rodzinę. Nie zamierzam ich zatrzymywać. To prawda, że dużo przeżyliśmy, lecz nadszedł koniec.

Oh...

-No w sumie. Razem tyle zrobiliście, że chyba więcej się już nie da - zachichotałam.

-Bardzo możliwe - wzruszył ramionami. Nagle do domu weszli antyterroryści. Wszystko zdarzyło się w jednej sekundzie, więc niezbyt rozumiałam tą sytuację.

-Policja! Ręce do góry! - krzyknęli, a my we dwoje podnieśliśmy dłonie w geście obronnym.

Co się tutaj dzieje?

-Panowie, o co chodzi? - mruknął czarnowłosy. W tym samym czasie podeszli do niego funkcjonariusze i skuli jego ręce kajdankami.

-Zeyden Evans? - zapytał jeden z nich.

-Tak - pokiwał głową.

-Jesteś aresztowany za zabicie Jacksona Collberga oraz dwudziestu innych osób, narażenie życia dziesięciu ludzi, jak i nielegalną strzelnicę, przemyt różnych środków odurzających oraz niepłacenie podatków.

O matko. Przecież on zostaje skazany za wszystkie przewinienia, jakie dokonał w swoim życiu. Grozi mu dożywocie!

-To było dawno i nieprawda - zaczął się tłumaczyć.

-Nic nie poradzę. Dostaliśmy dużo zgłoszeń i takich innych. Powiem szczerze, że niezbyt mnie to obchodzi kiedy to wszystko miało miejsce - wzruszył ramionami - Zabrać go.

-Chwila - zatrzymał ich - Becca, spójrz na mnie - zwrócił się do mnie - Wszystko będzie dobrze. Nie panikuj. Jakoś ta sytuacja się wyjaśni. Powiadom grupę o tym zajściu i mojego prawnika.

-Zaprowadźcie go do radiowozu!

-Kocham Cię - szepnął, po czym został wyprowadzony przez policjantów.























~~~~~

Do zobaczenia :-)
Ke$aa

One girl, two facesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz